Wiecie co? Nie wyszło mi to opowiadanie. Tak jakoś nie o tym myślałam gdy się za nie zabierałam. Zaczynam więc je od nowa. Oczywiście prolog ten sam tylko rozdziały będą od nowa. Tamtych z kolei nie usuwam byście mogli ocenić która wersja lepsza.
No to zapraszam do czytania.
Budzę
się następnego ranka. Wzdycham ciężko. Urodziny, super. Zostało mi tylko 365
dni. Ubieram ciemne rzeczy jak zwykle w dzień urodzin. Schodzę na dół. Z kuchni
biorę jabłko i butelkę wody, które chowam do torby. Anioły nie muszą jeść ale
jeśli chcą to nic nie stoi im na przeszkodzie. Wychodząc z mieszkania zamykam
drzwi i ruszam na przystanek. Z tego co przeczytałam na rozkładzie muszę
przejechać jakieś dwadzieścia kilometrów. Zatrzymuję się przy kiosku i kupuję
cztery bilety bo miesięczny został w domu. Nawet nie ulgowe bo i legitymacja
została na biurku. Eh, jak pech to pełną gębą. Gdy podjeżdża autobus wsiadam,
kasuję bilet i siadam na jednym z wolnych miejsc. Pojazd był prawie pusty co z
resztą mnie nie dziwi. Jest 6:40. Drzwi mają już się zamknąć ale w ostatniej
chwili wsiadła jakaś zakapturzona osoba i poszła na sam tył. I mimo iż nie
odwróciłam się by to sprawdzić cały czas czułam na sobie spojrzenie dziwnej
postaci. Autobus stopniowo się napełniał. Na którymś z przystanków ktoś dosiadł
się obok na co ja szybko wyciągnęłam książkę.
-Teraz
już ci się nie opłaca.- usłyszałam Pana Zajmę Miejsce Obok Bez Pytania.- Jeśli
jedziesz do pobliskiego liceum to zostały tylko dwa przystanki.
Spojrzałam
na zegarek, była 7:17.
-To
dość czasu na jeden akapit.- mruknęłam chcąc jak najszybciej zakończyć tę
rozmowę.
-Czyli
jednak jedziesz do szkoły.- powiedział z uśmiechem.- To mały budynek więc
musisz być nowa skoro cię nie kojarzę.
-Albo
po prostu cię unikałam.- powiedziałam oschle.- Ale tak jestem nowa. I w szkole
i w mieście.
-Serio?
W takim razie lepiej się przedstawię. Jestem Mat Connors, przewodniczący
Samorządu Uczniowskiego.
-Aha.
-A
ty?
-Ja
nie.
Zaśmiał
się.
-Wiem,
że nie jesteś przewodniczącą bo ja nim jestem ale pytałem o imię.
-Lily Coulisses.
-Więc Lily, skąd przyjechałaś?
-To
przesłuchanie?- pytam z lekka zirytowana.
Nie
przyjechałam tu by zawierać przyjaźnie. Jestem tu tylko dlatego, że to miasto
było dość daleko od poprzedniego. Chcę tylko spokojnie zdać rok i wyjechać na
następny gdzie indziej. A przyjaciele czy choćby znajomi znacznie to utrudnią a
zwłaszcza ci płci męskiej.
-Zwykła
ciekawość.- odparł.
-W
takim razie musisz żyć w niewiedzy.
-Hej,
księżniczko,- powiedział łagodnie.- nie musisz być od razu niemiła. Faceci z
natury są nachalni. Ale jak nie chcesz odpowiadać to nie rób tego.
-Dzięki.-
mruknęłam.
-Nie
ma za co. O nasz przystanek, chodź.
Wstałam
niechętnie i ruszyłam za chłopakiem. Czy wspominałam już, że nienawidzę szkoły?
Nie? To w takim razie muszę to nadrobić. Szkoła to najgorsza rzecz jaka może
spotkać ukrywającego się anioła. Wokół pełno ludzi i każdy może okazać się
osobą niegodną zaufania. Każde z nich może odkryć co ukrywam i rozpowiedzieć o
tym reszcie. Najlepsze co do tej pory robiłam to unikanie wszystkich. Właśnie,
do tej pory bo dzisiejszego poranka na mojej drodze stanął mi Mat, niestety. A
że jest z samorządu to zna go tylko prawie cała szkoła. Co chwilę byłam komuś
przedstawiana, co chwilę ktoś się witał i co chwilę ktoś zadawał pytania. Miałam
już serdecznie dość.
-Ja
muszę iść do sekretariatu więc pa.
-Czekaj.-
zatrzymał mnie.- Wiesz gdzie to jest?
Niech
to! Moje milczenie uznał za odpowiedź. Uśmiechnął się szeroko odsłaniając
wszystkie zęby.
-Odprowadzę
cię.- zaproponował a ja westchnęłam.
Pozwoliłam
mu iść przodem natomiast ja sama podążałam kilka kroków za nim. W pewnym
momencie zatrzymał się i odwrócił. Był wyraźnie zaskoczony ale po chwili znów
się uśmiechnął. Czy on naprawdę nie ma nic innego do roboty? Zatrzymałam się a
Connors podszedł.
-Czemu
idziesz w tyle?
-Bo
wszyscy cię tu znają.- mruknęłam.
Nawet
teraz kilku uczniów zatrzymało się by spojrzeć z kim to ich ukochany
przewodniczący rozmawia.
-Ach,
rozumiem.- kolejny uśmiech.- Nie lubisz tłumów?
Pokiwałam
głową.
-Co
jest nie tak z twoją twarzą?- spytałam najbardziej uszczypliwie jak tylko
potrafiłam.
Przez
chwilę patrzył na mnie zaskoczony ale po chwili zaczął się śmiać. Teraz to już
martwiłam się jego zdrowiem psychicznym.
-Przepraszam
ale dziś wprost nie mogę powstrzymać uśmiechu. Jesteś taka zabawna.
-Słucham?
Staram
się być wredna jak mogę a on uważa mnie za śmieszną?
-Przepraszam,
nie tak miało wyjść. Jesteś… po prostu…
-Nie
trudź się. Po prostu prowadź.
Jeszcze
raz się uśmiechnął. On naprawdę ma coś z twarzą. W sekretariacie dostałam plan
i mapkę szkoły. Jednak mimo to Connors nie zrezygnował z roli przewodnika.
Uparty człowiek. Spojrzał na mój plan.
-Nie
mamy nic razem.
-To
dobrze.- powiedziałam z uśmiechem.
-Ale
i tak będę cię odprowadzał do klas.
-A
ty co?- spytałam zirytowana.- Mój ochroniarz?
-A
chcesz pytać kogokolwiek o drogę?
Znów
ma rację, a ja zaczynam powoli tego nienawidzić. Nim jednak to przyznałam
przypomniał mi się pewien dokument, który trzymałam właśnie w dłoni.
Uśmiechnęłam się z politowaniem.
-Nie
muszę. Mam mapkę.
-Jednak
nalegam. Choćby dla zawodu osobistego ochroniarza.
Zmrużyłam
oczy. Naprawdę trudno będzie się go pozbyć.
-Nie
myśl, że będę ci płacić.
Co
on na to? Oczywiście się uśmiechnął.
-Bardzo
lubię wolontariat.
Gdy
wyszliśmy na korytarz jakaś osoba przecisnęła się obok rozpychając nas. Po
bluzie poznałam tego typa z autobusu. Rzuciłam pod nosem przekleństwo, bo ten
debil mnie przewrócił. Już miałam wstać ale w tym momencie dwie osoby podniosły
mnie z podłogi. Jedną z nich był oczywiście pan Connors a druga to niska, ruda,
piegowata dziewczyna. Ta również szeroko się uśmiechnęła ukazując aparat
dentystyczny.
-Nic
ci nie jest?
-Sama
umiem wstać.- powiedziałam jej.- Ale jestem cała.
-Wiesz
kto to był?
Connors
i jego pytania już mnie poważnie wnerwiają. Spojrzałam na niego z emocjami
wypisanymi na twarzy.
-Nie
wiem czy zauważyłeś ale on miał kaptur.
-Zauważyłem
nie tylko to ale również fakt, że w autobusie przyglądał się tobie.
-Ten
dziwak patrzył na ciebie?- zapytała ruda jednak ja zupełnie jej nie słuchałam. Czyli
to w autobusie nie było tylko paranoją ale rzeczywistością. W takim razie może
to być tylko ktoś z mojej rasy. Mojej albo tej drugiej.
Zabawny rozdział. Podoba mi się postać Lily, pełna ironii i trochę ciętego języka. Czekam na kolejny rozdział i życzę Ci weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam