czwartek, 6 marca 2014

WAŻNE + Rozdział pierwszy

WAŻNE

Wiecie co? Nie wyszło mi to opowiadanie. Tak jakoś nie o tym myślałam gdy się za nie zabierałam. Zaczynam więc je od nowa. Oczywiście prolog ten sam tylko rozdziały będą od nowa. Tamtych z kolei nie usuwam byście mogli ocenić która wersja lepsza.

No to zapraszam do czytania.

Budzę się następnego ranka. Wzdycham ciężko. Urodziny, super. Zostało mi tylko 365 dni. Ubieram ciemne rzeczy jak zwykle w dzień urodzin. Schodzę na dół. Z kuchni biorę jabłko i butelkę wody, które chowam do torby. Anioły nie muszą jeść ale jeśli chcą to nic nie stoi im na przeszkodzie. Wychodząc z mieszkania zamykam drzwi i ruszam na przystanek. Z tego co przeczytałam na rozkładzie muszę przejechać jakieś dwadzieścia kilometrów. Zatrzymuję się przy kiosku i kupuję cztery bilety bo miesięczny został w domu. Nawet nie ulgowe bo i legitymacja została na biurku. Eh, jak pech to pełną gębą. Gdy podjeżdża autobus wsiadam, kasuję bilet i siadam na jednym z wolnych miejsc. Pojazd był prawie pusty co z resztą mnie nie dziwi. Jest 6:40. Drzwi mają już się zamknąć ale w ostatniej chwili wsiadła jakaś zakapturzona osoba i poszła na sam tył. I mimo iż nie odwróciłam się by to sprawdzić cały czas czułam na sobie spojrzenie dziwnej postaci. Autobus stopniowo się napełniał. Na którymś z przystanków ktoś dosiadł się obok na co ja szybko wyciągnęłam książkę.
-Teraz już ci się nie opłaca.- usłyszałam Pana Zajmę Miejsce Obok Bez Pytania.- Jeśli jedziesz do pobliskiego liceum to zostały tylko dwa przystanki.
Spojrzałam na zegarek, była 7:17.
-To dość czasu na jeden akapit.- mruknęłam chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
-Czyli jednak jedziesz do szkoły.- powiedział z uśmiechem.- To mały budynek więc musisz być nowa skoro cię nie kojarzę.
-Albo po prostu cię unikałam.- powiedziałam oschle.- Ale tak jestem nowa. I w szkole i w mieście.
-Serio? W takim razie lepiej się przedstawię. Jestem Mat Connors, przewodniczący Samorządu Uczniowskiego.
-Aha.
-A ty?
-Ja nie.
Zaśmiał się.
-Wiem, że nie jesteś przewodniczącą bo ja nim jestem ale pytałem o imię.
-Lily Coulisses.
-Więc Lily, skąd przyjechałaś?
-To przesłuchanie?- pytam z lekka zirytowana.
Nie przyjechałam tu by zawierać przyjaźnie. Jestem tu tylko dlatego, że to miasto było dość daleko od poprzedniego. Chcę tylko spokojnie zdać rok i wyjechać na następny gdzie indziej. A przyjaciele czy choćby znajomi znacznie to utrudnią a zwłaszcza ci płci męskiej.
-Zwykła ciekawość.- odparł.
-W takim razie musisz żyć w niewiedzy.
-Hej, księżniczko,- powiedział łagodnie.- nie musisz być od razu niemiła. Faceci z natury są nachalni. Ale jak nie chcesz odpowiadać to nie rób tego.
-Dzięki.- mruknęłam.
-Nie ma za co. O nasz przystanek, chodź.
Wstałam niechętnie i ruszyłam za chłopakiem. Czy wspominałam już, że nienawidzę szkoły? Nie? To w takim razie muszę to nadrobić. Szkoła to najgorsza rzecz jaka może spotkać ukrywającego się anioła. Wokół pełno ludzi i każdy może okazać się osobą niegodną zaufania. Każde z nich może odkryć co ukrywam i rozpowiedzieć o tym reszcie. Najlepsze co do tej pory robiłam to unikanie wszystkich. Właśnie, do tej pory bo dzisiejszego poranka na mojej drodze stanął mi Mat, niestety. A że jest z samorządu to zna go tylko prawie cała szkoła. Co chwilę byłam komuś przedstawiana, co chwilę ktoś się witał i co chwilę ktoś zadawał pytania. Miałam już serdecznie dość.
-Ja muszę iść do sekretariatu więc pa.
-Czekaj.- zatrzymał mnie.- Wiesz gdzie to jest?
Niech to! Moje milczenie uznał za odpowiedź. Uśmiechnął się szeroko odsłaniając wszystkie zęby.
-Odprowadzę cię.- zaproponował a ja westchnęłam.
Pozwoliłam mu iść przodem natomiast ja sama podążałam kilka kroków za nim. W pewnym momencie zatrzymał się i odwrócił. Był wyraźnie zaskoczony ale po chwili znów się uśmiechnął. Czy on naprawdę nie ma nic innego do roboty? Zatrzymałam się a Connors podszedł.
-Czemu idziesz w tyle?
-Bo wszyscy cię tu znają.- mruknęłam.
Nawet teraz kilku uczniów zatrzymało się by spojrzeć z kim to ich ukochany przewodniczący rozmawia.
-Ach, rozumiem.- kolejny uśmiech.- Nie lubisz tłumów?
Pokiwałam głową.
-Co jest nie tak z twoją twarzą?- spytałam najbardziej uszczypliwie jak tylko potrafiłam.
Przez chwilę patrzył na mnie zaskoczony ale po chwili zaczął się śmiać. Teraz to już martwiłam się jego zdrowiem psychicznym.
-Przepraszam ale dziś wprost nie mogę powstrzymać uśmiechu. Jesteś taka zabawna.
-Słucham?
Staram się być wredna jak mogę a on uważa mnie za śmieszną?
-Przepraszam, nie tak miało wyjść. Jesteś… po prostu…
-Nie trudź się. Po prostu prowadź.
Jeszcze raz się uśmiechnął. On naprawdę ma coś z twarzą. W sekretariacie dostałam plan i mapkę szkoły. Jednak mimo to Connors nie zrezygnował z roli przewodnika. Uparty człowiek. Spojrzał na mój plan.
-Nie mamy nic razem.
-To dobrze.- powiedziałam z uśmiechem.
-Ale i tak będę cię odprowadzał do klas.
-A ty co?- spytałam zirytowana.- Mój ochroniarz?
-A chcesz pytać kogokolwiek o drogę?
Znów ma rację, a ja zaczynam powoli tego nienawidzić. Nim jednak to przyznałam przypomniał mi się pewien dokument, który trzymałam właśnie w dłoni. Uśmiechnęłam się z politowaniem.
-Nie muszę. Mam mapkę.
-Jednak nalegam. Choćby dla zawodu osobistego ochroniarza.
Zmrużyłam oczy. Naprawdę trudno będzie się go pozbyć.
-Nie myśl, że będę ci płacić.
Co on na to? Oczywiście się uśmiechnął.
-Bardzo lubię wolontariat.
Gdy wyszliśmy na korytarz jakaś osoba przecisnęła się obok rozpychając nas. Po bluzie poznałam tego typa z autobusu. Rzuciłam pod nosem przekleństwo, bo ten debil mnie przewrócił. Już miałam wstać ale w tym momencie dwie osoby podniosły mnie z podłogi. Jedną z nich był oczywiście pan Connors a druga to niska, ruda, piegowata dziewczyna. Ta również szeroko się uśmiechnęła ukazując aparat dentystyczny.
-Nic ci nie jest?
-Sama umiem wstać.- powiedziałam jej.- Ale jestem cała.
-Wiesz kto to był?
Connors i jego pytania już mnie poważnie wnerwiają. Spojrzałam na niego z emocjami wypisanymi na twarzy.
-Nie wiem czy zauważyłeś ale on miał kaptur.
-Zauważyłem nie tylko to ale również fakt, że w autobusie przyglądał się tobie.

-Ten dziwak patrzył na ciebie?- zapytała ruda jednak ja zupełnie jej nie słuchałam. Czyli to w autobusie nie było tylko paranoją ale rzeczywistością. W takim razie może to być tylko ktoś z mojej rasy. Mojej albo tej drugiej. 

1 komentarz:

  1. Zabawny rozdział. Podoba mi się postać Lily, pełna ironii i trochę ciętego języka. Czekam na kolejny rozdział i życzę Ci weny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń