poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 21 czyli "Prawda wychodzi na jaw"

Tak minęło kilka dni.

-Lilly.- usłyszałam czyjś głos.
Aż podskoczyłam z zaskoczenia. To nie mógł być Gabriel, on wyszedł na zakupy. Powoli odwróciłam się i ujrzałam jednego z archaniołów.
-Kim jesteś?- spytałam.- I skąd znasz moje imię?
-Chodź, ktoś musi z tobą porozmawiać.
-Kto?
-Dowiesz się na miejscu.
Westchnęłam i wstałam. Podeszłam do archanioła i rozłożyłam skrzydła.
-Gdzie?
Był zaskoczony.
-Jesteś aniołem?
-Tak.- odparłam powoli.
-Zatem chodźmy.
Dotknął mojego ramienia i otoczenie się zmieniło. Byłam w jasnym pomieszczeniu. Ściany były białe a drewno na podłodze i te z którego wykonano meble było jasne. Pod oknem stało krzesło. Znałam ten pokój. To było to miejsce z mojego snu. W śnie był Rafael ale ta sala była pusta.
-Czyli zwiał.- westchnął.
-Kto?
-Rafael.
Byłam w szoku.
-Był tu? Kiedy się obudził? Jak się czuje?
-Był tutaj. Obudził się pięć godzin po przybyciu na miejsce. Miał się coraz lepiej, rana się goiła. Lecz stało się co innego. Stracił pamięć.
-Co?
Wszystko było dziwne. Przecież Gabriel mówił… O to mu chodziło. To zrobił. Okłamał mnie, mówiąc o kiepskim stanie Rafaela i ich o tym, że jestem człowiekiem. Dlaczego? Chyba nie dlatego, że mnie…
-Pamięta jednak twoją twarz.
-Moją twarz?
-Jak również to, że jesteś aniołem. Kazał cię znaleźć. O niczym innym nie chciał słyszeć. Przyprowadzano tu osoby pasujące do twojego wyglądu ale zawsze  mówił, że to nie ta osoba. Teraz wiadomo czemu. Usłyszał o tobie jako o ludzkiej dziewczynie z tamtej rzeźni pasującej do opisu. Najpierw to zignorował ale jakieś sześć dni temu zaczął się wypytywać. Do Gabriela zadzwonił Michael ale ten powiedział, że to za wcześnie na wasze spotkanie.
-Czemu? Wiedział, że Rafael zdrowieje i nic mi nie powiedział?
-Tego nie rozumiem ale wiem czemu nie chciał by doszło spotkania. To pierwszy raz jak archanioł traci pamięć. Nikt nie wie jak teraz zachowa się Rafael. Nie wiadomo co zrobi gdy cię zobaczy. Może być niebezpieczny.
Nie, pomyślałam., Rafael nigdy by mnie nie skrzywdził. Poprosiłam, by pomógł mi wrócić do domu. Byłam tam przed Gabrielem. Usiadłam na łóżku i poczułam jak łzy płyną mi z oczu. Gabriel potrafił spojrzeć mi w oczy i tak kłamać. Przecież wiedział, że tęsknię za Rafaelem. Widział. Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie odezwałam się. Wiadomo było kto stoi po drugiej stronie. Znowu zapukał.
-Odejdź!- krzyknęłam przez drzwi.
-Proszę, pozwól mi wyjaśnić.
-Nie!
-Lilly.- słyszałam błaganie w jego głosie .
Zignorowałam go. Nie chciałam go widzieć, w ogóle.

-Proszę, otwórz. 

Rozdział 20 czyli "Gabriel nieładnie z kimś rozmawia"

Nie wiedziałam co robić więc postanowiłam zejść na dół coś zjeść. W kuchni nikogo nie było. Za to w salonie go znalazłam. Był rozciągnięty na fotelu. Gdy podeszłam bliżej zrozumiałam czemu. Po prostu zasnął. Delikatnie dotknęłam jego ramienia co spowodowało, że się obudził. Usiadł prosto i przetarł oczy.
-Czemu śpisz w fotelu?
Wydawało mi się to głupie. Mam dwa pokoje gościnne, co więcej- obok stoi kanapa. Spojrzał na mebel, który wymieniłam w myślach jako ostatni.
-Nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem.
-Tu są cztery sypialnie. Chodź, zaprowadzę cię do którejś.
Chłopak podniósł się i oparł o mnie.
-Czy ty spałeś w ogóle?
Pokręcił głową.
-Czemu?
-Miałaś złe sny.- ledwo go zrozumiałam.
Gdy dotarł do mnie sens jego słów zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie spał bo był przy mnie. Pomogłam mu się położyć i przykryłam go. Wyszłam po cichu z pokoju i wróciłam do kuchni. Po szybkim posiłku nie wiedziałam co zrobić. Zwykle odrabiałam lekcje. Ale teraz tak jakby nie wiem co zadali. Westchnęłam i wróciłam do pokoju. Może coś poczytam? Sięgnęłam po pierwszą z brzegu książkę i zanurzyłam się w lekturze. Jeśli ktoś pomyśli, że tego dnia płakałam mniej to będzie mieć rację. Cały czas myślałam o moim śnie. W nim Rafael zdrowiał, w rzeczywistości był nieprzytomny. Westchnęłam. Pod wieczór schodziłam po schodach. Byłam strasznie znużona. Nagle dotarł do mnie głos Gabriela.
-To zły pomysł.
Zdziwiłam się. Z kim on gada? Może ze sobą ale to oznaczałoby, że ze świrował. Weszłam do biblioteki. Stał tyłem do mnie i rozmawiał przez telefon. Przepraszam, wykłócał się przez telefon. Czyli zdrowy psychicznie.  
-Jest za wcześnie. Uwierz mi.
Chwila milczenia.
-A jesteś pewien? Nigdy nic takiego się nie wydarzyło.
Cisza.
-Tak.
Widocznie udało mu się przekonać rozmówcę, bo jego ramiona opadły.
-Dzięki. Do usłyszenia.
Rozłączył się.
-Z kim rozmawiałeś? Na co jest za wcześnie?
Odwrócił się i uśmiechnął do mnie delikatnie się uśmiechnął. Koleś ma coś z twarzą. Oto kolejny do kolekcji. Nie potrafiłam się uśmiechnąć a już zwłaszcza po tym co powiedział gdy się obudziłam.
-Chodziło o Rafaela.
Ożywiłam się.
-Jakieś zmiany?
-Lekka poprawa. Chcą go przenieść do innej sali ale na to za wcześnie. O wiele za wcześnie.
-Rozumiem. Udało ci się ich przekonać, tak?
Pokiwał głową. Mruknęłam coś i odłożyłam książkę na półkę. Wybrałam inną i ruszyłam do pokoju. Byłam na schodach gdy chłopak zawołał mnie. Nie odwróciłam się.
-Słucham?
-Może zrobić ci herbaty?- zaproponował.

-Poproszę.

sobota, 29 marca 2014

Bardzo chcę wam przedstawić...

Z wielką przyjemnością przedstawiam wam bloga, którego przedstawił mi anonim. Nie wiem kim jesteś ale dzięki ci. Jest to blog pod tytułem I've always been thy autorstwa Isia Ch. Dobra, koniec gatki szmatki czas przejść do konkretów.

Alex nie chce wracać do Kanady. Jednak po śmierci mamy, nie ma wyboru. Jedzie do wujka. Gdy przyjeżdża na miejsce żartuje o tym jak jest głodna. Na początku bierze to na poważnie (był on może ostatnio na pogrzebie?) ale po chwili orientuje się, że to dowcip (czyli był). Na miejscu dziewczyna ogląda swój pokój, nie zjada obiadu (wegetarianie nie jedzą mięsa) i dowiaduje się, że już następnego dnia idzie do szkoły (no a gdzie ten dzień na przyzwyczajenie się do strefy czasowej czy coś w tym stylu? ja bym się buntowała). Kładzie się spać i po prostu zasypia. Budzi się i wstaje. W autobusie spotyka Marikę z którą zaczyna rozmawiać. Dziewczyna przypadkowo ujawnia dziwne znamię, przez które miała przerąbane (a w pysk tym, którzy się naśmiewali). Okazuje się, że dziewczyna też ma dziwne znamię, gwiazdkę (nie, nie Wigilię tylko gwiazdkę taką kilku ramienną). Okazuje się, że nie jest osamotniona w posiadaniu znaczka (cztery osoby jeszcze). Potem je spotyka, w tym jednego chamskiego kolesia (co mu? owsiki?) i oni (jedna dziewczyna i trzech chłopaków) też widzą jej znamię (nie chciała go pokazać). Udała się do klasy. Po lekcjach przy szafce spotyka Lucasa (pomógł jej z chamskim). Czego chciał? Musicie to po po prostu przeczytać.

Zalecenia Gala Anonima: WEJDŹ NA BLOGA I CZYTAJ.  NIE WAŻNE, KTÓRA GODZINA! PO PROSTU CZYTAJ

P.S. Do Autora: Ty przestań pisać bloga, serio. ZACZNIJ PISAĆ KSIĄŻKĘ. Kupię pierwsza. Choć masz jak najszybciej dodać rozdział. Inaczej umrę z ciekawości, będziesz mieć mnie na sumieniu.

Rozdział 19 czyli "Sen o Rafaelu i słowa innego archanioła"

Śnił mi się Rafael. Siedział na krześle w jakimś pokoju i wyglądał przez okno. Podeszłam do niego ale mnie nie zauważał. Miał na sobie białe spodnie a klatkę piersiową owiniętą bandażami.
-Czemu nie ubrałeś koszuli?
-Drażni ranę.- odparł krótko.
Spojrzałam na przybyłych. Był to chyba archanioł Michael i jakaś dziewczyna. Miała blond włosy, niebieskie oczy i zadarty nos. Te same cechy które ja mam. Patrzyła na Rafaela z zaskoczeniem i nieskrywanym zachwytem. Chłopak ledwo na nią spojrzał.
-To nie ona.
Archanioł przy drzwiach delikatnie odprawił dziewczynę. Podszedł i stanął tam gdzie stałam ja. Wtedy do mnie dotarło, że mnie nie widzą.
-Miała wszystkie te cechy. Co tym razem nie pasowało?
-Ona tak na mnie nie patrzyła. Nie ufała mi, choć powoli zaczynała. Gdy starałem się zbliżyć w jej oczach był lekki lęk.
-Masz pewność, że była aniołem. Może była człowiekiem? Na przykład ta ludzka dziewczyna z tej rzeźni, która spałowała demona? Pasuje do opisu.
-To była anielica. Pamiętam jak lataliśmy razem.
-W takim razie będziemy szukać dalej.
Michael wyszedł. Delikatnie dotknęłam twarzy anioła. Niespodziewanie minimalnie wtulił policzek w moją dłoń. Przez chwilę miałam nadzieję, że mnie widzi ale po chwili jego oczy zaczęły poszukiwać osoby która przed nim stoi. Jednak mnie nie widzi. Choć w minimalny sposób czuje. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka i wzięłam głęboki oddech. Cmoknęłam go w usta. Gdy się odsunęłam zauważyłam, że ma zamknięte oczy. Mruknął rozczarowany a ja uśmiechnęła się. Nagle obudziłam się. Nie otwierałam oczu, bo ktoś przy mnie siedział i mówił coś. Nie chciałam spłoszyć tej osoby.
-Mam nadzieję, że rozumiesz dlaczego to zrobiłem. Choć pewnie nie mam żadnych szans.
To był Gabriel ale o czym on mówi? O jakich szansach on mówi? Nachylił się nade mną i pocałował mnie w skroń.
-Kocham cię.- szepnął po czym wyszedł.
Nagle straciłam zdolność jakiegokolwiek ruchu. Czy on powiedział to co przed chwilą usłyszałam? Czy on powiedział słowo na k?! Naszło mnie inne pytanie. Co on zrobił?

Rozdział 18 czyli "Tęsknota"

Poczułam jak ktoś delikatnie mną potrząsnął. Gwałtownie usiadłam.
-Rafael?
Spojrzałam na twarz anioła a moja nadzieja uleciała szybciej niż krew z tętnicy szyjnej.
-Gabriel?
Pokiwał głową.
-Masz jakieś wieści?
-Nie wiadomo czy Rafael wróci.
Znieruchomiałam i poczułam jak się rozpadam.
-Jak to?
-Jest w złym stanie. Jeszcze się nie obudził. Nie wiadomo czy w ogóle to nastąpi.
Zaczęłam się trząść jak galareta. Patrzyłam na archanioła z niedowierzaniem. Z moich oczu znów polała się woda. Gabriel objął mnie delikatnie i zaczął uspokajać. Powoli zasnęłam. Gdy się obudziłam poczułam jakiś zapach. Uśmiechnęłam się pod nosem. Pewnie Rafael coś gotuje. Podniosłam się i umyłam twarz. Uśmiechnęłam się i zeszłam na dół. Jednak ten uśmiech zbladł bo to Gabriel gotował.
-Hej.- mruknęłam pod nosem i usiadłam na krześle.
-Zostanę tu kilka dni by mieć pewność, że czujesz się lepiej.
-Jak chcesz.
Postawił przede mną talerz a ja zaczęłam powoli dziobać.
-Chciałby byś żyła normalnie.- powiedział po chwili milczenia.
Łzy pojawiły się w moich oczach niespodziewanie. Wstałam. Znowu coś we mnie pękło.
-Nie mów o nim w czasie przeszłym.
Podszedł i chciał mnie przytulić ale odepchnęłam go.
-Po prostu chcę byś była gotowa na wszystko.
-Ale nie mów o nim tak jakby już nie żył.
Przytulił mnie a ja się rozpłakałam.
-Nie płacz, proszę. Wszystko będzie dobrze. Przepraszam za moje zachowanie. Po prostu to dziwne widzieć przyjaciela w takim stanie. Tylko on znał się na leczeniu. Nie wiemy co robić.
Płakałam jeszcze jakiś czas. Po czym usiadłam i wróciłam do dziobania. Tak bezmyślnie minął cały dzień. Gabriel dwoił się i troił bym przez chwilę skupiła się na czymś innym niż Rafael. Cały czas mnie pocieszał a gdy płakałam, przytulał mnie. Czasami mówiłam na niego imieniem rannego archanioła. Nie przejmował się tym. Kolejny dzień. Znów byłam nieprzytomna.
-Nie pójdziesz do szkoły.
Wzruszyłam ramionami i usiadłam. Chłopak usiadł przede mną i ujął moją dłoń. Milczałam, bo o czym miałam z nim rozmawiać.
-Jak się czujesz?- spytał.
Nie odpowiedziałam. Wstał i przytulił mnie. Znów się rozpłakałam. Co ja tak ciągle płaczę?
-Masz na imię Lilly, tak?
Pokiwałam głową.
-Skąd wiesz?
-Rafael cały czas je powtarzał podczas drogi. Ocknął się na chwilę i spytał co z tobą. Gdy poinformowaliśmy go o tym co się stało i o tym, że nic ci nie jest, wyraźnie mu ulżyło i stracił przytomność.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Mimo iż to on był ranny to wciąż martwił się o mnie. Pewnie gdyby mu nie powiedzieli co ze mną sam poleciałby sprawdzić, nieważne jak był osłabiony. Coś mocno zakuło mnie w serce. Skuliłam się.
-Wszystko w porządku? Może powinnaś się położyć?
-To…- powiedziałam przez łzy.- minie.
Oparł brodę na mojej głowie i powoli głaskał mnie po głowie i po plecach. Musiałam zasnąć bo następne co pamiętam to Gabriel okrywający mnie kołdrą. Z powrotem zapadłam w sen. 

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 17 czyli "Koniec?"

-Co z nim?!- usłyszałam krzyk Rebecci.
-Jest nieprzytomny!
Mój głos był strasznie piskliwy. Sprawdziłam czy oddycha i ostrożnie położyłam jego głowę na kolanach.
-Proszę obudź się. Nie zostawiaj mnie tu samej, błagam. Potrzebuję cię. Proszę, to nie jest śmieszne.
Wciąż nie otwierał oczu a jego skóra była taka chłodna. Poczułam wodę na policzkach. Nie chcę, żeby on umarł. Nagle pojawił się dziwny blask. Odwróciłam się w tamtą stronę. Byli tam dwaj aniołowie. Jeden od razu zajął się Caninesem. Drugi podszedł do nas.
-Co mu się stało?
-Ten… go trafił… czymś…
Pokiwał głową.
-Kim jesteś?
-Ja mam na imię Gabriel a on Michael.
-Jesteście archaniołami?
Pokiwał głową.
-Zabierzemy go tam gdzie wyzdrowieje.
Ostatni raz pogłaskałam Rafaela po głowie.
-Przepraszamy za spóźnienie. A Barbachiel i Jehudiel nie przyjdą. Mają coś do załatwienia na innym kontynencie. Z resztą jak skończymy mamy im pomóc.
-Uwolnijcie ludzi.- powiedział Michael.- Tego już ktoś załatwił.
Gabriel odwrócił się. Nie tylko on, nowo przybyła dwójka również.
-Czym?- spytał jeden z nich.
-Tym.- Michael podniósł stworzoną przeze mnie pałkę.
-Trochę kiepska robota.- stwierdził jeden z tamtej dwójki.
-Dopiero dziś się tego nauczyłam.- burknęłam.
-Dobra koniec gadania. Bierzmy się do roboty.
Dwaj podlecieli uwolnić Connorsa i rudą Rebeccę. Michael przerzucił sobie demona przez ramię a Gabriel ostrożnie podniósł Rafaela. Patrzyłam jak odlatują po czym wstałam i pomogłam Rebecce i chłopakowi. W połowie drogi Connors ocknął się. Wyjaśniłyśmy mu czemu nie ma z nami Rafaela. Nie zdziwił się czemu moja twarz jest mokra, ruda również płakała. Odprowadziliśmy go do domu. Ruda Rebecca miała zadzwonić w razie czego. Ja poleciałam do domu. Po drodze przypomniałam sobie lot z Rafaelem a z moich oczu popłynęły łzy. Gdy weszłam do domu zakluczyłam drzwi i od razu położyłam się. Czułam jakby coś przygniotło mnie i nie pozwalało oddychać czy choćby się ruszyć. Każda komórka mojego ciała gniła lub umierała. Równie dobrze mogłabym tu zapuścić korzenie. Leżę jak martwa. Może jestem. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Rozdział 16 czyli "Pałą go"

Nawet się nie zorientowałam jak zadzwonił dzwonek do drzwi.
-To co? Idziemy szukać Mata?
Rafael pokiwał głową i wyszliśmy. Zaczęliśmy od obrzeży miasta. Właśnie wchodziliśmy do jednej z opuszczonych rzeźni gdy w jednej z hal zobaczyliśmy związanego i wiszącego na jednym z haków, Connorsa. Ruda od razu pobiegła i wpadła w pułapkę. Sznury podniosły się i zaczęły owijać wokół niej. Krzyknęłam przerażona i chciałam podbiec ale Rafael zatrzymał mnie i pokazał, że na podłodze leżało jeszcze kilka zwojów lin. Stworzył ogień który pochłonął czyhające na nas pułapki.
-Pomóżcie mi.- pisnęła ruda.
-Już idziemy.- powiedział do niej po czym zwrócił się do mnie.- Musimy być bardziej ostrożni.
Po tych słowach zesztywniał i obrócił się w bok. Stał tam Canines.
-Na to już za późno.- i cisnął w niego promieniem z dłoni.
Krzyknęłam a Rafael poleciał na ścianę obok.
-Zostałaś sama.- powiedział złośliwie.
-Niestety jeszcze ty tu jesteś. Byłabym wdzięczna gdybyś naprawił ten błąd i sobie stąd poszedł.
-Podejdź. Nie ładnie tak rozmawiać na odległość.
-Ja z tobą nie rozmawiam.- poprawiłam go.- Ja cię tylko informuję.
Uniósł drwiąco jedną brew. Miałam ochotę mu ją wyrwać. Podniósł rękę, którą miałam ochotę mu odciąć, i przywołał mnie do siebie palcem. Miałam ochotę zmiażdżyć mu ten palec tłuczkiem. Nie reagowałam.
-Chcesz, by spotkało ich coś złego?
Niech to. Powoli zaczęłam podchodzić. Niestety moje serce nie lubi się wlec i migiem podeszło do gardła. Z trudem przełknęłam ślinę i zatrzymałam się trzy kroki przed nim. Niestety ten debil podszedł bliżej. Z tymi wielkimi źrenicami wyglądał jak na haju. Położył swoją łapę na moim boku a mną aż wzdrygało.
-Wiesz czego chcę.- powiedział przesuwając dłonią w kie tynku dolnym.
-Wiem.- powiedziałam oschle.
Stworzyłam żelazną pałkę i mocno walnęłam go w głowę.
-W pysk chcesz.- dokończyłam.

Zemdlał. Szybko podbiegłam da archanioła. Leżał nieprzytomny a koszulka na jego piersi była nadpalona.

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 15 czyli "Pomidor ale czy aby na pewno?"

-Anioły mają ciekawą zdolność. Potrafimy tworzyć rzeczy.
-Aha. I co w związku z tym?
-Można dzięki temu stworzyć coś do obrony w razie potrzeby.- wyjaśnił.- A teraz skup się. Zamknij oczy i wyciągnij ręce przed siebie, wierzchem do dołu. Dobrze. Teraz skup się na jakimś przedmiocie.
No dobra ale co? Hm… pomyślmy… niech to będzie… pomidor. Czemu nie? Skupiłam wszystkie swe myśli na czerwonym warzywie. Po chwili poczułam jak w dłoniach pojawia się owe warzywo.
-Udało ci się. Możesz już otworzyć oczy.                      
Spojrzałam na stworzony przeze mnie pomidor i doznałam szoku.
-Rafaelu?
-Słucham?
-Czy ten pomidor…?- zaczęłam.
-Hm?
-Jest niebieski?
-Tak ale pewnie smakuje jak normalny.
Spojrzałam podejrzliwie na to co trzymałam w dłoni.
-Nie będę próbować.
-Ale ja tak.
Wziął warzywo z moich dłoni i powędrował z nim do kuchni. Pobiegłam za nim. Odbiło mu? Chce zjeść niebieskiego pomidora?
-Nie jedź tego! A jeśli jest trujące.
Wbiegłam do kuchni ale on już trzymał jeden plasterek.
-Za późno.
Zjadł go i znieruchomiał. Podbiegłam do niego.
-Jak się czujesz? Proszę powiedz, że nic ci nie jest.
-Spróbuj.
Powiedział z pełną buzią więc zabrzmiało jak „spóbul”. Ostrożnie zjadłam kawałek i mnie zatkało.
-Nie dość, że niebieski to smakuje jak banan.
-Musimy jeszcze poćwiczyć.
Tak zleciały mi dwie godziny.

Rozdział 14 czyli "Naprawdę złe wieści"

Bardzo, ale to bardzo nie chciało mi się iść do szkoły. Pozwoliłam jednak poprowadzić się z powrotem. W klasie byliśmy na czas. Usiadłam w ławce i zaczęła się lekcja.
-Widziałaś może Mata? Miał się ze mną zobaczyć w stołówce ale nie przyszedł.
-O czym to ciekawym pani rozmawia, panno Whiterain?- powiedziała pani Ronwoll
-Chodzi o to, że poprosiłam przewodniczącego o to by pomógł mi w pewnej sprawie. Miał się ze mną spotkać ale nie przyszedł.
To zainteresowało panią Ronwoll.
-To dziwne, zawsze przychodzi na prośbę jakiegoś ucznia.
-Może pójdę sprawdzić czy jest w klasie?- zaproponowała.
-Dobrze, idź.
Ruda wybiegła z klasy. Po pięciu minutach wraca.
-Nie ma go w klasie.- poinformowała dziewczyna.
-To dziwne.- powiedziała nauczycielka.
-Pewnie się rozchorował.- powiedział ktoś z tyłu.
Nauczycielka zgodziła się z nim i lekcja się zaczęła. Jedyne co powiedziała mi ruda Rebecca to dwa słowa.
-Musimy pogadać.
Lekcja się skończyła a my wybiegłyśmy z klasy jak poparzone. Ruda Rebecca chciała iść do damskiej toalety ale uświadomiłam ją, że Rafael tam nie będzie mógł tam wejść. Zdziwiła się, że jemu też chcę powiedzieć ale nie komentowała tego. Wyszliśmy z budynku i weszliśmy na boisko. Teraz tam nikogo nie było więc to miejsce było idealne.
-Gdy wracałam do klasy spotkałam Caninesa. Powiedział, żebym rozejrzała się dobrze za Matem. Boję się, że to on spowodował jego zniknięcie.
-Po tym co powiedziałaś jestem pewien, że to zrobił. Rebbeco, proszę powiedz nauczycielom, że źle się poczułem a Lilly poszła mnie odprowadzić. Za dwie godziny podjedź do niej i zaczniemy poszukiwania. Lilly musi się czegoś nauczyć.
-Czemu on ma decydować?- spytała ruda.
-Ruda Rebecco, to nie czas…
-Bo jestem archaniołem.- przerwał.
Nie wiedziałam, że ruda może tak szeroko otworzyć oczy. Po chwili zgodziła się na ten plan a ja i Rafael wróciliśmy do domu.

-Czego chcesz mnie nauczyć?- spytałam zamykając za sobą drzwi.

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 13 czyli "Nauczyciel z FBI oraz pierwszy lot od dawna"

Odwróciłam się i szybko poszłam na lekcję.
-Zaczekajcie!- usłyszałam wołanie rudej i zatrzymałam się.
Oboje mnie dogonili.
-No to czas na lekcję z wiedźmą.- westchnęła ruda.
-Dobrze, że tego nie usłyszała.- mruknęłam.
-Lepiej się pośpieszmy.- ponaglił nas Rafael.- Zaraz zacznie się lekcja.
Zaczęliśmy jak szaleni pędzić do klasy. Zdążyliśmy cudem. Lekcja była nudna jak zwykle. Wyszliśmy z klasy i poszliśmy na chemię. Tam zaczepiła nas jakaś dziewczyna z naszej grupy.
-Hej nie uwierzycie co się stało.
-Spróbujemy, mów.- powiedziałam.
-Nasz nauczyciel chemii był z FBI!- wykrzyknęła.- Prowadził w pobliżu jakąś sprawę i był tu pod przykrywką.
-To dlatego cały czas siedział na telefonie.
Musiałam udawać głupią.
-Teraz muszą znaleźć dla nas kogoś na zastępstwo. Więc przynajmniej do końca tego tygodnia mamy okienko na tej godzinie. Czy to nie jest super?!
-Jest. Dziękuję, że nam o tym powiedziałaś.
Jeśli myślicie, że ja to powiedziałam to jesteście w dużym błędzie. To Rafael się tak przymila. Nie powiem, wkurzyło mnie to. Chwila, co mnie ugryzło? Czemu czuję jak gotuje się we mnie tylko dlatego, że on z nią rozmawia. I jest dla niej miły. I uśmiecha się do niej. A ona robi do niego słodkie oczka. Odbija mi. Eh, mam nadzieję, że psychiatry mnie przyjmie. Wzdycham.
-Coś się stało Lilly?
Wymyśliłam kłamstwo na poczekaniu.
-Nie wiadomo jaki będzie ten nowy nauczyciel.
-No, może być wredny.- zgodziła się ze mną dziewczyna.
-Gorszy od Ronwoll nie będzie.
-Co racja to racja. No ja lecę, pa.
Gdy odbiegła Rafael przytulił mnie do siebie. Znów dziwnie się poczułam. Nachylił się nad moim uchem a mi się pogorszyło.
-Może w tym czasie polatamy sobie? Musisz za tym tęsknić.
-Ja… nie wiem czy to możliwe.
-Przekonajmy się. Nie martw się nikt nas nie zauważy i zdążymy na lekcję z „naszą ukochaną” nauczycielką.
Zaprowadził mnie do nieużywanej części budynku a stamtąd podziemnym tunelem wyszliśmy do starszej części lasu. Rafael od razu rozłożył swoje skrzydła. Ja wahałam się. Jeśli to był sen? Jeśli to było chwilowe? Jeśli one znów są takie? Rafael spojrzał na mnie i chyba wiedział o co chodzi. Uśmiechnął się. Kolejny ma coś z twarzą, to chyba jakaś zaraza.
-Spokojnie, teraz już będzie dobrze. Obiecuję.
-Czy to nie za wcześnie na takie obietnice?
Zamknęłam oczy i rozłożyłam skrzydła. Gdy je zobaczyłam wciągnęłam powietrze. To nie był sen ani to nie było chwilowe. Chłopak podszedł, chwycił mnie za ręce i uniósł się z pół metra. Poszłam w jego ślady i po chwili szybowaliśmy po niebie. Z moich ust wyrwał się niekontrolowany śmiech. Nie mogłam go jednak powstrzymać. Nie wiedziałam, że tak za tym tęskniłam. Zauważyłam przed sobą chłopaka. Przyciągnął mnie do siebie na co moje skrzydła zareagowały odruchowo i złożyły się. Byłam kompletnie zaskoczona. Oparł brodę na mojej głowie. Teraz tylko praca jego skrzydeł unosiła nas w górze. Dziwnie łatwo było zamknąć oczy. Wylądowaliśmy z powrotem.

-Już trzeba wracać.- powiedział.

Rozdział 12 czyli "Wyznanie i gadka świra"

-Tego, że cię kocham.
Po tych słowach pocałował mnie. Nie mogłam pozostać obojętna. Jestem chora. Wplótł dłoń w moje włosy i powoli położył się na plecach. Mile zaskoczyło mnie to, że nie na mnie. Drugą ręką objął mnie w talii i więcej nic nie robił. Gdy udało mi się przejąć kontrolę nad zmysłami, odsunęłam się i wstałam.
-Przepraszam.- powiedziałam stojąc tyłem do niego.
-Nie masz za co.- odparł a w jego głosie nie znalazłam ani krzty smutku.- Choć, czas na śniadanie.
Zjadłam coś, przebrałam się, załatwiłam w łazience to co miałam i poszliśmy na przystanek. Droga minęła spokojnie. Lecz na przystanku zaczepił nas Canines. Wtedy byliśmy już wszyscy czworo.
-Czego chcesz, Canines?- warknęłam.
-Zdaje mi się, że mówiłem ci jak bym wolał byś do mnie mówiła.
-Wiesz gdzie ja mam twoje zachcianki?
Uśmiechnął się w chory sposób.
-Chętnie sprawdzę.
-Chrzań się.- warknęła ruda Rebecca.
Zdziwiło mnie to, że ona pierwsza się wtrąciła.
-Wolę sprawdzić gdzie ma moje zachcianki. I lepiej się nie wtrącaj bo inaczej ciebie też sobie dokładnie obejrzę, choć to nie będzie ani trochę ciekawe.
-Wal się.- powiedzieliśmy chórem.
-Do zobaczenia.
Odszedł a z nas zeszło napięcie.
-Prostak.
-Ja raczej powiedziałbym „ktoś niebezpieczny”.
-Masz rację ale poradzimy z nim sobie, co nie?
Wszyscy pokiwali głowami i ruszyliśmy do klas. Gdy Connors się od nas odłączył a rudą Rebeccę zaczepiła jakaś dziewczyna z naszej grupy z historii. Archanioł nachylił się nade mną i szepnął.
-Chyba chciałaś powiedzieć, ze ja sobie z nim poradzę.
-Nie będziesz stawał przeciw niemu sam. Nieważne kim jesteś.
-Martwisz się?
-No oczywiście. Zrobiłeś coś niesamowitego, muszę ci  to jakoś wynagrodzić.
-Na mój gust już to zrobiłaś.- powiedział łagodnie.
Spojrzałam na niego pytająco a on dotknął moich ust. Zaczerwieniłam się. Cholera, na co ja zachorowałam. Palpitacja serca, nagłe uderzenia gorąca. Co to oznacza? 

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 11 czyli "Cuda się zdarzają"

Następnego dnia obudziłam się obok chłopaka. Choć to nie właściwe określenie. Jedyne, które tu chyba odpowiada to, to że byliśmy w jednym łóżku. Był chyba najdalej jak się dało. Przeciągnęłam się i poczułam poruszenie drobnych mięśni o których już zapomniałam. Znieruchomiałam. Po chwili zerwałam się z łóżka i pobiegłam do dużego lustra w łazience. Na ten widok padłam na kolana i zakryłam sobie usta. W moich oczach pojawiły się łzy bo oto widziałam moje skrzydła. Całe i zdrowe. Mocno uszczypnęłam się by sprawdzić czy to nie sen. Rzeczywistość. Przez chwilę chciało mi się śmiać a zaraz potem płakać. Wszystko ze szczęścia i ulgi. One znów były zdrowe. Może znów będę latać. Ale jak? Jak to się stało? Były poważnie uszkodzone. Już przecież  o n  się o to postarał. Po chwili czuję jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Zobaczyłam w odbiciu twarz Rafaela. Uśmiechał się z czułością i opierał głowę na moim ramieniu. Pocałował moje ramię i wtulił twarz w szyję. 
-Jak się czujesz?- szepnął wprost w moją skórę.
Zadrżałam.
-Jak ty to…. To przecież niemożliwe. – mówiłam bez ładu i składu.
-Wiesz co oznacza moje imię?
Pokręciłam głową na tyle na ile pozwalała mi jego głowa znajdująca się obok.
-To znaczy „Bóg uzdrawia”.
-Jesteś archaniołem.
Moje serce na moment stanęło a po chwili zaczęło bić dwa razy szybciej. Jest Upadłym i to kimś z wyższego szczebla. Pobladłam. Zauważył to i przesiadł się tak by siedzieć przede mną. Spojrzałam mu w oczy choć z pewnym trudem. Przerażenie zmieniło się w troskę i ukrywany ból.
-Boisz się, że będę cię do czegoś zmuszał.- pewnie zobaczył moją minę bo od razu zaczął tłumaczyć.- Gdy kogoś uzdrawiam poznaję jego serce… taka moja wada.- uśmiechnął się skrępowany.- Mylisz się jednak. Do niczego nie będę cię zmuszać. Chcę być była szczęśliwa. Nieważne co przeniesie ci to szczęście. Bo to niczego nie zmienia.
Po długiej chwili milczenia i wpatrywania się w niego, uwierzyłam mu. Nie wiem czemu ale tak się stało.

-Czego to nie zmienia?

Rozdział 10 czyli "Nieprzyjemna rozmowa i miła niespodzianka po koszmarach"

Spuściłam wzrok gdy na mnie spojrzał. Był poważny, zdenerwowany i chyba trochę zły. Podszedł do mnie i znów przede mną kucnął. Spojrzałam w bok.
-Co to jest?- pyta.
-Nic.- odpowiadam.
-Wtedy by tu tego nie było. Proszę, powiedz.
-Leki na uspokojenie.- wymamrotałam.
-Czemu je bierzesz?
-Bo mam złe sny. Po nich zasypiam.- przyznałam po chwili.
-I bierzesz je przed snem?
-Po koszmarach.
Wzdycha.
-Ile?
Milczę.
-Lilly, ja po prostu się martwię. Powiedz.
-Dwie.
-Pewnie jedna już nie pomaga.- powiedział gorzko.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Ja nigdy nie brałam jednej.
-Nie?
-Nie, jedna nigdy nie pomagała.
-Czyli nie jesteś uzależniona?
Spojrzałam na niego jak na wariata i pokręciłam głową. Mocno przytulił mnie. Przez chwilę nie potrafiłam się ruszyć. Słyszałam jak bije mu serce. Powolnym ruchem gładził moją głowę. Czułam się dziwnie. Po chwili otrząsnęłam się.
-Rafaelu? Możesz mnie puścić?
Uścisnął mnie mocniej po czym mnie puścił. Odwrócił się, odłożył to co trzymał i wrócił do obiadu. Zapytał czemu śnią mi się te koszmary. Nie odpowiedziałam. Po kilku godzinach uczenia się wykąpałam się i poszłam spać. W nocy obudził mnie kolejny koszmar. Już chciałam sięgnąć po leki ale znikąd pojawiło się jasne światło.
-Ci, nie bój się.- szepnął Rafael.
Ułożył moje skrzydła na moich plecach i otoczył mnie swoimi. Zrobiło się przyjemnie ciepło. Oparłam głowę na jego piersi i zamknęłam oczy. Mimo iż było mi niewygodnie to było mi bardzo dobrze tak siedzieć. Po chwili zasnęłam a najbardziej cudowne w tym było to, że nie potrzebowałam leków.

środa, 19 marca 2014

Wiecie, że licznik wybija właśnie 2300. Jestem wam bardzo wdzięczna. Uwielbiam was.

Rozdział 9 "Rozmowa o rodzinie i niechciane znaleziska"

Gdy wróciliśmy do domu od razu usiadłam do lekcji a Rafael pognał do kuchni. Nie wiem czemu wizytę tam uznał za konieczną ale nie interesowało mnie to. Gdy uporałam się z historią, chemią, WOSem i matematyką zapukał do drzwi mojego pokoju i wychylił się zza drzwi.
-Głodna?- spytał.
Spojrzałam na zegar. No cóż pewnie gdybym była człowiekiem to bym zgłodniała. Jednak muszę udawać. Mówi się trudno.
-A co ty taka gosposia?
-Chcę się jakoś odwdzięczyć.
-Ale wiesz, że nie będę ci za to płacić.- powiedziałam.
-To raczej ja tobie powinienem płacić. Czynsz jest pewnie wysoki.
Wzruszyłam ramionami.
-Matka płaci.
Zmarszczył brwi i wszedł do pomieszczenia.
-To czemu jej tu nie ma.
-Ma gdzieś tam swoją firmę w której pracuje a poza tym nie interesuje się „córką dziwadłem”.- przy ostatnich słowach zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
Chłopak podszedł, przysunął mnie do siebie i zaczął gładzić po głowie. Byłam zdezorientowana.
-Przepraszam.- szepnął.
Odsunęłam go od siebie.
-A co? Ty kazałeś się jej tak zachowywać?
-Nie.- powiedział zaskoczony.
-To czemu przepraszasz? Mnie zachowanie mojej matki nie robi wrażenia.
-Czemu uważa cię za dziwadło?
-A kto by ją wiedział.
Uśmiechnął się pocieszająco. Kolejny który ma coś z twarzą. Skąd oni się biorą?
-Chodź, czas coś zjeść.
Niechętnie wstałam i ruszyłam za nim. Mój żołądek nie przyzwyczaił się do tak częstego spożywania posiłków. Na szczęście to co zobaczyłam na stole w kuchni było niegroźną sałatką z kurczakiem.
-Nie wiedziałam, że mam w domu kurczaka.
-Nie było więc poleciałem kupić.
-Ale nie mówisz dosłownie.- powiedziałam nieufnie.
-Nie mówię.
Zasiedliśmy do stołu. Nikt nic nie powiedział.
-Zamierzam włożyć brudne rzeczy do zmywarki. Czy szklankę z twojego pokoju też tam włożyć?
-Nie, mam w niej wodę.
-Miałaś.- wstał.- Siedź tu, przyniosę ją i naleję ci wody.
-Ale…- wstałam.
Czy on musi robić rzeczy niemające sensu? Nie jest przecież służącym.
-Żadnych ale.
-Bo co?
Uniósł brew rozbawiony.
-Chcesz wiedzieć?
Pokiwałam głową. Zaczął się zbliżać wolnym krokiem. Miał na ustach złośliwy uśmieszek. Niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie. Przez głowę przebiegło mi tysiące myśli ale żadna z nich nie okazała się trafna. Chłopak zaczął mnie po prostu łaskotać. Pękałam ze śmiechu przez co nie mogłam złapać powietrza. Po strasznie długiej chwili uwolnił mnie.
-Nigdy… więcej… tak… nie rób.- powiedziałam pomiędzy wdechami.
-Spróbuję.
Usiadłam na krześle z powrotem a on wyszedł z pomieszczenia. Po chwili wrócił ale nie tylko ze szklanką.