niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 6

Wiem, wiem kolejny głupi rozdział. Pewnie wam się nie podoba ale nie chcecie mi tego mówić by mnie nie ranić. Kocham was za to ale piszcie co o tym myślicie. Błaaagaaam. Jeśli chodzi o pisanie opowieści to jestem chyba ułomna. 

13 lat później.

Leżę na jakiejś polanie i wpatruję się w bezkształtne chmury. Zamykam oczy. Tak bardzo pragnę..
 Nagły ruch obok powoduje przerwanie moich rozmyślań. Odwracam głowę i widzę znajomą osobę. Wyciągam rękę gdy nagle blond włosa głowa odwraca się a we mnie wpatrują się martwe błękitne oczy. Z ust wypływa stróżka krwi. Siadam gwałtownie i opieram głowę na dłoniach. Zawsze ten sam koszmar. Po co ja tu wracałem? Wstaję i kieruję swoje kroki do łazienki. Przemywam twarz i patrzę w lustro. Z niego wygląda chłopak z czarnymi jak noc włosami, i szarymi podkrążonymi oczami. Demoniczna krew sprawia iż płeć piękna nie jest w stanie mi się oprzeć. Mogę mieć każdą…. prawie. Ta jedyna zginęła ratując mi życie. Patrzę na swoje ręce. One by miały obiekcje do zmiany programu żałoby. Otwieram szafkę i wyciągam z niej żyletkę. Patrzę na nią a w błysk światła mignęło mi błękitne oko.
-Kurwa!- krzyczę i rzucam ją do zlewu.
Opadam na ścianę i biorę kilka głębokich wdechów. Gdy się uspokajam z powrotem sięgam po przedmiot i siadam na podłodze. Spoglądam na pustą przestrzeń. Po kilkunastu bolesnych cięciach pojawia się tam para oczu. Taka jaką pamiętam. Przemywam rękę pod zlewem z zabraniam ranom goić się. Po takim małym odprężeniu wracam do łóżka i ponownie zapadam w sen. Budzik powiadamia mnie, że jest 8:00. Oczywiście nie muszę o tej godzinie wstawać ale nie potrafię go przestawić. Zwlekam się z łóżka i ubieram pierwsze lepsze rzeczy by po chwili wyjść na miasto. Szukam kolejnej rozrywki na jedną noc. Poprzednio nie udało mi się żadnej odpowiedniej dziewczyny znaleźć ale dziś się uda. Przy kawiarni siedzi do mnie tyłem jakaś blond włosa dziewczyna. Podchodzę do niej z uśmiechem który powala wszystkie dziewczyny.
-Hej, coś się stało?- pytam.
Spoglądam w jej zielone oczy. Zły kolor ale może być.
-A co się miało stać?- prycha.- Pewien debil znowu mnie olał.
-Rzeczywiście debil.

Wieczór.

-Idę wziąć prysznic.- mówię.
-Wróć za chwilę.- mówi rozciągając się na łóżku.
Biorę szybki prysznic i wycierając włosy wracam. Widzę jak Lidia odstawia budzik.
-Co zrobiłaś?
Mam nadzieję, że nie to co myślę.
-Przestawiłam budzik. Po co ma nas budzić o ósmej.
Zwiesiłem głowę i uderzyłem pięścią w ścianę.
-Coś się stało? Mogę z powrotem go nastawić.
-Wynoś się.- mówię ledwie nad sobą panując.
-Słucham?
-Wynoś się! Już!
Wstaje patrząc na mnie w szoku.
-Nie chcę cię tu widzieć!- drę się.
Wybiega po jakimś czasie słyszę jak trzaska drzwiami. Kręcę się w kółko. Dawno tego nie robiłem. Nie, nie mogę tego zrobić. Ale potrzebuję. Nie jestem słaby! Ale i tak to zrobię. Wychodzę z pokoju i idę do pomieszczenia na końcu piętra. Po cichu otwieram drzwi i stoję w pokoju, który kiedyś należał do nastolatki. Podchodzę do szafy. Gdy tu wróciłem poukładałem wszystkie rzeczy na miejsce. Wyciągam z szafy sweter i wtulam w niego twarz. Wdycham i wydycham powietrze chłonąc zapach osoby która go nosiła. Przyciskając odzież do piersi kładę się na łóżku dziewczyny i zasypiam. Budzę się i spoglądam na zegar. 8:15. Kieruję kroki w stronę łazienki. Chwytam żyletkę i siadam pod ścianą. Pozwalam „oczom” się zagoić i za pomocą kilku prostych cięć piszę imię dziewczyny. Oddycham głęboko. Ból fizyczny pozwala zapomnieć o bólu psychicznym. Z nudów kreślę przypadkowe kreski. Zmywam krew i idę się ogarnąć. Nie idę dziś na miasto. Idę do groty. Może znajdę jej ciało. Ciało tego śmiecia już dawno jest wyrzucone. Chcę tylko odprawić jej pogrzeb. O tak wiele proszę? W moje oczy rzuca się list. Podnoszę go i otwieram. Dzisiejsza data. Poza tym jacyś ludzie chcą bym 12 kwietnia stawił się przy moście bo posiadają informację na temat ciała Juliet. Chwila wróć! Wiedzą gdzie są Jej zwłoki. Dziś dopiero marzec! Niech to. Ale chwila 31 marca! Dwanaście dni i będę wiedział. Muszę wszystko przygotować. Albo lepiej nie, może okaże się… Nie, po prostu muszę wiedzieć w jakim jest stanie. Potem się zastanowię czy lepsza będzie kremacja czy zwykły pogrzeb. Może już jest skremowana? Na tą myśl przeszły mnie ciarki. Nie, nie może tak być.

