czwartek, 16 października 2014

Rozdział Osiemnasty

Tak, wiem. Po tak masywnej nieobecności przyszłam wam z takim czymś. Dla pocieszenia mam nową ofiarę. I niedługo albo jeszcze dziś poszukam nowych. Blogerzy bójcie się.

Oto rozdział. Nie czytać.

Ciągle czułam czyjeś ramiona obejmujące nie w tali, przyciskające moje plecy do czyjejś piersi, oddech na mojej głowie a co jakiś czas usta na jej czubku. Ale wszystko co czułam wprawiało mnie w obrzydzenie. To nie był Evan. A tylko on się liczył. Ze snu wyrwało mnie jedno słowo.
-Kochanie.
Czułość w jego głosie spowodowała mój odruch wymiotny.
-Pomożesz mi w czymś?- zapytał.
-Mowy nie ma.- warknęłam.
-To nic wielkiego. Uwierz mi.
-Tobie?- zakpiłam.
-To może układ? Bardzo korzystny. Ty mi pomożesz a ja nie będę cię nigdy cię nie zgwałcę, nie zmuszę do pocałunku i nie będę cię obmacywał. Co ty na to?
Zamknęłam oczy.
-Co mam zrobić?
Usiadłam i odsunęłam się od niego. Spojrzałam na niego a on wskazał na swoje przedramię. Gdy na nie spojrzałam musiałam zakryć ręką usta. Kula średnicy kciuka tkwiła niedaleko zgięcia łokcia. Włożył w moją dłoń pęsetę. Spojrzałam na niego przerażona.
-Mam ją wyjąć?!
Mój głoś był piskliwy. No cóż to była przerażająca propozycja.
-Masz szansę sprawić mi trochę bólu. Możesz się zemścić za chłopaka.
I to dodało mi zapału. Zamierzyłam się i wyciągnęłam kulę. Krew trysnęła a ja krzyknęłam. Czułam ciepłą ciesz na twarzy… i szyi… i ramionach… i tułowiu. Oddychałam płytko i trzęsłam się. Po chwili mocno mnie objął. W tym momencie na chwilę przestałam myśleć o tym kim jest i co zrobił. Byłam tylko roztrzęsioną dziewczyną a on jedyną osobą która była w pobliżu. Gdy udało mi się pozbierać odsunęłam się od niego i poszłam do łazienki. Umyłam twarz i ręce. Drzwi nagle się otworzyły. Wojna. Trzymał w rękach dużą ilość krwistoczerwonego materiału. Co ja miałam z tym zrobić? Rozwiesić we wszystkich oknach czy może uszyć w tego pościel? Co tam jedną, dwie!
-Co to?- zapytam.
-Pomyślałem, że będziesz chciała się przebrać. Daj mi od razu piżamę to pozbędę się krwi.
-Nie przebiorę się przy tobie.- powiedziałam twardo.
-Już widziałem cię nago.- powiedział spokojnie.- I nadal uważam, że jesteś piękna.
Przemilczałam to. Udawałam, że nie zabolało mnie to, że powiedział mi to więcej razy niż Evan zdążył.
-Rozłóż to.
Posłuchał. Była to suknia z gorsetem. Zdawało mi się, że nie zakryje całych moich piersi. Dół był rozkloszowany i pikowany a góra zdobiona brokatem i złotymi nićmi.
-Nie założę tego.
-Spróbuję innym razem.- powiedział.
Gdy przyniósł mi inne ubrania, niechętnie zdjęłam koszulę i szybko chwyciłam ubrania zasłaniając się nimi.
-Won.
Wyszedł i wreszcie mogłam skulić się na podłodze łazienki. Po jakimś czasie płaczu za Evanem i użalaniu się nad sobą ubrałam się i przekręciłam klucz w drzwiach. Nie minęła nawet sekunda gdy zaczął pukać do drzwi.
-Otwórz kochanie.
Nie chcę by mnie tak nazywał.
-Mam imię.- warknęłam.
-Clarie.- wypowiedział je miękko a mnie zaczęły się wnętrzności skręcać.- Otwórz te drzwi, proszę.
-Nigdy.- powiedziałam z odrazą.
-Jak mam cię karmić?- zapytał.
Prychnęłam. Próbował wymyślić coś na szybko.
-Nie obchodzi mnie to. Jak dla mnie nie musisz się starać.- odpowiedziałam.
Jednak coś wymyślił. Pozbył się ślicznie zdobionej kratki w drzwiach i tamtędy przekazywał jedzenie. Chyba nie muszę wspominać, że go nie tknęłam. Zasnęłam na podłodze, unikając pościeli którą przekazał. Obudziłam się chyba następnego dnia, nie wiem. Światło w łazience nie zmieniło się od wczoraj. Wzięłam kąpiel bo spałam w ubraniach. Jednak gdy wyszłam spod prysznica czekała na mnie suknia a nie jeansy i koszulka z Bleach. Otuliłam się rącznikiem i usiadłam w kącie. Po jakimś czasie ponowił próbę dostania się do środka… chyba.
-Kochanie, mam nadzieję, że się ubrałaś bo mam dość twojego samo zaniedbania więc po prostu wejdę tam i cię stamtąd wyniosę.
