Obudziłam
się już u siebie. Leżałam we własnym
łóżku. Dobrze, że po utracie przytomności skrzydła same się chowają.
Spróbowałam usiąść ale ktoś mi przeszkadza. To ruda Rebecca.
-Obudziła
się!- zawołała a drzwi pokoju otworzyły się.
-Jak
się czuje?- spytał Mat Connors.
-Czuję
się paskudnie jeśli musisz wiedzieć.- warknęłam.
-Lilly…
-To
nic Rebecco. Miała trudny dzień a to dopiero poranek.
Podszedł
a ona westchnęła.
-Czy
możesz powiedzieć kto ci to zrobił?- spytał łagodnie.
-Nie.
-Czemu?-
spytała Rebecca.
-Rebecco.-
ostrzegł ją.
Ta
mruknęła coś pod nosem. Po kolejnym pytaniu i moim braku odpowiedzi ruda się
zdenerwowała. Connors wyprowadził ją z pokoju a ja zaczęłam się wpatrywać w
sufit. To znowu się stało. Może mniej drastycznie ale i tak bolało. Chciałabym
teraz umrzeć. Bardzo. Westchnęłam i spróbowałam wstać, po raz drugi. Tym razem
się udało. Wolnym krokiem podeszłam do lustra i rozłożyłam skrzydła. Wyglądały
paskudnie a to tylko dlatego, że wcześniej ktoś również dowiedział się kim
jestem. Już raz dostałam nauczkę i teraz wiem, że muszę jak najszybciej stąd
uciec. Zanim powtórzą j e g o czyny. Bo już ktoś to zrobił. W tej chwili
otworzyły się drzwi i ktoś, najpewniej ruda Rebecca, głośno wciągnął powietrze.
Odwróciłam się i to rzeczywiście okazał się rudzielec a za nią stał Connors.
Też miał nietęgą minę. Ruda Rebecca zasłoniła sobie usta obiema dłońmi.
-Mat
mówił, że są w strasznym stanie ale nie wiedziałam, że aż tak.- szepnęła.
Spojrzałam
na chłopaka wymienionego przez rudą. Jak on śmiał?
-Może
rozgadasz o tym jeszcze połowie miasta?
-Lilly,
to nie tak…- Connors próbował się wytłumaczyć.
-Nieważne
i tak mnie to nie obchodzi. Wyjeżdżam.
-Jak
to? Tylko dlatego, że się dowiedziałam?
-Że
oboje się dowiedzieliście. Nie mam zamiaru czekać aż obudzę się w jakiejś
piwnicy.
Odwróciłam
się tyłem do nich i schyliłam się pod łóżko po walizki. Znieruchomiałam gdy
usłyszałam głos Connorsa.
-To
właśnie tak się stało, prawda? Ktoś się dowiedział i zrobił ci to?
-Jakiś
inny anioł go napadł. Chciał zemsty.- powiedziałam matowym głosem.
Po
chwili poczułam jak ktoś mocno wtula się w moje plecy i zaczyna płakać. Przez
chwilę byłam zaskoczona ale potem się zasępiłam. Nie ma co nade mną płakać,
ruda., pomyślałam. Choć to pierwszy raz jak ktoś płacze nad moim losem. Z
trudem powstrzymałam łzy i wstałam.
-No
nie becz tyle bo mi dom zalejesz.
Ruda
parsknęła śmiechem a po chwili coś musiało do niej dotrzeć bo znowu zaczęła
mnie moczyć swoimi łzami. Westchnęłam i spróbowałam ją pocieszyć.
-Ruda,
uspokój się. Nie zamawiałam domowej fontanny.
Spojrzałam
na Connorsa i zauważyłam łzy w jego oczach.
-Tylko
mi nie mówcie, że druga była gratis.
-Kto
drugi?- spytała Ruda Domowa Fontanna.- Chodź tu do nas Mat.
-Ktoś
w ogóle mnie pytał o zdanie? A może ja nie chcę brać teraz prysznica.
Zaśmiali
się a ja westchnęłam.
-Jak
następnym razem będzie mi się zbierać na łzy to już wiem gdzie iść.- zagroziła
ruda.
-Nie
przyjdziesz do mnie bo po pierwsze nie stać mnie na suszenie całego domu.
-A
po drugie?- spytał Connor.
-Nie
mam łodzi.
Zaczęli
się śmiać a ja nie wiedziałam z czego. Po raz kolejny westchnęłam. Irytują
mnie.
-No
dobra, koniec tego.
Ruda
odsunęła się.
-Jedna
sprawa. Przez kilka dni nie będę chodzić do szkoły. To wszystko- pokazałam na
skrzydła.- musi się zrosnąć. Muszą być rozprostowane by nie pozrastały się
krzywo. Niestety o tym dowiedziałam się trochę za późno.
-Och.
-A
teraz idźcie do szkoły. Ja mam wymówkę ale wy nie. Więc idźcie się męczyć.
-Dobra
ale mam jedno pytanie.- powiedział Connors.
-Dawaj.
-Kim
jest ten koleś? Ten ze szkoły.
Poczułam
jak wszystkie mięśnie się skurczają. Sama myśl o nim przyprawia mnie o ciarki a
skrzydła przypominają o sobie.
-To
demon.
Zbledli.
Oj, chyba teraz nie wyjdą. I miałam rację, w połowie. To ruda Rebecca bała się
spotkania z panem demonem. Wykręciła się tym, że będzie się mną tu opiekować.
Oczywiście protestowałam ale równie dobrze mogłam mówić do ściany. Podejrzenie,
że ucieknę nie było bezpodstawne. Uznali, że lepiej mnie pilnować. Na ich
szczęście nie mogę latać. Mat wyszedł a Rebecca poszła zrobić herbatę i przynieść
coś do jedzenia. Położyłam się na plecach, dzięki czemu skrzydła spokojnie mogły
rozłożyć się prosto. Zamknęłam oczy i prawie zasnęłam gdy nagle pojawiła się
ruda.
-Ty
prawie nic nie masz w lodówce.
Amerykę
odkryła.
-Anioły
nie muszą jeść.
-Serio?
-Aha.
-Ale
zjesz coś?- spytała.
-Ta,
czemu nie.
-Na
chwilę skoczę do sklepu.
-A
ja z chęcią się zdrzemnę.- powiedziałam.- Obudź mnie w razie czego.
-Okej.
Wyszła
a ja zasnęłam. Miałam strasznie dziwny sen o sztormie. Stałam na łodzi a raczej
klęczałam. Mocno trzymałam się liny i zaciskałam powieki. Pokład kołysał się w
jedną i drugą stronę. Skuliłam się mocniej i zacisnęłam dłonie mocniej. Bałam
się.
-Podaj
mi rękę!- usłyszałam.
Otworzyłam
oczy i zauważyłam go. Nie wiem kim dokładnie bo stał w żółtym nieprzemakalnym
płaszczu z wielkim kapeluszem tego samego koloru. Trzymał się drzwi. Już
wyciągnęłam do niego rękę ale zatrzymałam ją w połowie drogi. Poczułam skrzydła
na plecach. Widział je. Wie kim jestem więc nie mogę mu ufać.
-Szybko!
Burza się wzmaga!
Opuściłam
dłoń i złapałam się liny.
-Proszę!
Pokręciłam
głową. Obejrzał się i sięgnął po coś. Była to lina którą mocno obwiązał się w
pasie. Zaczął się zbliżać w moim kierunku na klęczkach. Był już blisko. Po
chwili poczułam jak przyciąga mnie do siebie i poczułam się bezpiecznie. Mimo
szalejącego morza, mimo wściekłego nieba i mimo obcego. Powoli zaprowadził mnie
do środka. Tam usiadłam przy drzwiach a on kawałek dalej.
-Bardzo
przemokły?- zapytał.
-Co?
-Twoje
skrzydła. Nie dość, że ktoś cię tak skrzywdził to jeszcze przemokłaś. Chcesz
dwa ręczniki?
-Poproszę.-
powiedziałam po chwili wahania.
-Nie
musisz się mnie bać. Jestem…
Jakiś hałas obudził mnie.
Sporo wątków jak na dwa rozdziały, fajnie :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Lilly, sporo przeszła i teraz jeszcze to. Ciekawi mnie sprawa tego snu, pewnie będzie miało to jakieś odniesienie w dalszych rozdziałach. Czekam i pozdrawiam.