niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział Dziewiętnasty

Czy ktoś tęsknił za opowiadaniem? Kogo udało mi się wkurzyć tym postem? 

-Czy mogę wiedzieć co robisz?- warknęłam zirytowana.
-Lepiej będzie dla ciebie gdy zamilkniesz.
-Bo co?
-Jesteś chora więc na razie nic. Jednak gdy tylko wyzdrowiejesz popamiętasz przemilczenie tego faktu.- powiedział ponuro.
-A co cię obchodzi moje zdrowie?
-Wiele.- szepnął przy mim uchu, po czym przycisnął mnie mocniej do siebie.- A teraz śpij bo inaczej ci w tym pomogę.
-To pomóż.- warknęłam.- Nie wiem czy wiesz ale z kaszlem to dosyć trudne.
Poczułam jego dłoń na moim czole i zasnęłam. Śniło mi się coś nietypowego. Leżałam na łóżku gdy nagle podbiegł do mnie jakiś chłopiec.
-Mamo! Tata nie chce się ze mną zgodzić!
Byłam w stu procentach pewna, że mówi do mnie. Wdrapał się na łóżko a następnie na moje kolana.
-O co chodzi?- spytałam go z czułością.
-Tata mówi że Nicole będzie miała na imię Monic.
-Mogę cię zapewnić, że na pewno będzie się nazywać Nicole.- powiedziałam.
Nagle przez nieznane mi drzwi wyszedł Wojna. Chłopiec uśmiechnął się do niego z wyższością.
-Widzisz tato?- powiedział z wyższością w głosie.- Ona ma na imię Nicole.
Chwila, chwila. On niby jest ojcem dziecka, które nazywa mnie matką? I czemu mówię takie dziwne rzeczy?
- Naprawdę?- powiedział, unosząc brew.- Myślałem, że cię przekonałem.
-Nigdy mnie nie przekonasz.- O udało mi się powiedzieć coś swojego.
Chłopak usiadł obok mnie i mnie pocałował. Byłam kompletnym szoku. Odsunął się ode mnie i uśmiechnął. Byłam zdezorientowana.
-Nicole.- powiedziałam po chwili.
-W nocy bardziej się postaram.
-To nie fair. Ja nie mogę się bardziej postarać.
-Nie musisz.- zapewniłam go.
Chłopiec uśmiechnął się. W następnej chwili przyszedł Zaraza. Mały pobiegł do niego i poszli do tamtego pokoju.
-Dlaczego nie Monic?- zapytał Whawhai.
-Mówiłam ci przecież, że tak miała na imię dziewczyna, która mi dokuczała. To imię mi się źle kojarzy.- czemu ja mu to mówię.
-Niech ci będzie.- mruknął i pocałował mnie.- Ale nie zrezygnuję z tego nocnych planów.
Nie wiem czemu się uśmiechnęłam. A jeszcze gorsze było to, że sama go po chwili pocałowałam.
Obudziłam się zdezorientowana. Spojrzałam na chłopaka zdziwiona. Nie spał.
-Chyba byłam w twoim śnie.- powiedziałam.
-Mnie nie śnią się dzieci.- warknął.
-Nikt nic nie mówił o dzieciach.
Zamilkł. Punkt dla mnie. Chłopak westchnął i pocałował mnie. Tak samo jak we śnie. Z dziwnym leniwym zaangażowaniem od którego moje serce wrzuciło na wyższy bieg. Byłam w szoku. Po chwili chłopak delikatnie pchnął mnie na łóżko i położył się na mnie. Nie mogłam się poruszyć. Jego usta zjechały na moją szyję.
-P...przestań.- zająknęłam się.
-Nie.- powiedział.
Po jego głosie można było poznać, że się uśmiecha.
-Proszę.- powiedziałam ledwie panują nad głosem.
Pokręcił głową.
-Nie ujdzie ci to płazem zwłaszcza, że teraz wiem co na ciebie działa.
-Proszę.- szepnęłam.- Ja nie chcę. Myślisz, że taka chwila jest coś warta jeśli później jej się żałuje?
