sobota, 15 marca 2014

Rozdział 5 czyli " Domowe fontanny i dziwne sny"

Obudziłam się  już u siebie. Leżałam we własnym łóżku. Dobrze, że po utracie przytomności skrzydła same się chowają. Spróbowałam usiąść ale ktoś mi przeszkadza. To ruda Rebecca.
-Obudziła się!- zawołała a drzwi pokoju otworzyły się.
-Jak się czuje?- spytał Mat Connors.
-Czuję się paskudnie jeśli musisz wiedzieć.- warknęłam.
-Lilly…
-To nic Rebecco. Miała trudny dzień a to dopiero poranek.
Podszedł a ona westchnęła.
-Czy możesz powiedzieć kto ci to zrobił?- spytał łagodnie.
-Nie.
-Czemu?- spytała Rebecca.
-Rebecco.- ostrzegł ją.
Ta mruknęła coś pod nosem. Po kolejnym pytaniu i moim braku odpowiedzi ruda się zdenerwowała. Connors wyprowadził ją z pokoju a ja zaczęłam się wpatrywać w sufit. To znowu się stało. Może mniej drastycznie ale i tak bolało. Chciałabym teraz umrzeć. Bardzo. Westchnęłam i spróbowałam wstać, po raz drugi. Tym razem się udało. Wolnym krokiem podeszłam do lustra i rozłożyłam skrzydła. Wyglądały paskudnie a to tylko dlatego, że wcześniej ktoś również dowiedział się kim jestem. Już raz dostałam nauczkę i teraz wiem, że muszę jak najszybciej stąd uciec. Zanim powtórzą   j e g o  czyny. Bo już ktoś to zrobił. W tej chwili otworzyły się drzwi i ktoś, najpewniej ruda Rebecca, głośno wciągnął powietrze. Odwróciłam się i to rzeczywiście okazał się rudzielec a za nią stał Connors. Też miał nietęgą minę. Ruda Rebecca zasłoniła sobie usta obiema dłońmi.
-Mat mówił, że są w strasznym stanie ale nie wiedziałam, że aż tak.- szepnęła.
Spojrzałam na chłopaka wymienionego przez rudą. Jak on śmiał?
-Może rozgadasz o tym jeszcze połowie miasta?
-Lilly, to nie tak…- Connors próbował się wytłumaczyć.
-Nieważne i tak mnie to nie obchodzi. Wyjeżdżam.
-Jak to? Tylko dlatego, że się dowiedziałam?
-Że oboje się dowiedzieliście. Nie mam zamiaru czekać aż obudzę się w jakiejś piwnicy.
Odwróciłam się tyłem do nich i schyliłam się pod łóżko po walizki. Znieruchomiałam gdy usłyszałam głos Connorsa.
-To właśnie tak się stało, prawda? Ktoś się dowiedział i zrobił ci to?
-Jakiś inny anioł go napadł. Chciał zemsty.- powiedziałam matowym głosem.
Po chwili poczułam jak ktoś mocno wtula się w moje plecy i zaczyna płakać. Przez chwilę byłam zaskoczona ale potem się zasępiłam. Nie ma co nade mną płakać, ruda., pomyślałam. Choć to pierwszy raz jak ktoś płacze nad moim losem. Z trudem powstrzymałam łzy i wstałam.
-No nie becz tyle bo mi dom zalejesz.
Ruda parsknęła śmiechem a po chwili coś musiało do niej dotrzeć bo znowu zaczęła mnie moczyć swoimi łzami. Westchnęłam i spróbowałam ją pocieszyć.
-Ruda, uspokój się. Nie zamawiałam domowej fontanny.
Spojrzałam na Connorsa i zauważyłam łzy w jego oczach.
-Tylko mi nie mówcie, że druga była gratis.
-Kto drugi?- spytała Ruda Domowa Fontanna.- Chodź tu do nas Mat.
-Ktoś w ogóle mnie pytał o zdanie? A może ja nie chcę brać teraz prysznica.
Zaśmiali się a ja westchnęłam.
-Jak następnym razem będzie mi się zbierać na łzy to już wiem gdzie iść.- zagroziła ruda.
-Nie przyjdziesz do mnie bo po pierwsze nie stać mnie na suszenie całego domu.
-A po drugie?- spytał Connor.
-Nie mam łodzi.
Zaczęli się śmiać a ja nie wiedziałam z czego. Po raz kolejny westchnęłam. Irytują mnie.
-No dobra, koniec tego.
Ruda odsunęła się.
-Jedna sprawa. Przez kilka dni nie będę chodzić do szkoły. To wszystko- pokazałam na skrzydła.- musi się zrosnąć. Muszą być rozprostowane by nie pozrastały się krzywo. Niestety o tym dowiedziałam się trochę za późno.
-Och.
-A teraz idźcie do szkoły. Ja mam wymówkę ale wy nie. Więc idźcie się męczyć.
-Dobra ale mam jedno pytanie.- powiedział Connors.
-Dawaj.
-Kim jest ten koleś? Ten ze szkoły.
Poczułam jak wszystkie mięśnie się skurczają. Sama myśl o nim przyprawia mnie o ciarki a skrzydła przypominają o sobie.
-To demon.
Zbledli. Oj, chyba teraz nie wyjdą. I miałam rację, w połowie. To ruda Rebecca bała się spotkania z panem demonem. Wykręciła się tym, że będzie się mną tu opiekować. Oczywiście protestowałam ale równie dobrze mogłam mówić do ściany. Podejrzenie, że ucieknę nie było bezpodstawne. Uznali, że lepiej mnie pilnować. Na ich szczęście nie mogę latać. Mat wyszedł a Rebecca poszła zrobić herbatę i przynieść coś do jedzenia. Położyłam się na plecach, dzięki czemu skrzydła spokojnie mogły rozłożyć się prosto. Zamknęłam oczy i prawie zasnęłam gdy nagle pojawiła się ruda.
-Ty prawie nic nie masz w lodówce.
Amerykę odkryła.
-Anioły nie muszą jeść.
-Serio?
-Aha.
-Ale zjesz coś?- spytała.
-Ta, czemu nie.
-Na chwilę skoczę do sklepu.
-A ja z chęcią się zdrzemnę.- powiedziałam.- Obudź mnie w razie czego.
-Okej.
Wyszła a ja zasnęłam. Miałam strasznie dziwny sen o sztormie. Stałam na łodzi a raczej klęczałam. Mocno trzymałam się liny i zaciskałam powieki. Pokład kołysał się w jedną i drugą stronę. Skuliłam się mocniej i zacisnęłam dłonie mocniej. Bałam się.
-Podaj mi rękę!- usłyszałam.
Otworzyłam oczy i zauważyłam go. Nie wiem kim dokładnie bo stał w żółtym nieprzemakalnym płaszczu z wielkim kapeluszem tego samego koloru. Trzymał się drzwi. Już wyciągnęłam do niego rękę ale zatrzymałam ją w połowie drogi. Poczułam skrzydła na plecach. Widział je. Wie kim jestem więc nie mogę mu ufać.
-Szybko! Burza się wzmaga!
Opuściłam dłoń i złapałam się liny.
-Proszę!
Pokręciłam głową. Obejrzał się i sięgnął po coś. Była to lina którą mocno obwiązał się w pasie. Zaczął się zbliżać w moim kierunku na klęczkach. Był już blisko. Po chwili poczułam jak przyciąga mnie do siebie i poczułam się bezpiecznie. Mimo szalejącego morza, mimo wściekłego nieba i mimo obcego. Powoli zaprowadził mnie do środka. Tam usiadłam przy drzwiach a on kawałek dalej.
-Bardzo przemokły?- zapytał.
-Co?
-Twoje skrzydła. Nie dość, że ktoś cię tak skrzywdził to jeszcze przemokłaś. Chcesz dwa ręczniki?
-Poproszę.- powiedziałam po chwili wahania.
-Nie musisz się mnie bać. Jestem…
Jakiś hałas obudził mnie.

1 komentarz:

  1. Sporo wątków jak na dwa rozdziały, fajnie :)
    Szkoda mi Lilly, sporo przeszła i teraz jeszcze to. Ciekawi mnie sprawa tego snu, pewnie będzie miało to jakieś odniesienie w dalszych rozdziałach. Czekam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń