środa, 24 grudnia 2014

Nic

Hej. Wiem, że trochę późno ale chcę wam życzyć zdrowych, pogodnych i wesołych Świąt. Wiecie wiele prezentów, świetnych znajomych i samych pozytywnych sytuacji w życiu. No i zdrowia przede wszystkim. Czego tam mogę wam życzyć... to chyba wszystko.

Do przeczytania.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Zbierz się ludu wierny....

Nie będę powtarzać tego co napisałam tu. Powtórzenia są trochę dziwne, zwłaszcza całego tekstu. Jednak mówię wam o tym gdyż wszem i wobec ogłaszam wspaniałe nowiny. Otóż Aleksji.... Ale za nim o tym. Wszyscy wiemy, że najpierw przeniosła to opowiadanie na Facebooka  a następnie i stamtąd zniknęło. Na samym początku zamierzałam ją za to udusić ale coś mnie powstrzymało. Ludzie teraz komunikat właściwy. Jeśli chcecie dokończyć to opowiadanie to idziecie do sklepu albo na stronkę zaczytani.pl i kupujecie sobie książkę pod tytułem "Dotyk Życia".

Do zobaczyska.

Do autorki: Ilość stron jest porażająco mała. Skończyłam ją w jeden dzień więc szykuj się do pisania kolejnej. Masz za duży talent by go zmarnować. Już i tak mnie do szewskiej pasji doprowadzasz tymi niedokończonymi opowiadaniami. A jeśli piśniesz coś o tym, że sama nie dokańczam mojego to powiem ci tak: Ja jedno ty sześć.

Napisała co chciała (w sensie ja) i spada.

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział Dziewiętnasty

Czy ktoś tęsknił za opowiadaniem? Kogo udało mi się wkurzyć tym postem? 

-Czy mogę wiedzieć co robisz?- warknęłam zirytowana.
-Lepiej będzie dla ciebie gdy zamilkniesz.
-Bo co?
-Jesteś chora więc na razie nic. Jednak gdy tylko wyzdrowiejesz popamiętasz przemilczenie tego faktu.- powiedział ponuro.
-A co cię obchodzi moje zdrowie?
-Wiele.- szepnął przy mim uchu, po czym przycisnął mnie mocniej do siebie.- A teraz śpij bo inaczej ci w tym pomogę.
-To pomóż.- warknęłam.- Nie wiem czy wiesz ale z kaszlem to dosyć trudne.
Poczułam jego dłoń na moim czole i zasnęłam. Śniło mi się coś nietypowego. Leżałam na łóżku gdy nagle podbiegł do mnie jakiś chłopiec.
-Mamo! Tata nie chce się ze mną zgodzić!
Byłam w stu procentach pewna, że mówi do mnie. Wdrapał się na łóżko a następnie na moje kolana.
-O co chodzi?- spytałam go z czułością.
-Tata mówi że Nicole będzie miała na imię Monic.
-Mogę cię zapewnić, że na pewno będzie się nazywać Nicole.- powiedziałam.
Nagle przez nieznane mi drzwi wyszedł Wojna. Chłopiec uśmiechnął się do niego z wyższością.
-Widzisz tato?- powiedział z wyższością w głosie.- Ona ma na imię Nicole.
Chwila, chwila. On niby jest ojcem dziecka, które nazywa mnie matką? I czemu mówię takie dziwne rzeczy?
- Naprawdę?- powiedział, unosząc brew.- Myślałem, że cię przekonałem.
-Nigdy mnie nie przekonasz.- O udało mi się powiedzieć coś swojego.
Chłopak usiadł obok mnie i mnie pocałował. Byłam kompletnym szoku. Odsunął się ode mnie i uśmiechnął. Byłam zdezorientowana.
-Nicole.- powiedziałam po chwili.
-W nocy bardziej się postaram.
-To nie fair. Ja nie mogę się bardziej postarać.
-Nie musisz.- zapewniłam go.
Chłopiec uśmiechnął się. W następnej chwili przyszedł Zaraza. Mały pobiegł do niego i poszli do tamtego pokoju.
-Dlaczego nie Monic?- zapytał Whawhai.
-Mówiłam ci przecież, że tak miała na imię dziewczyna, która mi dokuczała. To imię mi się źle kojarzy.- czemu ja mu to mówię.
-Niech ci będzie.- mruknął i pocałował mnie.- Ale nie zrezygnuję z tego nocnych planów.
Nie wiem czemu się uśmiechnęłam. A jeszcze gorsze było to, że sama go po chwili pocałowałam.
Obudziłam się zdezorientowana. Spojrzałam na chłopaka zdziwiona. Nie spał.
-Chyba byłam w twoim śnie.- powiedziałam.
-Mnie nie śnią się dzieci.- warknął.
-Nikt nic nie mówił o dzieciach.
Zamilkł. Punkt dla mnie. Chłopak westchnął i pocałował mnie. Tak samo jak we śnie. Z dziwnym leniwym zaangażowaniem od którego moje serce wrzuciło na wyższy bieg. Byłam w szoku. Po chwili chłopak delikatnie pchnął mnie na łóżko i położył się na mnie. Nie mogłam się poruszyć. Jego usta zjechały na moją szyję.
-P...przestań.- zająknęłam się.
-Nie.- powiedział.
Po jego głosie można było poznać, że się uśmiecha.
-Proszę.- powiedziałam ledwie panują nad głosem.
Pokręcił głową.
-Nie ujdzie ci to płazem zwłaszcza, że teraz wiem co na ciebie działa.
-Proszę.- szepnęłam.- Ja nie chcę. Myślisz, że taka chwila jest coś warta jeśli później jej się żałuje?
Zatrzymał się. Po chwili położył się obok mnie i mocno mnie objął. Czemu nagle zaczęłam inaczej reagować na jego dotyk? Gdy tylko mnie dotknął przeszły mnie dziwne dreszcze. Zaczął głaskać mnie po głowie a po chwili wplótł palce w moje włosy. Czułam się jakbym była mu podana na tacy. To było paskudne uczucie. Zamknęłam oczy by nie musieć tego czuć jednak to wrażenie mnie nie opuszczało.
-Kocham cię.- szepnął.
-Nie kłam.- mówię mając nadzieję, że mam rację.
Jaka szkoda że się myliłam. By przekonać mnie co do prawdy tych słów pocałował mnie. Teraz robił to znacznie częściej. Wiedział przecież, że przynosi to oczekiwany efekt. Bałam się, że teraz nic go nie powstrzyma. On jednak odsunął się ode mnie a ja zrobiłam to samo.
-Czyli teraz będziesz nie unikać?- zapytał.
-Teraz stałeś się jeszcze groźniejszy.
Westchnął i spojrzał na mnie.
-Co mam zrobić by nasze relacje były normalne?- zapytał.- Bym mógł się do ciebie zbliżyć?
-Nic nie możesz zrobić.- powiedziałam beznamiętnie.
Usiadłam oplatając nogi rękoma. Whawhai zszedł z łóżka i kucnął obok mnie. Delikatnie dotknął mojej dłoni a ja cofnęłam się. Jęknął.
-Nie masz nic do powiedzenia?- spytał z bólem.- Żadnej odzywki? Złośliwości?
Milczałam.
-Claire, proszę cię. Nie zachowuj się tak. To jest okropne.
Odwróciłam wzrok. Ten natomiast podniósł mnie, posadził sobie na kolana i przycisnął mnie do siebie. Zaczął mną delikatnie kołysać, głaskać o głowie i szeptać coś niezrozumiałego. Pocałował mnie w czubek głowy. Niech już przestanie. Czuję, że nie długo po prostu się złamię. Kiedyś obiecałam sobie, że nikt nie będzie przeze mnie cierpiał.
-Przestań.- szepnęłam.
Chyba mu ulżyło.
-Claire?
-Hm?
-Bardzo cię kocham.
-Ta.- odparłam sucho.
Następnie zaniósł mnie do kuchni i znów zrobił mi coś do jedzenia. Ignorowałam go więc od razu pojawił się obok.
-Maleńka, co jest?- spytał.
To określenie mnie zirytowało.
-Jak ty mnie nazwałeś?- zwróciłam się do niego zirytowana.
-Maleńka.- powtórzył z ciepłym uśmiechem.
Nikt już nie będzie mnie tak nazywał! Nigdy.
-Nigdy więcej tak do mnie się nie zwracaj.- syknęłam.
Chyba zauważył w tym jakieś drugie dno bo od razu spoważniał.
-Kto cię skrzywdził?- warknął.
Zamrugałam zaskoczona. Po prostu powiedziałam mu, że nie chcę by mnie tak nazywał.
-Chodziłam z takim jednym...- odparłam zmieszana.- dość szybko zerwaliśmy...
-Ty z nim?
Pokiwałam głową.
-Zgaduję, że nie mógł się z tym pogodzić.
Znowu pokiwałam głową.
-Stalker?-zapytał po raz kolejny.
Jak on zgaduje? Czyta mi w myślach? Jednak potwierdziłam. Nie miałam bladego pojęcia o co mu chodzi? Jednak on po prostu przytulił mnie. Spięłam się, co okazało się dziwnie trudne.
-Mogę go zabić?- zapytał.
Odsunęłam go od siebie.
-Co?- spytałam zszokowana.
-Nie pozwolę nikomu cię prześladować.
-A ty niby mogłeś?
Milczał.
-Z resztą, nie możesz go zabić. Nie tak po prostu.
-Mogę.- powiedział spokojnie.
-Nie, nie możesz.
Pocałował mnie w usta.
-Jednak bym chciał.
-N...nie pozwolę ci na to.
-Jesteś słodka.
-Och, odczep się.- mruknęłam.
-Jak będziesz jeść, kotku.

Odwróciłam głowę. Zaśmiał się.

niedziela, 9 listopada 2014

I oto ten będzie oceniany!

Siostra cały czas truje mi... znaczy się namawia mnie na ocenę tego bloga. Od razu mówię, że teraz (czyli gdy to piszę) jestem trochę sceptyczna. O co chodzi? Mianowicie o to że:

1. Nie czytałam jeszcze tego bloga. To co piszę teraz piszę jest najzupełniej w ciemno.
2. Jest tam postać która nie przypadła mi do gustu wcześniej (tak, to fanfiction) więc postaram się nie dostawać szału gdy ten się pojawi.

Ok, koniec gadania czas zabrać się do pracy.

Blog pod tytułem Harry Potter i Siła Życia chyba (nawet siostra mi tego nie potrafi powiedzieć na 100%). Autorką jest Rockowa_Pumcia. No to co? Jedziemy?

Akcja zaczyna się na ulicy... bez skojarzeń! To tylko wieczór a Harry po prostu spaceruje. Jednak pora późna i wraca do domu, do pokoju. Wspomina  tym jak to się zaczęło, że jest Chłopcem-Który-Przeżył. Następne wspomnienia to nauka w Hogwarcie. Gdybyście wy mieli taką jazdę w szkole to też byście wspominali. Przerywa mu ciotka wrzeszcząc, że kolacja już na stole. Nie wiem czemu nazywa to kolacja. Pół... nie chwila, ćwierć grejpfruta. Serio. A to czemu głodzą Harry'ego? Bo Dudley był na diecie. Sprawiedliwe? Nie. A czy oni wiedzą co to sprawiedliwe traktowanie? No nie wydaje mi się. Wracając do opowiadania. Gdy Harry wraca do pokoju wcina słodycze. Spryciarzu. Następnego ranka kupił od sowy gazetę i po przeczytaniu jej zszedł na śniadanie. Tam dowiedział się, że próbowano porwać ministra. Rozpoznał dwójkę, Snape'a i Bellatriks. Nie zwracając na nikogo uwagi wrócił wściekły do swojego pokoju. Krążył po nim jak sęp dopóki nie przyleciała sowa Rona. Dostarczyła mu zaproszenie na ślub Billa i Fleur oraz list od Rona. Potwierdził swoją obecność po czym zszedł na dół i oświadczył, że jutro o jedenastej odejdzie odejdzie stąd na zawsze. W pokoju znów zaczął rozmyślać (może zostanie filozofem?). Najpierw o dziewczynie (przecież ważniejsze) a następnie o horkruksach (też ważne). Następnie przypomniał sobie o własnych urodzinach (a czy to ważne?) po których będzie mógł czarować (a, no chyba, że tak). Następnego dnia wstał gdy przyleciała poczta. I znów zszedł na "śniadanie". I tam doznał szoku. Oni się z nim pożegnali! Wtf?! Najpierw wredoty a teraz to mili? Posrało ich? Z resztą nie ważne. O jedenastej przybyli po niego Remus Lupin, Ron który przypakował i jego ojciec. Przenieśli się do Nory gdzie rzuciła się na niego Hermiona (czyżby morderstwo?) i przywitała go (e, szkoda). Na obiedzie dowiedział się, że Ginny siedzi w pokoju odkąd z nią zerwał (syndrom supermana, że  Harry, on go ma). Następnie przeszli na temat horkruksów (czemu oni mówią albo o Ginny albo o nich? to jakieś zboczenie zawodowe?). Następnego dnia obudził go Ron. Sprowadził na dół, na śniadanie i urodzinową niespodziankę. Następnie udał się do pokoju rudowłosej. Porozmawiali i zeszli się. Niestety Ron wygadał się braciom a oni reszcie. W takiej atmosferze minęły mu urodziny. Dalej przygotowywali ślub i pojechali po prezenty. Jednak w nocy miał koszmar. Widział jak Voldzio planuje zaatakować Wesley'ów na ślubie. O 18:00. Harry oczywiście powiedział reszcie co widział i podjęto odpowiednie środki. Następnego dnia przed osiemnastą mieli przybyć Aurorzy i Zakon. Harry onownie położył się spać i tym razem śniła mu się Ginny (widzicie, albo zło albo jego dziewczyna. czy widzicie jakiś związek?). Przygotowania, przebieranie się (Harry i Ron mieli problemy z włosami), zachwyt chłopców nad Ginny i Hermioną, ślub i atak. Punktualnie o osiemnastej. Zaklęcia padają na lewo i prawo. Śmierciożercy w wyraźnej defensywie, wszyscy walczą. Nagle Harry obrywa Sectumsempra i pada. Czuje że to koniec.

Czy Harry umrze? Co z innymi? Tego dowiecie się czytając dalej bloga. Macie link od razu do pierwszego rozdziału.

Zalecenia Gala Anonima: NO IDŹ I CZYTAJ!! NIE MAM BLADEGO POJĘCIA CO TU JESZCZE ROBISZ!! OCZYWIŚCIE OPRÓCZ TEGO, ŻE MARNUJESZ CZAS!!

czwartek, 16 października 2014

Rozdział Osiemnasty

Tak, wiem. Po tak masywnej nieobecności przyszłam wam z takim czymś. Dla pocieszenia mam nową ofiarę. I niedługo albo jeszcze dziś poszukam nowych. Blogerzy bójcie się.

Oto rozdział. Nie czytać.

Ciągle czułam czyjeś ramiona obejmujące nie w tali, przyciskające moje plecy do czyjejś piersi, oddech na mojej głowie a co jakiś czas usta na jej czubku. Ale wszystko co czułam wprawiało mnie w obrzydzenie. To nie był Evan. A tylko on się liczył. Ze snu wyrwało mnie jedno słowo.
-Kochanie.
Czułość w jego głosie spowodowała mój odruch wymiotny.
-Pomożesz mi w czymś?- zapytał.
-Mowy nie ma.- warknęłam.
-To nic wielkiego. Uwierz mi.
-Tobie?- zakpiłam.
-To może układ? Bardzo korzystny. Ty mi pomożesz a ja nie będę cię nigdy cię nie zgwałcę, nie zmuszę do pocałunku i nie będę cię obmacywał. Co ty na to?
Zamknęłam oczy.
-Co mam zrobić?
Usiadłam i odsunęłam się od niego. Spojrzałam na niego a on wskazał na swoje przedramię. Gdy na nie spojrzałam musiałam zakryć ręką usta. Kula średnicy kciuka tkwiła niedaleko zgięcia łokcia. Włożył w moją dłoń pęsetę. Spojrzałam na niego przerażona.
-Mam ją wyjąć?!
Mój głoś był piskliwy. No cóż to była przerażająca propozycja.
-Masz szansę sprawić mi trochę bólu. Możesz się zemścić za chłopaka.
I to dodało mi zapału. Zamierzyłam się i wyciągnęłam kulę. Krew trysnęła a ja krzyknęłam. Czułam ciepłą ciesz na twarzy… i szyi… i ramionach… i tułowiu. Oddychałam płytko i trzęsłam się. Po chwili mocno mnie objął. W tym momencie na chwilę przestałam myśleć o tym kim jest i co zrobił. Byłam tylko roztrzęsioną dziewczyną a on jedyną osobą która była w pobliżu. Gdy udało mi się pozbierać odsunęłam się od niego i poszłam do łazienki. Umyłam twarz i ręce. Drzwi nagle się otworzyły. Wojna. Trzymał w rękach dużą ilość krwistoczerwonego materiału. Co ja miałam z tym zrobić? Rozwiesić we wszystkich oknach czy może uszyć w tego pościel? Co tam jedną, dwie!
-Co to?- zapytam.
-Pomyślałem, że będziesz chciała się przebrać. Daj mi od razu piżamę to pozbędę się krwi.
-Nie przebiorę się przy tobie.- powiedziałam twardo.
-Już widziałem cię nago.- powiedział spokojnie.- I nadal uważam, że jesteś piękna.
Przemilczałam to. Udawałam, że nie zabolało mnie to, że powiedział mi to więcej razy niż Evan zdążył.
-Rozłóż to.
Posłuchał. Była to suknia z gorsetem. Zdawało mi się, że nie zakryje całych moich piersi. Dół był rozkloszowany i pikowany a góra zdobiona brokatem i złotymi nićmi.
-Nie założę tego.
-Spróbuję innym razem.- powiedział.
Gdy przyniósł mi inne ubrania, niechętnie zdjęłam koszulę i szybko chwyciłam ubrania zasłaniając się nimi.
-Won.
Wyszedł i wreszcie mogłam skulić się na podłodze łazienki. Po jakimś czasie płaczu za Evanem i użalaniu się nad sobą ubrałam się i przekręciłam klucz w drzwiach. Nie minęła nawet sekunda gdy zaczął pukać do drzwi.
-Otwórz kochanie.
Nie chcę by mnie tak nazywał.
-Mam imię.- warknęłam.
-Clarie.- wypowiedział je miękko a mnie zaczęły się wnętrzności skręcać.- Otwórz te drzwi, proszę.
-Nigdy.- powiedziałam z odrazą.
-Jak mam cię karmić?- zapytał.
Prychnęłam. Próbował wymyślić coś na szybko.
-Nie obchodzi mnie to. Jak dla mnie nie musisz się starać.- odpowiedziałam.
Jednak coś wymyślił. Pozbył się ślicznie zdobionej kratki w drzwiach i tamtędy przekazywał jedzenie. Chyba nie muszę wspominać, że go nie tknęłam. Zasnęłam na podłodze, unikając pościeli którą przekazał. Obudziłam się chyba następnego dnia, nie wiem. Światło w łazience nie zmieniło się od wczoraj. Wzięłam kąpiel bo spałam w ubraniach. Jednak gdy wyszłam spod prysznica czekała na mnie suknia a nie jeansy i koszulka z Bleach. Otuliłam się rącznikiem i usiadłam w kącie. Po jakimś czasie ponowił próbę dostania się do środka… chyba.
-Kochanie, mam nadzieję, że się ubrałaś bo mam dość twojego samo zaniedbania więc po prostu wejdę tam i cię stamtąd wyniosę.
Groźby, żałosne. Zamknęłam oczy i oparłam się głową o kafelki. Zaczął liczyć od 50 w dół. Jak na moje mógł zacząć od miliona bo efekt będzie ten sam. Zastanawiałam się co robić z tym dniem. Gdy brałam prysznic łyknęłam trochę wody. Bez jedzenia da się ponoć przeżyć tydzień. Sprawdzę. Z wodą nie będzie problemu, przecież to łazienka. Może sobie pośpię? No ale tak całe dnie spać? W sumie dla rozrywki mogę posłuchać jego biadolenia. Dotarł do 15 i zaczął liczyć głośniej. Przy 3 prawie krzyczał. Ułożyłam się na podłodze by podrzemać sobie gdy nade mną pojawił się cień. Otworzyłam oczy i krzyknęłam, zrywając się do pozycji siedzącej. Jest tu! Niech to, przecież nawet nie otwierał drzwi! Dla pewności wychyliłam się i sprawdziłam. Były zamknięte.
-Jesteśmy w końcu u mnie, kochanie.- jego ton był szorstki ale to tylko spowodowało, że jeszcze bardziej chciałam się z nim wykłócać.
-Mnie też nie podoba się, że tu jestem.- warknęłam.
On tylko zmrużył oczy i podniósł mnie. Zaczęłam na niego krzyczeć ale nic sobie z tego nie robił. Jak również z tego, że waliłam go pięściami. Posadził mnie w fotelu i wrócił do łazienki. Wyszedł z niej trzymając to czerwone coś.
-Mówiłam, że tego nie ubiorę.
-Albo będziesz to nosić- nachylił się nade mną i położył mi suknię na kolana.- albo będziesz chodzić nago.- mówiąc to chwycił brzeg ręcznika.- Żarty się skończyły kochanie.
Po czym wcisnął mi swój język do ust. Jęknęłam i zaczęłam walić go jak popadnie. Rozwinął ręcznik a ja jęknęłam. Zaczęłam płakać. Nie chciałam by tak to się skończyło. Znieruchomiał i powoli odsunął się.
-Widzisz kochanie? Nie słuchasz się i jak to się kończy?  Bądź grzeczna.
Wyprostował się i wolno przesunął po mnie wzrokiem. Cała się trzęsłam. On natomiast nic sobie z tego nie robiąc poszedł do łazienki. Wykorzystałam to i przekradłam się do łóżka gdzie opatuliłam się kołdrą. Gdy do moich uszu dobiegł dźwięk lecącej z pod prysznica wody odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam. Jednak nie spałam zbyt długo. Powód? Mój żołądek nie dawał mi spokoju nawet we śnie. Cały czas śniło mi się jedzenie. Mój mózg to chyba lubi się nade mną znęcać. Jednak gdy tylko otworzyłam oczy przestała mi się podobać pozycja w jakiej się znajdowałam. Wojna siedział na łóżku a ja otulona kołdrą na jego kolanach. Odruchem było już trzęsienie się a przerażenie było normą. Szarpnęłam się jednak on tylko wzmocnił uścisk. Z moich oczu już płynęły łzy.
-Puść mnie.- jęknęłam.
-Wiesz, że tego nie zrobię.- szepnął w czubek mojej głowy.
-Dlaczego teką satysfakcję sprawia ci dręczenie mnie?
Westchnięcie. Niespodziewanie wstał i zaniósł mnie do kuchni. Posadziwszy na taborecie, przygotował coś do jedzenia po czym postawił przede mną tosty z serem. Przeklęłam w duchu ale nic nie tknęłam. Whawhai usiadł naprzeciw, wziął jedną kanapkę z talerza i przysunął mi ją do ust. Odwróciłam głowę.
-Niejadek.- usłyszałam.
Wzruszyłam tylko ramionami.
-Spójrz na mnie.
Zrobiłam to niechętnie. On ugryzł kanapkę i zaczął udawać, że się krztusi. Po chwili przestał.
-A nie. Jednak tego nie otrułem.- z powrotem kanapka znalazła się przed moimi ustami.- a teraz jedz. Bo uwierz mi kochanie, znajdę sposób by cię do tego nakłonić.
Powoli wzięłam gryz kanapki i niechętnie zaczęłam ją przeżuwać. Starałam się nie patrzyć na jego pełną zadowolenia minę. Po posiłku znów mnie podniósł i położył z powrotem do łóżka. Odwróciłam się od niego. Wojna natomiast położył się obok mnie i objął mnie w pasie. Wzdrygnęłam się.
Tak minęło kilka dni. Od jakiś dwóch mam wyższą temperaturę. Przemilczałam ten fakt. Leżę na boku mając na sobie zwykłe spodnie i koszulkę. Udało mi się to wynegocjować… za pocałunek. Fuj. Oczywiście omal mnie przy tym nie zgwałcił. Więc tak sobie leżę i rozmyślam gdy nagle Wojna podchodzi do nie i niemal zdziera ze mnie koszulkę. Zaczęłam się szarpać.
-Mogłabyś się czasem powstrzymać z tym wierceniem.
W tym momencie poczułam jego palce… rozsmarowywujące mi coś na brzuchu. Znieruchomiałam. Następnie wysmarował mi tym samym niewiadomo-czym plecy, to czego nie zasłaniała koszulka na dekolcie i stopy. Następnie wszedł pod kołdrę i przycisnął mnie do siebie.
-Co ty…
-Milcz.- przewał mi.
-Ale…

-Po prostu leż cicho.



 Kto przeczytał?

sobota, 13 września 2014

Tożsamość............

Witajcie... Oto nadszedł czas by zdradzić wam kim jestem. Gal Anonim to.... JA! Ha ha ha ha ha! Myśleliście, że serio wam to zdradzę. Moje marzenie to ujrzeć wasze twarze w tym momencie. 

A teraz na poważnie. Moje imię i resztą nieistotnych szczegółów zdradzę wam gdy postanowię się pożegnać. Wiecie wtedy nie byłoby już sensu być Galem Anonimem. Bo jakby to wyglądało Gal Anonim jest Józią, Zuzią czy kim tam innym. Więc po co je wtedy zdradzę? Byście wiedzieli, kogo tak nie lubiliście. 

Może w zamian co nieco o mnie.

Oczy mam jakie mam.

Włosy też jakieś tam są (choć ostatnio ich kolor mnie zdziwił). Tak! Zaskoczył mnie kolor moich własnych włosów. Myślałam, że mają inny. Bo wiecie.. jeśli człowiek patrzy w lustro kiedy się czesze (nie zwracam uwagi na taki detal jak kolor) albo gdy zamyka szafkę, to nie ma się czemu dziwić. 

Co tam jeszcze.... W sumie nic.

Narka.

poniedziałek, 8 września 2014

No to teraz może ten?

W dzisiaj torturowanym blogu nie ma czarów, jest za to spora dawka normalnego codziennego życia. Takiego jakie my wiedziemy... no chyba że ktoś tu jest czarodziejem, herosem czy wilkołakiem... nie wnikam a jeśli tak to przepraszam. Blog jest autorstwa aG.x a zwie się SEEM LIKE A DREAM (link do spisu treści). Blog jest co prawda zakończony ale krąży po sieci to może stać się moją ofiarą. 

A więc zaczynamy.

Główną bohaterkę czyli Klarę poznajemy gdy szykuje się na zakończenie roku szkolnego. A to nie dość że koniec roku to i szkoły. Dziewczyna lekko spóźniona dociera do budynku wraz z przyjaciółką. Cieszy się, bo no cóż, lubiana nie była. Zajmuje swoje miejsce gdy kończy się próba mikrofonu.... Zaraz, zaraz. Czyli nie była spóźniona, bo nic się jeszcze nie zaczęło. W takim razie czemu panna "jej jędzowatość" i jej trupa patrzy na nią z dezaprobatą? What the...? Jednak z pomocą przyjaciółki (wiecie pomoc typu: trzymaj mnie albo odwiedzaj w więzieniu) udało jej się przetrwać zakończenie roku. Gdy tylko wraca do domu, wzywają ją rodzice (uwaga, uwaga nadlatuje bombowiec...). Dziewczyna siada przed nimi (uwaga, uwaga bomba leci...). Ci oznajmiają jej, że ojciec (jej, nie mój) dostał awans i przeprowadzają się do Filadelfii (i jebudu... pierdykła bomba). Dziewczyna jest załamana. No wiecie, własne plany miała a tu nagle takie coś. Nie fajnie rodzice, trzeba było powiedzieć wcześniej. 
(tego można nie czytać)
Na takie rzeczy trzeba się psychicznie przygotować. Z resztą rodzice sami o tym zadecydowali! To nie kupno mąki czy garnka, to poważna sprawa i dzieci też powinny mieć chociaż świadomość, że coś takiego nadchodzi. Ale nie, rodzice sobie ryzykują. 
(dobra, tu jest powrót do akcji a koniec mojego wywodu na temat tych starych)
Dwa dni pakowania się później przychodzi Ania czyli przyjaciółka Klary. Gadają sobie i tu muszę zacytować "Tak jakbyśmy podświadomie chciały te pięć miesięcy w jedną noc". Ona to specjalnie napisała, żeby mnie dobić. Serio. Chusteczki, ratunku! 
Gdy już dolecieli zatrzymali się koło pięknego domu. Nie ich domu. Wiecie czemu? Bo ich dom był w remoncie i mieli mieszkać w przyczepie. Serio?! W przyczepie?! Jaja se chłop robi?! Ach i jeszcze, że by było "milej" bagaże utknęły w podróży i będą za cztery dni. Katastrofa pełną gębą.
Trzy dni później wciąż lało. Klara groziła, że uda się do psychiatryka jeśli pogoda się nie zmieni. Na szczęście jednak dla jej zdrowia psychicznego godzinę później, jak zapowiadał jej tata (czyżby wróżbita) wyszło słońce. Dziewczyna wyszła na dwór ze swoją siostrą, Elizą. Poszły na plac zabaw. Po jakimś czasie gdy wracały do domu mała znalazła kota. Zabrały go do "domu" gdzie ku zdziwieniu Klary ich mama zgodziła się go zatrzymać, dopóki nie znajdzie się właściciel. Gdy po kilku dniach nikt się nie zgłosił dziewczyna traciła nadzieję. Ten kot to potwór. Gdy pewnego dnia była sama. Wyciągnęła się wygodnie i zasnęła z książką. Obudził ją dziwny zapach. Wiecie co się stało? To głupie coś (czytaj kot) wylał na jej głowę butelkę z wybielaczem. Serio. Dziewczyna wywaliła sierściucha i poszła ratować włosy. Z marnym skutkiem (gdyby ten kot trafił na mnie był by martwy... nie że tak kocham włosy... po prostu uwielbiam przekazywać innym, że coś mnie wkurzyło). Gdy wróciła jej rodzicielka z siostrą od razu poszły do fryzjera. 

Czy to coś da? Czy spotka ją więcej nieszczęść? Czytajcie. 

Zalecenia Gala Anonima: NO IDŹ TO CZYTAĆ. NO IDŹ. TO TYLKO 30 ROZDZIAŁÓW + EPILOG. NO JUŻ. CHOCIAŻ ZACZNIJ. 

WooW

Chcę sprawdzić co się ciekawego dzieje na bloggerze. Może ktoś coś napisał. Spoglądam wyżej a moja mina to mniej więcej taka się zrobiła.


-Cz...cz... CZTERY?!- pytam samą siebie. 
Raz po raz sprawdzam ale to prawda. Licznik wskazuje już 4001 wyświetleń. O rany. Mnie się nawet taka niebotyczna suma tu nie marzyła. 

Jakieś... hm no nie wiem... pytania, propozycje czy sprawy macie? 

W tym poście to już koniec. Do następnego.

niedziela, 7 września 2014

O kim dziś? Zobaczysz...

Tego bloga pisze Ola Kowalska a nisi on tytuł Historia Jo i Syktusa. No to lecimy z tym koksem...

Joanna jechała pociągiem do Hogwartu, rozpamiętując przeszłość, Do rzeczywistości przywołuje ją Elwira, jej przyjaciółka. Do przedziału wchodzi gościu w czerni i z czarnymi włosami (czyżby kolo był Gotem?) i kazał prefektom iść do jego przedziału. A nie! To Snape. A czy on nie... nieważne. Jo wstaje i po drodze odejmuje punkty, Ślizgonom oczywiście. Ale nosił wilk razy kilka i ponieśli też wilka. Jo na wejście dostaje punkty karne i szlaban.Okazuje się, że mają przygotować Bal Bożonarodzeniowy więc Jo będzie pomagać Snape'owi a znienawidzony (przez Jo) Nathair Malfoy, pani Granger. Po czym poszli do swoich przedziałów. Następnego dnia czerwono włosa obudziła się z koszmarów. Pijana matka się wyżywała. Ubrała się, poczytała i poszła na śniadanie.
 Po śniadaniu poszły na lekcję a tam nauczyciele się kłócą. A dlaczego bo pan Syktus Snape chciał na świąteczne barwy dać zieleń i srebro. Zieleń i srebro?! A co to? Bal z okazji wszystkich Ślizgonów? Na lekcji bawili się kolorem oczu (ja też tak chce). Następnie poopalały się na błoniach przez co spóźniły się na lekcje. Lipa! Elwira dostała szlaban u Filcha a Jo miała przedłużenie kary. Potem ujemne punkty za robienie sobie żartów. Szkoda tylko, że nie robiły ich sobie. Jo miała po prostu nadprogramową wiedzę. I Gryfindor dostał 15 punktów. I wszyscy wstrzymują oddech bo szok trzyma mocno. Po lekcji nasza bohaterka miała na chwilę zostać. Nauczyciel obleciał ją wzrokiem (dziwne) po czym wymruczał jej coś przy uchu (zbok, zbok jak nic, Jo, uciekaj, ja go przytrzymam. ratuj się. powiedz moim bliskim, że ich kochałam!) Po czym uciekła do dormitorium. Powiedziała przyjaciółce że przez Snape'a tak biegła (urządzicie mi pogrzeb jak będzie mi potrzebny?). Ta od razu powiedziała, że nie uwierzy w wersję pościgu ale gdy usłyszała, że ten ją pochwalił, przyznała, że już woli pościgi (no tak jak ktoś taki chwali to lepiej wiać). Potem ta przyznała, że lubi jego zapach. Na co jej przyjaciółka wystroiła ją na karę (a ja tu życie poświęcam). Ale ona i on? Co? Przecież on ma... Właściwie ile on ma lat?
 Gdy dziewczyna była przyszykowana poszła pod drzwi profesora. Gdy weszła psor próbował wcisnąć jej karę za strój a potem za podryw. Po jakimś czasie zaproponował jej herbatę (ale bez tabletki gwałtu?). Gdy zapytała kiedy ma pomóc z balem dowiedziała się, że w sobotę. Problem polegał na tym, że dziewczyny wtedy chciały lecieć po suknie. Więc Snape powiedział, że poleci z nimi (nauczyciel na zakupach z nastolatkami? może być ciekawie). Jo miała iść już do siebie ale nauczyciel zatrzymał ją i.. pocałował w policzek. Jo......

Chcecie wiedzieć co zrobiła Joanna, psełdo Jo? Co zrobi Syktus i co w ogóle będzie dalej? Powiem jedno: "Będzie, będzie zabawa. Będzie się działo. I do północy będzie mało. Będzie głośno..."

Zalecenia Gala Anonima: NO WEJDŹ NA TEGO BLOGA! LINK JUŻ MASZ! NA CO CZEKASZ?! JUŻ SZYBKO, SZYBKO, SZYBKO!!!

sobota, 30 sierpnia 2014

Tsa... łapcie mnie!

Wiem, długo mnie nie było ale na pocieszenie powiem że mam na oku jedną ofiarę... znaczy bloga do skomentowania. A jak na razie zostawię was ze mną. Uważam, że jestem piękna, a najlepiej mi w żółtym. Oto ja.



Niżej.




Niżej









Jeszcze trochę.








Prawda, że uroda ode mnie bije?

Gal Anonim
wiek: ?
płeć: kobieta 
nr buta: ?
wzrost: ?
kolor oczu: ?
inne dane: yyy lubię naleśniki?

poniedziałek, 28 lipca 2014

Ja dziś krótko

Hej, ja dziś serio krótko. Jeszcze dwa zdania. Był dziś pogrzeb mojej prababci, trzy tygodnie przed 101 urodzinami. I minuta ciszy.

piątek, 25 lipca 2014

I tu i teraz....

Oki.... Ten blog kojarzy mi się z papierem toaletowym. Czemu? Bo AKCJA rozpoczyna się od prologu i dalej nic tylko się ROZWIJA. Mam nadzieję, że rozdziałów będzie tyle ile listków w rolce. No ale cóż ile by ich nie było to blog i tak pewnie się kiedyś skończy. To nie będzie przecież kolejna Moda Na Sukces (do autorki: zrobisz tyle rozdziałów ile jest odcinków mody na sukces? prooszę...). No to jazda z tym koksem.

Ten blog to DRAMIONE- MIŁOŚĆ Z NICZEGO autorstwa Sectrum sempra

Wszystko zaczyna się od pobudki Hermiony o ósmej rano. Ubrała się, wezwała taksówkę i pojechała nią na peron by wsiąść w Expres-Hogwart. Szła peronem 9 i 3/4 wspominając bitwę gdy nagle ktoś na nią wpadł. Był to Graco Malfoy... który jej się przedstawił. Po małej sprzeczce i mniejszej groźbie ze strony Malfoy'a Hermiona poszła dalej.
W wagonie Hermiona mówi przyjaciołom, że już nie wie co zrobić by jej rodzice znów ją pamiętali ale nie ma dużo czasu na rozmowę, została prefektem i musiała iść na zebranie. Tam zobaczyła, że drugim prefektem jest Draco. Mają dodawać i odejmować punkty (oczywiste), nakładać szlabany (norma) i patrolować korytarze od 19 do 23 (powodzenia z wyspaniem się). Mają również dormitoria obok siebie, wspólne WC i pokój. Pani profesor McGonagall wiedziała, że się nie lubią ale to była ostatnia wola Dumbledore'a (czy on chciał by po dziewięciu miesiącach w tym pokoju pojawiła się kolejna osoba- żartowałam, Hermiona nie jest taka, no ale wiecie różnie bywa). Po spotkaniu oboje wyszli sprawdzić wagony. I w tym momencie Draco usłyszał rozmowę Teodora Nott'a i Pansy Parkinson. Chcą oni zabić Hermionę. Draco zastanawia się czemu ale nie mówi o tym dziewczynie (serio?). Jeszcze tego samego dnia została ona zaatakowana. Rzucono na nią Crucio i torturowano 15 minut (Hermiona, zgłoś to Uwadze lub Interwencji)

Ej chwila, zróbmy tak. XD

### PRZERWA NA UWAGĘ###

CZOŁÓWKA (włącz koniecznie)

Zbigniew Łuczyński Uwaga

Z: Młoda uczennica jednej ze Szkoły Magi i Czarodziejstwa została zaatakowana w pociągu który miał ją bezpiecznie zawieść do szkoły. Została zamknięta w jednym z wagonów i torturowana przez 15 minut jednym z zaklęć niewybaczalnych. W pociągu była pani dyrektor tej szkoły. Czy wiedziała o tym co się działo.

W szkole

Jesteśmy na miejscu i rozmawiamy z napadniętą uczennicą.

Z: Opowiesz nam co się stało?
H: Miałam patrolować przedziały gdy nagle zostałam do jednego z nich wepchnięta. W tym momencie ktoś rzucił na mnie Crucio. 
Z: Jak długo to trwało?
H: Jakieś 15 minut.
Z: Czy wiesz kto to mógł zrobić?
H: Nie, ale to na pewno był chłopak.
Z: Cz to mógł być któryś z uczniów?
H: Tak. 
Z: A czy to prawda, że niektórzy uczniowie dokuczają ci ze względu na pochodzenie?
H: Tak, to prawda.
Z: Czy masz więc jakieś podejrzenia?
H: Jeden z uczniów wcześniej mi groził.

Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy ucznia o którym powiedziała nam zaatakowana i tu sprawa się komplikuje ponieważ pan Draco M. nie wiedział nic o napaści.

Z: Czy to prawda, że groził pan pannie Hermionie?
D: Tak a co to ma do rzeczy?
Z: Została napadnięta w pociągu.
D: Co?
Z: Czyli nic pan o tym nie wie?
D: Oczywiście, że nie!
Z: I nie ma pan żadnych podejrzeń?
D: No może jakieś mam...
Z: O czym pan mówi?
D: No... Słyszałem rozmowę o tym, że dwoje uczniów chce ją zabić.
Z: Czy powiedział pan to dyrektorce?
D: No... nie.
Z: Nie?
Draco M. milczy.

Po rozmowie z uczniem udajemy się do gabinetu dyrektorki szkoły.

Z: Dzień Dobry.
Mc: W jakiej sprawie panowie przyszli?
Z: Czy wie pani, że pierwszego września jedna z pani uczennic została zaatakowana w pociągu?
Mc: Na brodę Merlina nie. Kogo napadnięto?
Z: Pannę Hermionę G######. Rzucono na nią Crucio. Czy  to prawda, że była wtedy pani w pociągu? I mimo to nie wiedziała pani co się dzieje? Czy zamierza pani coś z tym zrobić? 
Mc: Podejmę odpowiednie kroki i sprawcy zostaną ukarani.
Z: Uczennicę często nazywa się "Szlamom"? Czy wie pani o tym?
Mc: Docierają do mnie pogłoski o takich sytuacjach.
Z: I nic pani z tym nie robi?
Mc: To często sprawa tego w jaki sposób ci uczniowie zostali wychowani przez rodziców na co nie mam już wpływu. 
Z: Czy to znaczy, że pewna grupa uczniów odpowiada za nękanie panny Hermoiny?
Mc: Z przykrością stwierdzam, że tak. A teraz przepraszam panów bardzo mam lekcję. 
Z: Ależ oczywiście, do widzenia.

Powrót do studia

Z: Próbowaliśmy również porozmawiać z uczniami, których podejrzewa się o napaść ale odmawiają komentarza. A o dalszych losach tej sprawy będziemy informować państwa na bieżąco. To było na tyle, żegnamy państwa.

###KONIEC PROGRAMU###

Po ataku Hermiona udaje się do dormitorium i tam bierze prysznic i kładzie się spać.
      W tym samym czasie w Wielkiej Sali Draco zastanawiał się gdzie jest Hermiona.
    Następnego dnia dziewczyna obudziła się z bólem każdego mięśnia i postanowiła się wykąpać. Niestety w łazience był Draco. A gdy wyszedł ujrzał dziewczynę w bardzo skąpym stroju (normalnie za dziewięć miesięcy będą w trójkę). Hermiona zakazuje mu gapienia się na nią i po krótkiej wymianie zdań wreszcie poszła do łazienki. Wzięła książki, weszła do Wielkiej Sali (zauważa, że gapi się na nią Draco) a gdy zjadła śniadanie ruszyła do lochów na lekcje ale po drodze zostaje uderzona w głowę. Traci przytomność.
W tym samym czasie.
Blais pyta Draco kim jest pewna dziewczyna a chłopak orientuje się, że on pyta o Hermionę. Odpowiada mu. Następnie jedna z uczennic pyta go czemu się na nią patrzy. Odwarkuje jej nieprzyjemnie i idzie za dziewczyną gdy ta wychodzi. Po drodze do klasy zauważa książkę a gdy ją podnosi okazuje się to książka Granger. Zauważa, że jedna z klas się zamyka. Nikogo tam nie było a sala była zamknięta. Zaklęciem Alohomory otwiera drzwi jednak nie był gotowy na to co ujrzał...

byli to reporterzy Uwagi... ŻART! Ale jeśli chcesz się dowiedzieć co ujrzał musisz czytać to opowiadanie. Ja pary z ust nie puszczę nawet pod groźbą Crucio.

A wracając do mojej metafory... gdybym miała papier toaletowy z tym opowiadaniem gwizdnęłabym ją z łazienki i przeczytała. Serio. A potem postawiła na półce z książkami. A jeśli ktoś chciałby ją tknąć to... Avada Kedavra!

Zalecenia Gala Anonima: CZYTAJ MUGOLU, CZARODZIEJU CZY PÓŁKRWI!!!!!!! HEROSI, ZWIADOWCY, TRYBUCI, KLĄTWO-MANIACY, NIEZGODNI, MUTANCI, ETAP-OWCY, WIĘŹNIOWIE LABIRYNTU, NEFILI, WRÓŻKI, ELFY, FANI TRYLOGII OTCHŁANI, ANIOŁOWIE, PÓŁ DEMONY I WSZYSCY INNI!!!!! WZYWAM WAS DO CZYTANIA TEGO!!!!

Do Autorki:
P.S.1. Wiem, że nie mogę oczekiwać od ciebie rozdziałów z dnia na dzień ale... kiedy następny
P.S.2 [to może być spojler] Co do ostatniego rozdziału... Draco stał jak słup i patrzył na nią kiedy ta wiedźma torturowała Hermionę przez pięć minut? Czy mu się na mózg rzuciło? Weź go spoliczkuj ode mnie. A potem podziękuj za pomoc dziewczynie... albo niech go walnie Blais a Hermiona mu podziękuje. Może być?

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział Siedemnasty

Okej i mamy 100 post. Przepraszam Vesnnę za to, że robi się coraz dziwniej. I przepraszam za ten rozdział. Naprawdę bardzo was przepraszam. Ale no cóż... HAHAHAHA. Nie mogłam się powstrzymać by tak to napisać. Jestem podłą osobą. Możecie mnie zabić w krwawej zemście.

Od tego czasu minęło kilka dni. Właśnie siedziałam na fotelu i czytałam książkę gdy nagle przede mną pojawili się Matakei i Te Mate. Byłam zaskoczona a oni byli śmiertelnie poważni.
-Co się stało? Czemu jesteście tu obaj?
-Ktoś otworzył Puszkę Pandory.
-Co?!- zarwałam się z miejsca a książka wylądowała na ziemi.
-Przepraszamy ale musimy przekonać Whawhai’a by wrócił a do tego musimy go znaleźć.
-Jak to zrobicie?- zapytałam.
-Już zaczął swoją robotę na południu i pewnie wciąż tam jest.
Pokiwałam głową a oni zniknęli. Opadłam na fotel i zamknęłam oczy. Po chwili wyjęłam telefon i poinformowałam Evana o tym co się stało. Powiedział, że zaraz tam będzie. Gdy ktoś zapukał do drzwi. Pomyślałam, że to on i nie patrząc przez wizjer otworzyłam drzwi. Od razu zostałam przyciśnięta do ściany a ktoś wpił się w moje usta. Zapach mierzi i rdzy oraz dziwna ciepła substancja na dłoniach mężczyzny podpowiedziała mi, że był on cały we krwi. To musiał być Whawhai. Po chwili odegnał się i ujrzałam jego prawdziwą twarz. Miał rude, niemalże czerwone włosy. Twarz może i była przystojna ale pociemniałe czerwone tęczówki wystarczająco mnie przerażały.
-Jak mężczyzna wraca z wojny to oczywiste, że chce pocałować swoją kobietę.
-Nie jestem twoja.- warknęłam.
-Ale będziesz.
Podniósł mnie a ja krzyknęłam. Jedną ręką przyciskał mnie do siebie a drugą podtrzymywał. Nagle ruszył do wyjścia. Zaczęłam się szarpać ale równie dobrze mogłam walić w ścianę. Gdy wyszliśmy na korytarz zamarłam. Wszystko było w płomieniach a na ścianach była krew. Dopiero później zobaczyłam leżącą nieruchomo postać. Chłopak miał jasnobrązowe włosy, był niemalże blondynem. Jego twarz wyrażała ból i rozpacz. I te jasne, błękitne oczy. Nie! Nie, wszystko tylko nie to. To był Evan a jego szklany wzrok wpatrywał się we mnie. Zaczęłam krzyczeć. To był bardziej wysoki pisk, pełen rozpaczy i bólu. On nie mógł nie żyć. To nie mogło się stać. Dłoń mordercy Evana, Whawhai’a zaczęła mnie gładzić po głowie. Ignorowałam go, po jakimś czasie straciłam przytomność. Gdy się obudziłam z ulgą zobaczyłam sufit hotelowego pokoju. Za chwilę przyjdzie mój ukochany pracownik tego miejsca a ja go chyba pocałuję. Ba, chyba nawet się z nim prześpię. To był tylko sen. Usiadłam i przeciągnęłam się. W tym momencie z łazienki wyszedł chłopak o czerwonych włosach i czerwonych oczach. Jeden ręcznik był owinięty wokół jego bioder a drugim wycierał włosy i barki. Zamarłam. Nie. On najwyraźniej nie przejął się moją miną, bo uśmiechnął się.
-Obudziłaś się. Jak się czujesz, kochanie? Przepraszam ale nie puściłby mnie do ciebie. Musiałem go zabić.

Najpierw poczułam łóżko pod moimi plecami a potem na boku. Zwinęłam się w kłębek i poczułam jak z moich oczu płyną łzy. Evan naprawdę nie żyje. Zaczęłam się trząść i ledwie zauważyłam jak łóżko obok mnie się ugina i ledwie poczułam usta Whawhai’a na skroni. Powiedział coś a ja odpłynęłam w niebyt. Wiedziałam, że to tylko sen a nie śmierć. Szkoda.

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział Szesnasty

Przepraszam, że taki krótki ale chciałam wam go dzisiaj dać. Piszcie co o tym myślicie, oki? A więc jazda z tym koksem. Rozdział Szesnasty się zaczyna. 

Zwinęłam się w kłębek i płakałam. Gdy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu podskoczyłam ale z ulgą ujrzałam Whiu. Nie czułam strachu tylko smutek i żal. Zaraza bez słowa przytulił mnie.
-Czemu on jest taki?
-Nie wiem.- odparł spokojnie.
-Czy to prawda? Czy on naprawdę może to zrobić?
Spojrzałam na chłopaka i z przerażeniem odkryłam, że kiwa głową. Strach dopadł mnie dopiero teraz bo rozwiała się nadzieja na to, że Wojna kłamał. Zakryłam ręką usta. Nie, nie, nie. Whiu jeszcze raz mnie przytulił. Czułam się jak dziecko. I tak się bałam.
-Gdzie pokojowy?
-Na jakimś zebraniu albo u siebie.
-Pójdę po niego.- powiedział.
Pokiwałam głową i puściłam go. Zniknął a ja zmumifikowałam się w kołdrę. Wetknęłam dłoń pod poduszkę by poczuć broń pod palcami. Przyniosło to ulgę ale zaraz po tym poczułam niewidzialne ramiona wokół mojej tali. A szept przyprawił mnie o dreszcze.
-Kocham cię, raka.
Gwałtownie usiadłam i obraz przed moimi oczami się zmienił. Teraz siedziałam na wielkim dwuosobowym łóżku, ściany stały się czarne a meble zastąpiły zapalone świece. Gdy odkryłam, że nie mam nic na sobie podciągnęłam czarną pościel by się nią zasłonić. Ale po chwili ktoś mi ją wyrwał.
-Ile razy mam ci powtarzać, że nie masz się czego wstydzić. Jesteś piękna.- usłyszałam znienawidzony głos.
Spojrzałam w bok i go ujrzałam. Wojna. Leżał na plecach z rękami pod głową a usta wykrzywiał mu leniwy uśmiech zadowolenia. Miałam ochotę zdzielić go po twarzy czymś ciężkim. Albo zedrzeć mu go z twarzy.
-Jesteś w moim śnie. Świadomie.
Usunęłam z głowy wiadomość, że mu się śnię.
Odwróciłam się w poszukiwaniu wyjścia.
-Na wszelki wypadek je usunąłem. Już cię wybrałem ale gdybym wiedział, że pojawisz się w moich snach zrobiłbym to na samym początku.
-Nie podoba mi się tu.- mruknęłam.
On zaśmiał się tylko.
-Przecież wiem, że lubisz świece.
-To niczego nie zmienia.- warknęłam na niego.
-Brakowało mi tej twojej zadziorności. Twoja imitacja była zbyt uległa. Lubię przebywać z prawdziwą tobą. Szkoda tylko, że wtedy instynkt bierze górę i chcę, cóż i myślę, tylko o jednym. Ale tu jest tylko twoja dusza.- musnął palcami moje ramię a ja się wzdrygnęłam.- Twoja czysta i śliczna dusza.  Może odznaczę się w tobie?
Ciarki mnie przeszły na myśl jak on to zamierza zrobić. Whawhai uśmiechnął się z czułością a mnie zebrało się na pawia. Chyba załatwię sobie wiaderko przy łóżku. Nie chcę później na złamanie karku pędzić do toalety tylko po to by zwymiotować.
-Nie o to mi chodziło kochanie. To jest bardziej subtelne i na pewno by ci się spodobało. Szkoda, że jesteś na tyle uparta by się do tego nie przyznać.
-Odwal się.
Westchnął i usiadł przyciągając mnie do siebie i całując w skroń. Walnęłam go za to z łokcia.
-Szkoda, że musisz się obudzić.- szepnął.- I szkoda, że moja rodzina nie umie nie wtrącać nosa w moje prywatne sprawy. Do zobaczenia w następnym śnie. Spróbuję wybrać coś lepszego.

W tym momencie otworzyłam oczy i ujrzałam twarz Evana. Mocno go przytuliłam i opowiedziałam jemu oraz Whiu o tym co powiedział mi Wojna i o tym co widziałam.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział Piętnasty

Wybaczcie mi. Jestem podła, okrutna i zła. Macie jakiś pomysł by mnie ukamienować? Czekam na propozycje.

Przez chwilę był skołowany. A może skamieniał? Siedzi i siedzi i… chyba nie oddycha. Hm, ciekawe co mu jest? Powoli zaczynałam się martwić więc pomachałam mu ręką przed oczami. Nic. Chyba będę musiała sięgnąć po nieco radykalne środki. Ostrożnie wstałam z łóżka i wzięłam szklankę stojącą na stoliku nocnym. Weszłam do łazienki i nalałam do niej zimnej wody. A gdy byłam już z powrotem w pokoju chlusnęłam mu nią w twarz.
-Co jest?!- krzyknął i zerwał się z łóżka.- Clarie? Ty to zrobiłaś?
-Nie, deska klozetowa.-odparłam sarkastycznie.- Straciłeś kontakt z rzeczywistością i nie wiedziałam co robić.
-Przepraszam, po prostu… wczoraj bałaś się wszystkich a dziś… uśmiechasz się, jesteś złośliwa, drwisz ze mnie. Ja… nie wiem co powiedzieć, jak zareagować. Boję się, że jeśli coś zrobię nie tak to znów będziesz przerażona. Znów nie pozwolisz mi się do siebie zbliżyć.
Wyjaśniłam mu jak to się stało. Nie ufał jednak Whiu i podejrzewał że to podstęp. Oczywiście nie powiedziałam mu, że wczoraj sprawiłam sobie broń którą na dniach przywiezie moja znajoma. Nie wiem jak również zareagowałby na wieść, że umiem się nią posługiwać od trzech lat. Powiedzmy, że mój ojciec nie mógł się pogodzić z tym, że nie ma syna który tak jak on i jego dziadek wstąpią do policji. Cały czas traktował mnie jak chłopca. A w umiejętności „prawdziwego mężczyzny” wliczał: gotowanie, znajomość na silnikach, sport, posługiwanie się bronią wszelkiego rodzaju i szachy. Tak, szachy. Nie pytać czemu. Chłopak wyrwał mnie z zamyślenia całując w czoło. Uważa mnie za delikatną istotkę. Pff. Szkoda, że nie wie jaka się zrobię groźna gdy w moje dłonie trafi spluwa z prawdziwego zdarzenia. Evan wyszedł z pokoju i po chwili wrócił z wózkiem na którym to stało śniadanie.
-Myślałem, że nie będziesz chciała schodzić na dół więc przywiozłem to tutaj.
-Dziękuję.
Po śniadaniu postanowiłam poruszyć temat który mnie interesował.
-Umiesz walczyć, prawda?- zapytałam.
Pokiwał głową nie wiedząc o co mi chodzi. Westchnęłam. Nie miałam pojęcia czy się zgodzi.
-Nauczysz mnie?
-Clarie…
-Proszę. Chcę się umieć bronić. Bo on wróci. To oczywiste a ja chcę dać sobie radę. Zrozum.
Westchnął i oparł czoło na splecionych dłoniach. Milczałam. Nich to, chyba powinnam być delikatniejsza. Obraził się? Już chciałam coś powiedzieć, żeby nie myślał o tym. Przecież nie musi się zgadzać.
-Dobrze ale jeśli coś ci się stanie to przerywamy.
Pokiwałam głową i mocno go uściskałam. Przez następne dni ćwiczyłam pod jego okiem po każdym posiłku ale również grałam w tenisa, pływałam w basenie i chodziłam do sauny. Byłam w pokoju by przebrać się w kostium gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Założyłam szlafrok i podeszłam do drzwi. Stała tam Diana przebrana za kurierkę.
-Dzień doberek.- powiedziała radośnie z tym swoim akcentem przez co brzmiała jakby śpiewała.- Pani zamówienie.
No dobrze. Wezmę udział w tym przedstawieniu.
-Dziękuję. Ile płacę?
-To na koszt firmy, złociutka.
Po czym puściła mi oczko. Pokręciłam głową z uśmiechem i przyjęłam paczkę.
-Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.
-To narka.
I odeszła tym swoim skocznym krokiem. Widać, że ma ADHD. Dlatego jest taka niebezpieczna z bronią w ręku tak jak ja. No dobra… jej zdarza się nie trafić. Mnie nie. Odpakowałam broń i schowałam pod poduszkę. Były też zapasowe magazynki a ja zastanawiałam się czy ona nie wysyła mnie czasem na wojnę. W sumie mam ten pistolet na pewnego Jeźdźcę Apokalipsy. Mijały kolejne dni podczas których pojawili się Matekai i Te Mate. A przez ostatnie dwa dni uważamy na każdy krok. Whawhai. Szczerze powiedziawszy boję się. Niewiele brakowało przy ostatnim spotkaniu. Był późny wieczór a ja brałam prysznic. Po kąpieli ubrałam piżamę i wyszłam z łazienki. Każdy mięsień mnie bolał. Jutro sauna. Położyłam się z tą myślą spać. Normalnie Evan spałby w fotelu ale miał ważne zebranie. Ktoś obudził mnie w nocy. Gdy wolno otworzyłam oczy ujrzałam czerwone tęczówki. Zamarłam. Chłopak nachylił się żeby mnie pocałować ale odwróciłam głowę. Szkoda, że mu to nie przeszkadzało bo przejechał nosem po mojej szyi. Chciałam sięgnąć po broń ale powstrzymał mnie. Wolnym gestem wsunął dłoń pod t-shirt piżamy i chwycił moją pierś. Kciukiem zaczął muskać sutek.
-Tęskniłem.- szepnął.
-Odejdź.- powiedziałam na granicy łez.
-Pozwól mi wyjaśnić.- szepnął przygryzając płatek mojego ucha.
-Nie, po prostu idź.
Usiadł i wciągnął mnie na swoje kolana. Moja kobiecość była tuż przy jego męskości.
-Zrozum.- szeptał głaszcząc moje udo.- Jestem Wojną.-zaczął całować moją szyję.- Nie ma we mnie delikatności czy czułości. Jestem gwałtem. Namiętnością. Szałem.- szeptał i ścisnął moje biodro.-To jest moja miłość. Pożądanie i seks. Pragnę cię. Kocham cię. Przyjmij moją miłość i oddaj mi się.
Pocałował mnie a ja nie mogłam nić zrobić. W moim mózgu cały czas szalały jego słowa. Nagle bez żadnego ostrzeżenia chwycił moją dłoń i wsunął ją sobie pod koszulkę. Wtedy się ocknęłam i odsunęłam jak daleko mogłam.
-Dobrze.- powiedział patrząc na mnie płomiennym wzrokiem.- Teraz dam ci spokój. Ale w ostatecznym rozrachunku wezmę cię dla siebie, posiądę za twoją zgodą lub bez niej i wtedy nie będziesz miała wyboru. Będziesz musiała mnie pokochać. Więc do rychłego, reka.

I zniknął. A ja się rozpłakałam. 

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział Czternasty

To był koszmar. Nie mogłam znieść żadnego faceta choćby siedział i kilometr ode mnie. Mimo iż Evan był cały czas przy mnie, strach który mnie ogarnął był niezwykle silny. Gdy zjadłam Evan zaproponował saunę. Miałabym być tam sama. Jednak gdy tylko drzwi się za mną zamknęły ujrzałam Whiu.
-Para dobrze wpływa na zatkany nos.- powiedział.
-A chorobę trzeba wypocić.
Nawet jego się bałam.
-Jak się czujesz? Widziałem co wyprawiał Whawhai ale nie mogłem zareagować. Mocny ten twój pokojowy.
-Evan.
-Wiem.
Przez chwilę milczeliśmy. W końcu odważyłam się i usiadłam naprzeciw chłopaka. Widać było, że oddychało mu się tu lepiej. Mimo iż nie pamiętałam mojego brata to byłoby fajnie gdyby on nim był. Josh, mój brat, zmarł na raka płuc gdy miałam 4 lata.
-Mogę ci pomóc.- powiedział nagle.
-Jak?
-To co przeżywasz to rodzaj choroby. Ja choroby skracam i wydłużam. Jutro już będzie po wszystkim. Lecz będę musiał szybko zniknąć. Poproszę Matekai’a by przyszedł za parę dni.
-On mnie chyba nie lubi.- stwierdziłam.
-Nie lubi jak się mu matkuje ale wie co próbował zrobić Whawhai. Nikt tego nie toleruje dlatego szukamy rozwiązania.
-Dziękuję.- powiedziałam.- Nie wiem co innego powiedzieć.
-Nic innego nie musisz mówić.- westchnął.- Czy możemy tu jeszcze posiedzieć?
-Jasne.
Po godzinie siedzenia w milczeniu wyszłam z pomieszczenia i nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam na Evana, prawdziwego Evana i mimo to strach ogarnął mnie po wszystkie komórki. Chłopak zrobił krok w moim kierunku ale gdy zobaczył moją minę coś zgasło w jego oczach. Do mojego pokoju szliśmy oddaleni od siebie o kolka kroków.
 -Przepraszam.- wyszeptał a ja podskoczyłam gwałtownie.
-Nic… nic przecież mi nie zrobiłeś.
-Może było za wcześnie na całowanie się z tobą.
Próbowałam go przekonać, że tak nie było ale chłopak milczał. Szybko weszłam do pokoju. Bez niego czułam się bezbronna a przy nim się bałam. Wykonałam telefon który był mi proponowany już dawno. Kobieta po drugiej stronie odebrała po czwartym sygnale.
-Hej kochana! Co tam u ciebie?- spytała wesoło Diana.
Diana jest z zagranicy i ma bardzo fajny choć nielegalny zawód.
-Cześć, czy nadal mogłabyś załatwić mi tę broń o której mówiłaś?
Następnego dnia czułam się jakby z serca spadł mi głaz. Gdy Evan zapukał celowo go zignorowałam. Po chwili wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Usiadł obok mnie j ja objęłam rękoma jego szyję i przybliżyłam się do niego na co cofnął się.
-Nie musisz mi udowadniać, że wszystko w porządku. Nie chcę byś później się mnie bała.
Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.

-Ja myślę o sobie. Całkiem fajnie się ciebie całuje.