Groźby, żałosne. Zamknęłam oczy i oparłam się głową o kafelki. Zaczął liczyć od 50 w dół. Jak na moje mógł zacząć od miliona bo efekt będzie ten sam. Zastanawiałam się co robić z tym dniem. Gdy brałam prysznic łyknęłam trochę wody. Bez jedzenia da się ponoć przeżyć tydzień. Sprawdzę. Z wodą nie będzie problemu, przecież to łazienka. Może sobie pośpię? No ale tak całe dnie spać? W sumie dla rozrywki mogę posłuchać jego biadolenia. Dotarł do 15 i zaczął liczyć głośniej. Przy 3 prawie krzyczał. Ułożyłam się na podłodze by podrzemać sobie gdy nade mną pojawił się cień. Otworzyłam oczy i krzyknęłam, zrywając się do pozycji siedzącej. Jest tu! Niech to, przecież nawet nie otwierał drzwi! Dla pewności wychyliłam się i sprawdziłam. Były zamknięte.
-Jesteśmy w końcu u mnie, kochanie.- jego ton był szorstki ale to tylko spowodowało, że jeszcze bardziej chciałam się z nim wykłócać.
-Mnie też nie podoba się, że tu jestem.- warknęłam.
On tylko zmrużył oczy i podniósł mnie. Zaczęłam na niego krzyczeć ale nic sobie z tego nie robił. Jak również z tego, że waliłam go pięściami. Posadził mnie w fotelu i wrócił do łazienki. Wyszedł z niej trzymając to czerwone coś.
-Mówiłam, że tego nie ubiorę.
-Albo będziesz to nosić- nachylił się nade mną i położył mi suknię na kolana.- albo będziesz chodzić nago.- mówiąc to chwycił brzeg ręcznika.- Żarty się skończyły kochanie.
Po czym wcisnął mi swój język do ust. Jęknęłam i zaczęłam walić go jak popadnie. Rozwinął ręcznik a ja jęknęłam. Zaczęłam płakać. Nie chciałam by tak to się skończyło. Znieruchomiał i powoli odsunął się.
-Widzisz kochanie? Nie słuchasz się i jak to się kończy?  Bądź grzeczna.
Wyprostował się i wolno przesunął po mnie wzrokiem. Cała się trzęsłam. On natomiast nic sobie z tego nie robiąc poszedł do łazienki. Wykorzystałam to i przekradłam się do łóżka gdzie opatuliłam się kołdrą. Gdy do moich uszu dobiegł dźwięk lecącej z pod prysznica wody odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam. Jednak nie spałam zbyt długo. Powód? Mój żołądek nie dawał mi spokoju nawet we śnie. Cały czas śniło mi się jedzenie. Mój mózg to chyba lubi się nade mną znęcać. Jednak gdy tylko otworzyłam oczy przestała mi się podobać pozycja w jakiej się znajdowałam. Wojna siedział na łóżku a ja otulona kołdrą na jego kolanach. Odruchem było już trzęsienie się a przerażenie było normą. Szarpnęłam się jednak on tylko wzmocnił uścisk. Z moich oczu już płynęły łzy.
-Puść mnie.- jęknęłam.
-Wiesz, że tego nie zrobię.- szepnął w czubek mojej głowy.
-Dlaczego teką satysfakcję sprawia ci dręczenie mnie?
Westchnięcie. Niespodziewanie wstał i zaniósł mnie do kuchni. Posadziwszy na taborecie, przygotował coś do jedzenia po czym postawił przede mną tosty z serem. Przeklęłam w duchu ale nic nie tknęłam. Whawhai usiadł naprzeciw, wziął jedną kanapkę z talerza i przysunął mi ją do ust. Odwróciłam głowę.
-Niejadek.- usłyszałam.
Wzruszyłam tylko ramionami.
-Spójrz na mnie.
Zrobiłam to niechętnie. On ugryzł kanapkę i zaczął udawać, że się krztusi. Po chwili przestał.
-A nie. Jednak tego nie otrułem.- z powrotem kanapka znalazła się przed moimi ustami.- a teraz jedz. Bo uwierz mi kochanie, znajdę sposób by cię do tego nakłonić.
Powoli wzięłam gryz kanapki i niechętnie zaczęłam ją przeżuwać. Starałam się nie patrzyć na jego pełną zadowolenia minę. Po posiłku znów mnie podniósł i położył z powrotem do łóżka. Odwróciłam się od niego. Wojna natomiast położył się obok mnie i objął mnie w pasie. Wzdrygnęłam się.
Tak minęło kilka dni. Od jakiś dwóch mam wyższą temperaturę. Przemilczałam ten fakt. Leżę na boku mając na sobie zwykłe spodnie i koszulkę. Udało mi się to wynegocjować… za pocałunek. Fuj. Oczywiście omal mnie przy tym nie zgwałcił. Więc tak sobie leżę i rozmyślam gdy nagle Wojna podchodzi do nie i niemal zdziera ze mnie koszulkę. Zaczęłam się szarpać.
-Mogłabyś się czasem powstrzymać z tym wierceniem.
W tym momencie poczułam jego palce… rozsmarowywujące mi coś na brzuchu. Znieruchomiałam. Następnie wysmarował mi tym samym niewiadomo-czym plecy, to czego nie zasłaniała koszulka na dekolcie i stopy. Następnie wszedł pod kołdrę i przycisnął mnie do siebie.
-Co ty…
-Milcz.- przewał mi.
-Ale…

-Po prostu leż cicho.



 Kto przeczytał?