środa, 19 marca 2014

Rozdział 8 czyli "Trafienie pod czyjąś opiekę i dziwne osoby spotykane w szkole"

Pięć dni później.

Wróciłam do szkoły wczoraj. Lecz wciąż myślę o czymś innym. Wspomnieniami cofnęłam się o to dwa dni. Gdy się obudziłam poczułam dziwny zapach. Może nie zapach był dziwny tylko fakt, że w ogóle coś czułam. Powoli wstałam i zeszłam do kuchni. Ze zdziwieniem zauważyłam Rafaela, który stał przy kuchence gazowej. Nie wiem co on tam robił więc postanowiłam spytać.
-Co ty wyprawiasz?
-Jest już 14:00 i może jesteś głodna.- był zawstydzony.
-Myślałeś że wstanę później?
Pokiwał głową i wciąż na mnie nie patrzył.
-Wiesz, że ktoś zadzwoni do twoich rodziców, prawda? Zwłaszcza jeśli zwiałeś bo coś mi mówi, że byłeś na pierwszej lekcji.
Nic nie mówił.
-Bo ty masz gdzie mieszkać, co nie?
Znowu milczenie. Ech, faceci. Nie przyznają się, że mają z czymś problem. Westchnęłam.
-To możesz tu zostać.- powiedziałam.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i zaskoczeniem.
-A co dalej chcesz mieszkać pod krzaczkiem?
-Prawdę mówiąc nie wiem co powiedzieć.
-Można powiedzieć dziękuję albo nie, dziękuję.
-W takim razie dziękuję.
On się uśmiechnął w pełni a ja półgębkiem. Miałam nadzieję, że powie to drugie choć moje serce dziwnie zareagowało. Jestem chora. Przerwałam rozmyślania i wróciłam na lekcję historii. Nauczycielka nawet nie zauważyła, że nie słuchałam. Dopiero po pięciu minutach mnie o coś zapytała. Zaczęłam więc odpowiadać, bo cóż innego miałam zrobić. Jedyny plus dzisiejszego dnia to fakt, że Caninesa dziś nie było. Po chwili pani Ronwoll przerwała mi.
-Panno Coulisses, wystarczy. Tego jeszcze nie mieliście.
Kilka osób zachichotało. Lekcja trwała dalej. Wszystko byłoby dobrze gdyby na WOSie nie przyszedł on, James Canines. Nawet nie zdążył usiąść, nauczycielka od razu wzięła do pytania. Niestety odpowiedział dobrze. Usiadł a po drodze na miejsce spojrzał na mnie. Zacisnęłam pięści aż poczułam jak paznokcie wbijają mi się w dłonie. Po chwili spojrzał niżej. Co za dupek. Dalej był spokój. Prawie.
-Hej.- usłyszałam za plecami.
Szliśmy we czwórkę. Ja, ruda Rebecca, Connors i Rafael właśnie wybieraliśmy się na lunch. Odwróciliśmy się a chłopcy dziwnie się zachowali. Connors zrobił krok w stronę rudej a Rafael w moją. Co to za cyrki?
-Cześć.- odpowiedziała oschle ruda.
Stałam właśnie przed jasnowłosą dziewczyną. Miała włosy koloru platyny i dużo makijażu co było dziwne. Uśmiechała się zalotnie do chłopaków a mnie i rudą traktowała jak przeszkody. Żałosna ale cóż tacy ludzie istnieją.
-Co wy na to by pójść na imprezę? Jest w tę sobotę. U mnie. Więc?
Patrzyła na chłopaków i przygryzła dolną wargę. Oni nawet nie mrugnęli a ich miny były niemal martwe. Nie mogłam przewidzieć tego co zrobi Rafael więc nie mogłam również go nijak zatrzymać. Chłopak podszedł do moich pleców i położył dłonie na moich ramionach.
-Wybacz ale mamy inne plany.
-To może kiedy indziej?- zapytała.
Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam czy zwracać się do niej per ona czy per to.
-Raczej nie.- odparł oschle Connors.
Nie wiem czemu ta dwójka nagle zapragnęła zachowywać się jak ja ale najwyraźniej przebywanie ze mną jest niezdrowe. Zwłaszcza dla rudej.
-No cóż,- powiedziała/o trochę urażona/e.- jak zmienicie zdanie wiecie gdzie mnie szukać.
Gdy poszła zauważyłam, że napięcie opadło z reszty tej małej gromady.
-Dobrze, że ja nie wiem.- powiedziałam bardziej do siebie niż do nich.
Zaczęli się śmiać.
-Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę.- Connors ledwie to z siebie wydusił.
-Rafaelu,- powiedziałam matczynym tonem.- ta dziwna pani już sobie poszła możesz mnie puścić.
Chłopak zrobił to trochę zmieszany a pozostała dwójka zaczęła się śmiać.
-A tak z innej beczki, czy ja o czymś nie wiem?
Ruda Rebecca i Connors Nachalny zrobili zdziwione miny a Rafael dziwnie zesztywniał.
-A o co ci dokładnie chodzi?
-Mówiliście, że mamy jakieś plany. Wiem, że to była wymówka ale czemu aż tak się jej boicie?
-My się po prostu bronimy przed tą modliszką.- usprawiedliwił ich Connors.
-Connors, ty masz chyba problem z odróżnianiem gatunków. To był człowiek. Wiem, że wydaje to się niemożliwe ale tak było.
Pozostała dwójka zaśmiała się.
-I dobrze ci tak.- powiedział Rafael.- Nie było się ze mnie śmiać.
-Rafaelu bo pójdziesz do kąta.- zagroziłam.
Ruda parsknęła śmiechem a Connors Nachalny uśmiechnął się szeroko. Widać, że coś z nim jest nie tak. Z kim ja się zadaje? Szkoda, że nie mogę cofnąć czasu. Poszliśmy na lunch i już więcej nie spotkaliśmy jej/tego czegoś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz