Następnego
dnia obudziłam się obok chłopaka. Choć to nie właściwe określenie. Jedyne,
które tu chyba odpowiada to, to że byliśmy w jednym łóżku. Był chyba najdalej
jak się dało. Przeciągnęłam się i poczułam poruszenie drobnych mięśni o których
już zapomniałam. Znieruchomiałam. Po chwili zerwałam się z łóżka i pobiegłam do
dużego lustra w łazience. Na ten widok padłam na kolana i zakryłam sobie usta.
W moich oczach pojawiły się łzy bo oto widziałam moje skrzydła. Całe i zdrowe.
Mocno uszczypnęłam się by sprawdzić czy to nie sen. Rzeczywistość. Przez chwilę
chciało mi się śmiać a zaraz potem płakać. Wszystko ze szczęścia i ulgi. One
znów były zdrowe. Może znów będę latać. Ale jak? Jak to się stało? Były
poważnie uszkodzone. Już przecież o
n się o to postarał. Po chwili czuję jak
ktoś mnie obejmuje od tyłu. Zobaczyłam w odbiciu twarz Rafaela. Uśmiechał się z
czułością i opierał głowę na moim ramieniu. Pocałował moje ramię i wtulił twarz
w szyję.
-Jak
się czujesz?- szepnął wprost w moją skórę.
Zadrżałam.
-Jak
ty to…. To przecież niemożliwe. – mówiłam bez ładu i składu.
-Wiesz
co oznacza moje imię?
Pokręciłam
głową na tyle na ile pozwalała mi jego głowa znajdująca się obok.
-To
znaczy „Bóg uzdrawia”.
-Jesteś
archaniołem.
Moje
serce na moment stanęło a po chwili zaczęło bić dwa razy szybciej. Jest Upadłym
i to kimś z wyższego szczebla. Pobladłam. Zauważył to i przesiadł się tak by
siedzieć przede mną. Spojrzałam mu w oczy choć z pewnym trudem. Przerażenie
zmieniło się w troskę i ukrywany ból.
-Boisz
się, że będę cię do czegoś zmuszał.- pewnie zobaczył moją minę bo od razu
zaczął tłumaczyć.- Gdy kogoś uzdrawiam poznaję jego serce… taka moja wada.-
uśmiechnął się skrępowany.- Mylisz się jednak. Do niczego nie będę cię zmuszać.
Chcę być była szczęśliwa. Nieważne co przeniesie ci to szczęście. Bo to niczego
nie zmienia.
Po
długiej chwili milczenia i wpatrywania się w niego, uwierzyłam mu. Nie wiem
czemu ale tak się stało.
-Czego
to nie zmienia?
Super.Bardzo fajne.Czekam nn.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i chęci
Pozdrawiam Zizi.