Zatrzymał się. Po chwili położył się obok mnie i mocno mnie objął. Czemu nagle zaczęłam inaczej reagować na jego dotyk? Gdy tylko mnie dotknął przeszły mnie dziwne dreszcze. Zaczął głaskać mnie po głowie a po chwili wplótł palce w moje włosy. Czułam się jakbym była mu podana na tacy. To było paskudne uczucie. Zamknęłam oczy by nie musieć tego czuć jednak to wrażenie mnie nie opuszczało.
-Kocham cię.- szepnął.
-Nie kłam.- mówię mając nadzieję, że mam rację.
Jaka szkoda że się myliłam. By przekonać mnie co do prawdy tych słów pocałował mnie. Teraz robił to znacznie częściej. Wiedział przecież, że przynosi to oczekiwany efekt. Bałam się, że teraz nic go nie powstrzyma. On jednak odsunął się ode mnie a ja zrobiłam to samo.
-Czyli teraz będziesz nie unikać?- zapytał.
-Teraz stałeś się jeszcze groźniejszy.
Westchnął i spojrzał na mnie.
-Co mam zrobić by nasze relacje były normalne?- zapytał.- Bym mógł się do ciebie zbliżyć?
-Nic nie możesz zrobić.- powiedziałam beznamiętnie.
Usiadłam oplatając nogi rękoma. Whawhai zszedł z łóżka i kucnął obok mnie. Delikatnie dotknął mojej dłoni a ja cofnęłam się. Jęknął.
-Nie masz nic do powiedzenia?- spytał z bólem.- Żadnej odzywki? Złośliwości?
Milczałam.
-Claire, proszę cię. Nie zachowuj się tak. To jest okropne.
Odwróciłam wzrok. Ten natomiast podniósł mnie, posadził sobie na kolana i przycisnął mnie do siebie. Zaczął mną delikatnie kołysać, głaskać o głowie i szeptać coś niezrozumiałego. Pocałował mnie w czubek głowy. Niech już przestanie. Czuję, że nie długo po prostu się złamię. Kiedyś obiecałam sobie, że nikt nie będzie przeze mnie cierpiał.
-Przestań.- szepnęłam.
Chyba mu ulżyło.
-Claire?
-Hm?
-Bardzo cię kocham.
-Ta.- odparłam sucho.
Następnie zaniósł mnie do kuchni i znów zrobił mi coś do jedzenia. Ignorowałam go więc od razu pojawił się obok.
-Maleńka, co jest?- spytał.
To określenie mnie zirytowało.
-Jak ty mnie nazwałeś?- zwróciłam się do niego zirytowana.
-Maleńka.- powtórzył z ciepłym uśmiechem.
Nikt już nie będzie mnie tak nazywał! Nigdy.
-Nigdy więcej tak do mnie się nie zwracaj.- syknęłam.
Chyba zauważył w tym jakieś drugie dno bo od razu spoważniał.
-Kto cię skrzywdził?- warknął.
Zamrugałam zaskoczona. Po prostu powiedziałam mu, że nie chcę by mnie tak nazywał.
-Chodziłam z takim jednym...- odparłam zmieszana.- dość szybko zerwaliśmy...
-Ty z nim?
Pokiwałam głową.
-Zgaduję, że nie mógł się z tym pogodzić.
Znowu pokiwałam głową.
-Stalker?-zapytał po raz kolejny.
Jak on zgaduje? Czyta mi w myślach? Jednak potwierdziłam. Nie miałam bladego pojęcia o co mu chodzi? Jednak on po prostu przytulił mnie. Spięłam się, co okazało się dziwnie trudne.
-Mogę go zabić?- zapytał.
Odsunęłam go od siebie.
-Co?- spytałam zszokowana.
-Nie pozwolę nikomu cię prześladować.
-A ty niby mogłeś?
Milczał.
-Z resztą, nie możesz go zabić. Nie tak po prostu.
-Mogę.- powiedział spokojnie.
-Nie, nie możesz.
Pocałował mnie w usta.
-Jednak bym chciał.
-N...nie pozwolę ci na to.
-Jesteś słodka.
-Och, odczep się.- mruknęłam.
-Jak będziesz jeść, kotku.

Odwróciłam głowę. Zaśmiał się.

niedziela, 9 listopada 2014

I oto ten będzie oceniany!

Siostra cały czas truje mi... znaczy się namawia mnie na ocenę tego bloga. Od razu mówię, że teraz (czyli gdy to piszę) jestem trochę sceptyczna. O co chodzi? Mianowicie o to że:

1. Nie czytałam jeszcze tego bloga. To co piszę teraz piszę jest najzupełniej w ciemno.
2. Jest tam postać która nie przypadła mi do gustu wcześniej (tak, to fanfiction) więc postaram się nie dostawać szału gdy ten się pojawi.

Ok, koniec gadania czas zabrać się do pracy.

Blog pod tytułem Harry Potter i Siła Życia chyba (nawet siostra mi tego nie potrafi powiedzieć na 100%). Autorką jest Rockowa_Pumcia. No to co? Jedziemy?

Akcja zaczyna się na ulicy... bez skojarzeń! To tylko wieczór a Harry po prostu spaceruje. Jednak pora późna i wraca do domu, do pokoju. Wspomina  tym jak to się zaczęło, że jest Chłopcem-Który-Przeżył. Następne wspomnienia to nauka w Hogwarcie. Gdybyście wy mieli taką jazdę w szkole to też byście wspominali. Przerywa mu ciotka wrzeszcząc, że kolacja już na stole. Nie wiem czemu nazywa to kolacja. Pół... nie chwila, ćwierć grejpfruta. Serio. A to czemu głodzą Harry'ego? Bo Dudley był na diecie. Sprawiedliwe? Nie. A czy oni wiedzą co to sprawiedliwe traktowanie? No nie wydaje mi się. Wracając do opowiadania. Gdy Harry wraca do pokoju wcina słodycze. Spryciarzu. Następnego ranka kupił od sowy gazetę i po przeczytaniu jej zszedł na śniadanie. Tam dowiedział się, że próbowano porwać ministra. Rozpoznał dwójkę, Snape'a i Bellatriks. Nie zwracając na nikogo uwagi wrócił wściekły do swojego pokoju. Krążył po nim jak sęp dopóki nie przyleciała sowa Rona. Dostarczyła mu zaproszenie na ślub Billa i Fleur oraz list od Rona. Potwierdził swoją obecność po czym zszedł na dół i oświadczył, że jutro o jedenastej odejdzie odejdzie stąd na zawsze. W pokoju znów zaczął rozmyślać (może zostanie filozofem?). Najpierw o dziewczynie (przecież ważniejsze) a następnie o horkruksach (też ważne). Następnie przypomniał sobie o własnych urodzinach (a czy to ważne?) po których będzie mógł czarować (a, no chyba, że tak). Następnego dnia wstał gdy przyleciała poczta. I znów zszedł na "śniadanie". I tam doznał szoku. Oni się z nim pożegnali! Wtf?! Najpierw wredoty a teraz to mili? Posrało ich? Z resztą nie ważne. O jedenastej przybyli po niego Remus Lupin, Ron który przypakował i jego ojciec. Przenieśli się do Nory gdzie rzuciła się na niego Hermiona (czyżby morderstwo?) i przywitała go (e, szkoda). Na obiedzie dowiedział się, że Ginny siedzi w pokoju odkąd z nią zerwał (syndrom supermana, że  Harry, on go ma). Następnie przeszli na temat horkruksów (czemu oni mówią albo o Ginny albo o nich? to jakieś zboczenie zawodowe?). Następnego dnia obudził go Ron. Sprowadził na dół, na śniadanie i urodzinową niespodziankę. Następnie udał się do pokoju rudowłosej. Porozmawiali i zeszli się. Niestety Ron wygadał się braciom a oni reszcie. W takiej atmosferze minęły mu urodziny. Dalej przygotowywali ślub i pojechali po prezenty. Jednak w nocy miał koszmar. Widział jak Voldzio planuje zaatakować Wesley'ów na ślubie. O 18:00. Harry oczywiście powiedział reszcie co widział i podjęto odpowiednie środki. Następnego dnia przed osiemnastą mieli przybyć Aurorzy i Zakon. Harry onownie położył się spać i tym razem śniła mu się Ginny (widzicie, albo zło albo jego dziewczyna. czy widzicie jakiś związek?). Przygotowania, przebieranie się (Harry i Ron mieli problemy z włosami), zachwyt chłopców nad Ginny i Hermioną, ślub i atak. Punktualnie o osiemnastej. Zaklęcia padają na lewo i prawo. Śmierciożercy w wyraźnej defensywie, wszyscy walczą. Nagle Harry obrywa Sectumsempra i pada. Czuje że to koniec.

Czy Harry umrze? Co z innymi? Tego dowiecie się czytając dalej bloga. Macie link od razu do pierwszego rozdziału.

Zalecenia Gala Anonima: NO IDŹ I CZYTAJ!! NIE MAM BLADEGO POJĘCIA CO TU JESZCZE ROBISZ!! OCZYWIŚCIE OPRÓCZ TEGO, ŻE MARNUJESZ CZAS!!