-Tego,
że cię kocham.
Po
tych słowach pocałował mnie. Nie mogłam pozostać obojętna. Jestem chora. Wplótł
dłoń w moje włosy i powoli położył się na plecach. Mile zaskoczyło mnie to, że
nie na mnie. Drugą ręką objął mnie w talii i więcej nic nie robił. Gdy udało mi
się przejąć kontrolę nad zmysłami, odsunęłam się i wstałam.
-Przepraszam.-
powiedziałam stojąc tyłem do niego.
-Nie
masz za co.- odparł a w jego głosie nie znalazłam ani krzty smutku.- Choć, czas
na śniadanie.
Zjadłam
coś, przebrałam się, załatwiłam w łazience to co miałam i poszliśmy na
przystanek. Droga minęła spokojnie. Lecz na przystanku zaczepił nas Canines.
Wtedy byliśmy już wszyscy czworo.
-Czego
chcesz, Canines?- warknęłam.
-Zdaje
mi się, że mówiłem ci jak bym wolał byś do mnie mówiła.
-Wiesz
gdzie ja mam twoje zachcianki?
Uśmiechnął
się w chory sposób.
-Chętnie
sprawdzę.
-Chrzań
się.- warknęła ruda Rebecca.
Zdziwiło
mnie to, że ona pierwsza się wtrąciła.
-Wolę
sprawdzić gdzie ma moje zachcianki. I lepiej się nie wtrącaj bo inaczej ciebie
też sobie dokładnie obejrzę, choć to nie będzie ani trochę ciekawe.
-Wal
się.- powiedzieliśmy chórem.
-Do
zobaczenia.
Odszedł
a z nas zeszło napięcie.
-Prostak.
-Ja
raczej powiedziałbym „ktoś niebezpieczny”.
-Masz
rację ale poradzimy z nim sobie, co nie?
Wszyscy
pokiwali głowami i ruszyliśmy do klas. Gdy Connors się od nas odłączył a rudą
Rebeccę zaczepiła jakaś dziewczyna z naszej grupy z historii. Archanioł
nachylił się nade mną i szepnął.
-Chyba
chciałaś powiedzieć, ze ja sobie z nim poradzę.
-Nie
będziesz stawał przeciw niemu sam. Nieważne kim jesteś.
-Martwisz
się?
-No
oczywiście. Zrobiłeś coś niesamowitego, muszę ci to jakoś wynagrodzić.
-Na
mój gust już to zrobiłaś.- powiedział łagodnie.
Spojrzałam na niego
pytająco a on dotknął moich ust. Zaczerwieniłam się. Cholera, na co ja
zachorowałam. Palpitacja serca, nagłe uderzenia gorąca. Co to oznacza?
Super.Zizi
OdpowiedzUsuń