1 kwietnia

Wiercę się z niepokojem. Jeszcze tyle czasu. Nie wiem co robić. Nie wyszedłem z domu. Potrafię tylko pić i zadręczać się myślami. Po 12:21 jestem już kompletnie pijany.

2 kwietnia

Kac rozwala mi głowę. Po co przestałem pić? Dziś mogę.

3 kwietnia

Tak, wczoraj piłem. Piję też dzisiaj.

4 kwietnia

Po wyleczeniu kaca wróciłem do kochanki żyletki. Czekanie mnie zabija. Chcę móc już się z nią ostatecznie pożegnać.

5 kwietnia

Chyba da się jednak przesadzić z cięciem. Trochę krwi mi ubyło. Pozwoliłem wyjątkowo moim ranom się wyleczyć. Ale to był ostatni raz.

6 kwietnia

Spojrzałem w lustro. Nieźle się stoczyłem. Postanowiłem w końcu coś zjeść. Lecz niewiele, chyba mój organizm odzwyczaił się od jedzenia.

7 kwietnia

Mój żołądek jednak ma głos. Lodówka jest moim przyjacielem.

8 kwietnia

Zabrałem się za porządki. Taki syf być tu nie może.

9 kwietnia

Śmieję się dziś bez powodu i nie mogę przestać. To śmiech szaleńca który wie, że nic mu nie zostało. Dopiero stara kochanka żyletka pomaga mi się uspokoić. Stary kumpel alkohol też sporo pomógł.

10 kwietnia

Jutro będę leczyć kaca. Posprzątałem jednak wczorajsze butelki. Dziś żyletka dołączyła do alkoholu. To połączenie jest efektywne. Czemu wcześniej na nie wpadłem?

11 kwietnia

Zacząłem sprzątać mimo kaca. Jutro nie będę mieć na to czasu. Głowa mi trochę przeszkadza, biorę więc tabletki i mi przechodzi. Popijam je Spritem i kontynuuję porządki. Zjadłem też coś i wziąłem prysznic. Po 22:32 położyłem się. Znacznie wcześniej niż zazwyczaj ale jutro muszę być wyspany.

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 5

Nie bijcie mnie za to co zrobiłam. Proooszę. To NIE JEST ostatni rozdział mimo iż na to wygląda. 

Stał tam Jasper. Czyli jednak się nie myliłam.
-A dokąd to się wybieracie? Hm…
-Czego chcesz?- pytam.
-Czy to nie oczywiste?
-Odejdź stąd.
-Nie chce mi się.- uśmiechnął się złośliwie.
Nagle ciało Jaspera uderza w ścianę a Alan zaczyna biec. Biegnę razem z nim. Gdy wybiegliśmy ze środka chłopiec upadł i został pociągnięty z powrotem. Pobiegłam za nim.
-Puść go!- krzyknęłam wbiegając.
Gdy weszłam Jasper trzymał rękę w górze a Alan wisiał w powietrzu do góry nogami.
-Odstaw go na ziemię. Proszę.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Co?- spytałam.
Jego uśmiech potwierdził moje przypuszczenia.
-Pewnie wiesz.
Przełknęłam ślinę.
-Dobrze.
Wraz z tym słowem poczułam jak moja głowa staje się cięższa i upadam na ziemię. Gdy obudziłam się, piszczało mi w uszach. Przez pisk powili przedzierał się krzyk i płacz. Uniosłam powoli powieki. Świat był zamazany. Gdy odzyskał kontury chciałam w ogóle ich nie otwierać. Przede mną widziałam jak Alan wisząc do góry nogami jest torturowany przez Jaspera.
-Obiecałeś.- z trudem wymawiałam słowa.
-Zaatakował mnie.- powiedział ze śmiechem.
Zbliżał się do mnie, zupełnie tracąc zainteresowanie Alanem. Udało mi się stworzyć coś co wyciągnęło stąd chłopca.
-Miałem się zająć tobą później, ale skoro już się obudziłaś po co zwlekać.

Chłopiec stał przed wejściem w oczekiwaniu na anielicę. Nagle cała grota zaczęła się trząść by po chwili zawalić się, tym samym więżąc tam dwie osoby. Prześladowcę… i Juliet. W oczach Alana pojawiły się łzy. Mimo iż nie rozumiał dokładnie czemu. Wsadził ręce do kieszeni a tam wyczuł papier. Przeczytał list i wykonał to o co go prosiła anielica. Zadzwonił do jej ciotki i wyjaśnił jej całą sytuację. Jeszcze tego samego dnia, wieczorem z pociągu wysiadła kobieta i wzięła chłopca ze sobą. O 02:46 byli już na Karaibach.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 4

No i dziś drugi wpis. Spodziewaliście się tego? Pewnie nie ale to tylko czwarty rozdział. miłego czytania. Mam nadzieję, że nie obrazicie się na mnie o to co zrobię w następnym rozdziale.

Gdy budzik zadzwonił długo już nie spałam. W nocy obudziłam się z przeczuciem, że ktoś tu był. Naprawdę blisko. Wyłączyłam budzik. Alan ziewnął.
-Miałem dziwny sen.- powiedział a ja znieruchomiałam.
-Co ci się śniło?- spytałam siląc się na swobodny ton.
-Że jakiś demon głaskał cię po twarzy i coś szeptał. Nie mogłem tego zrozumieć.
-To tylko sen.- powiedziałam sama w to nie wierząc.
-Naprawdę?
-Tak. Połóż się, ty możesz sobie pospać.
Alan położył głowę na poduszce i zamknął oczy. Szybko ubrałam się i wyszłam. Chciałam iść dalej ale sukcesywnie zatrzymały mnie listy leżące parę kroków od mojego „domu”. Podniosłam je powoli. Jeden był zaadresowany do mnie drugi do Alana. Znaczy były napisane tylko imiona i nazwiska. List do Alana położyłam koło budzika i ponownie wychodząc obejrzałam ten do mnie. Na kopercie widniał odręczny napis:  Hotel Pandora i Juliet Scar z drugiej. Otworzyłam list i zaczęłam czytać.


2009-09-03
Droga Panno Juliet
Mamy zaszczyt zaproponować Pani pracę w naszym skromnym przybytku. Wierzymy iż dostała Pani nasze poprzednie listy lecz nie miała Pani okazji na nie odpisać. Wiemy że jest Pani wyjątkowa i idealnie nadaje się do pracy w naszej posiadłości. Jeśli zgadza się Pani, proszę zadzwonić pod numer podany niżej.

Z poważaniem
Pracownicy Pandory


Zupełnie na dole widniał rząd cyfer. List był dziwny. Chyba się pomylili. Wcześniej nie dostałam żadnego listu. W sumie listy od cioci też do mnie nie docierały. Westchnęłam i włożyłam list do toby. Kiedy indziej się tym zajmę, teraz czas do pracy. Gdy dotarłam na miejsce byłam dwie minuty spóźniona. Weszłam do sklepu.
-Och, już jesteś.
-Przepraszam za spóźnienie pani Carr.- powiedziałam ze skruchą.
-Nic nie szkodzi.- powiedziała z uśmiechem.- Chodź, pokarzę ci co i jak.
Po krótkim instruktarzu jak obsługiwać kasę fiskalną i jak mniej więcej układać bukiety. Po jakiś pięciu minutach wszedł jakiś człowiek. Pani Carr kucała przy kwiatach obok drzwi.
-Dzień dobry.
-Witam.- powiedział mężczyzna.- Przesyłka dla panny Juliet Scar.
Byłam zdziwiona.
-To ja.- odparłam.
Podszedł. Podał mi różę.
-Proszę pokwitować.- powiedział.
Pokwitowałam, no cóż innego miałam zrobić. Przy róży była karteczka.

Gratulujemy nowej pracy, Panno Juliet.

Pracownicy Pandory

Doznałam szoku. Skąd oni wiedzą?
-Od kogo to?- spytała podekscytowana kobieta.
Spuściłam wzrok i podałam jej liścik. Przeczytała go i spojrzała na mnie zaskoczona.
-Nie wiem skąd wiedzą.
-Może zapomniałaś, że im mówiłaś.- powiedziała kobieta.
-Może.- jednak nie byłam do końca przekonana.
Po pracy wróciłam do „domu”. Tam zastałam Alana, który chodził nerwowo w kółko.
-Co się stało?- spytałam zaskoczona.
Chłopiec spojrzał na mnie i pobiegł w moją stronę mocno mnie przytulając.
-Hej, hej. Wszystko w porządku. Co się stało?
Klękłam przy chłopcu a ten znowu się przytulił.
-Ktoś tu był.- szepnął ledwie słyszalnie.
-Rozumiem. Chodź, wrócimy wieczorem.
Wstałam i chwyciłam jego dłoń. Odwróciłam się do wylotu jaskini i zamarłam.

Piszę wam o (Na zamówienie)

Hej wam. Wiem, wiem długo mnie nie było a zwłaszcza z TYM. Bo dziś przedstawiam wam bloga pod tytułem Hermiona Riddle- Córka Czarnego Pana, którego to autorką jest Eolka.

Główna bohaterka to oczywiście Hermiona. Przysnęła trochę w pociągu, budzą ją Harryt i Ron. W gazecie pojawiły się wieści o Sami Wiecie Kim. Harry prosi dziewczynę o opinnię. Ta złośliwie dogryza Ronowi. Chłopcy są w szoku (no co? może okres się zbliża). Wybraniec pyta się co się stało. Okazuje się, że ojciec Hermiony został zamordowany. Oczywiście Ron ma za mały móżdżek by pojąć to co powiedziała ale usiadł obok niej. Oczywiście "przypadkowo" zaczaczył dłonią o biust dziewczyny. Po  tulaśnej chwili Hermiona wyzwoliła się z uścisku a on znów "omyłkowo" zachaczył dłoną o jej biodro (zbok, jak nic). Gdy rudzielec robi się głodny, idzie z przyjacielem poszukać sprzedawczyni (takich ludzi nie wypuszcza się samych na spacer po pociągu, jeczsze zrobią krzywdę sobie lub innnym).
Tym czasem do ich przedziału wszedł nie kto inny jak Ślizgon. Nie byle jaki Draco Malfoy. Hermiona czeka aż zaczną się wyzywać. Jednak cisza trwa, bo.... Malfoy zaczą patrzeć na Hermionę jak na dziewczynę (uuu, ktoś się zakochał?). I kłótnia start. Wyzywają się, gdy nagle pociąg zatrzymuje się a światła gasną, rozlega się pisk. Oboje puczszają różczki które wyciągnęli. Schylają się po nie i okazuje się, że się pomylili. Gdy światło wraca a pociąg rusza, kłótni dalszy ciąg. Malfoy przekracza granicę, obrażając jej rodziców. Hermiona zaklęciem podpala mu krawat. Draco stoi chwilę jakby się zmienił w posąg. Niesety ożywa i wychodzi. Po chwili wpadają Ron i Harry. Widzieli Malfoya i się przestraszyli. Hermiona poszła na zebranie prefektów. Ron został wywalony za zmuszenie uczniów do noszenia ławek (co on ma, wodę zamiast mózgu?). Na zebranie Hermiona przychodzi spóźniona. Okazuje się, że została prefektem naczelnym. Niestety Malfoy też. Czwórka dostaje bransoletki z hasłami do wszyskich domów oraz własne pokoje z wspólnym salonem. Wśród wielu obowiązków są dyżury. Już się domyślacie z kim dyżur będzie miała Hermiona. Dziewczyna wróciła do przedziału i zasnęła.
Hermoinę budzi Ginny. Wychodzą z pociągu ale dziewczyna zapomina torby. Wraca po nią i kogo spotyka? Malfoya (co? znowu? czy cały świat chce by oni byli razem? jakieś fatum? a może autorka?)! Gdy wychodzą widzą profesor McGonnagal. Mówi iż  posłała jej przyjaciół już do szkoły a oni mają pojechać powozem. Okazuje się, że Malfoy nie ma swojej  mapy. Dziewczyna pokazuje mu swoją (oczywiście wcześniej wybucła śmiechem). Przed salą gdy chcą wejść Hermiona potyka się i upadłaby gdyby nie Darco. Chwile patrzą sobie w oczy i puszczają się. Na Sali zapanowała cisza (ktoś mak zasiał?). Wszyscy (ale absolutnie wszyscy) patrzyli na nich. Co się stanie podczas przydzielania do Domów? Czy coś się wydarzy między tą dwójką? Kiedy, jak i od kogo Hermiona dowie się, że jest córką Czarnego Pana? No cóż czytajcie, czytajcie.

ZALECENIA GALA ANONIMA: NO JA NIE WIEM CZEMU JESZCZE NIE CZYTASZ TEGO BLOGA! JEST GENIALNY!!

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 3

Oto trzeci rozdział. Mam nadzieję,  że poprawiłam się względem długości rozdziału. Jeśli chodzi o ilość dialogów.... Niedługo zmieni się perspektywa i tam będzie mniej dialogów. Będą na samym początku niemal rzadkością. 

Wzięłam go na ręce i zaczęłam lecieć w kierunku dawnego domu. Okno wciąż było otwarte. Zatrzymałam się na parapecie i pomogłam wejść Alanowi po czym sama weszłam. Zaczęłam się pakować. Wzięłam dobrze schowanego laptopa od cioci, słuchawki, resztę ubrań, ciepłe buty, budzik i bransoletkę. Gdy zamierzałam wyjść pojawiła się moja matka.
-Co tu robisz, szmato?
-Przyszłam po moje rzeczy.- odpowiedziałam.
-Nic ci nie kupowaliśmy.- odrzekła.
-Ale ciocia to nie wy.
Zmrużyła oczy.
-Oddaj tą torbę.
-Nie.
-Ciesz się ,że nie ma tu mojego męża. On by ci pokazał, że się nie pyskuje.
Cofnęłam się kilka kroków.
-Wychodzę.
-O, co to nie.
Podeszła do mnie i zaczęła wyrywać mi torbę.
-Mamo, przestań!
-Mówiłam ci ty wywłoko! Taki potwór jak ty nie jest moim dzieckiem!
Gdy tylko wypowiedziała te słowa poleciała kilka metrów w dal i uderzyła w ścianę naprzeciw drzwi. Byłam w szoku. Szybko za pomocą Daru spuściłam torbę na dół i zleciałam na ziemię z Alanem na rękach. Chwyciłam torbę z zaczęłam lecieć do domu. Gdy doleciałam przysiadłam na posłaniu. Czułam, że jeszcze parę metrów a bym padła. Położyłam się i zamknęłam oczy. Usiadł koło mnie.
-Jak się czujesz?- spytał.
-Wszystko w porządku. Jestem po prosty zmęczona. Odpowiesz mi na jedno pytanie?
Otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopca, pokiwał głową.
-Jak to zrobiłeś?
-Nie wiem. Byłem po prostu zły.-odpowiedział.- To była twoja mama. Nie powinna być taka podła.
-Przyzwyczaiłam się.
Przytulił się.
-Hej, co się stało?- spytałam.
-Jesteś smutna.- powiedział.
-Trudno nie być. Czas iść spać.- rzekłam.
-Jutro też idziesz do szkoły?
-Nie, jutro idę do pracy. Potem pójdziemy kupić ci jakieś ubrania.
-Możemy pójść po moje.- zaproponował.
-Hmm, dobrze. Ale teraz idziemy spać.
Udało mi się stworzyć materac i poduszki. Chyba cudem. Położyliśmy się i przykryłam nas kocem a budzik wyjęłam z torby leżącej obok. Nastawiłam go na 8:oo i poszłam spać.