Pięć
dni później.
Wróciłam
do szkoły wczoraj. Lecz wciąż myślę o czymś innym. Wspomnieniami cofnęłam się o
to dwa dni. Gdy się obudziłam poczułam dziwny zapach. Może nie zapach był
dziwny tylko fakt, że w ogóle coś czułam. Powoli wstałam i zeszłam do kuchni.
Ze zdziwieniem zauważyłam Rafaela, który stał przy kuchence gazowej. Nie wiem
co on tam robił więc postanowiłam spytać.
-Co
ty wyprawiasz?
-Jest
już 14:00 i może jesteś głodna.- był zawstydzony.
-Myślałeś
że wstanę później?
Pokiwał
głową i wciąż na mnie nie patrzył.
-Wiesz,
że ktoś zadzwoni do twoich rodziców, prawda? Zwłaszcza jeśli zwiałeś bo coś mi
mówi, że byłeś na pierwszej lekcji.
Nic
nie mówił.
-Bo
ty masz gdzie mieszkać, co nie?
Znowu
milczenie. Ech, faceci. Nie przyznają się, że mają z czymś problem.
Westchnęłam.
-To
możesz tu zostać.- powiedziałam.
Spojrzał
na mnie z niedowierzaniem i zaskoczeniem.
-A
co dalej chcesz mieszkać pod krzaczkiem?
-Prawdę
mówiąc nie wiem co powiedzieć.
-Można
powiedzieć dziękuję albo nie, dziękuję.
-W
takim razie dziękuję.
On
się uśmiechnął w pełni a ja półgębkiem. Miałam nadzieję, że powie to drugie
choć moje serce dziwnie zareagowało. Jestem chora. Przerwałam rozmyślania i
wróciłam na lekcję historii. Nauczycielka nawet nie zauważyła, że nie
słuchałam. Dopiero po pięciu minutach mnie o coś zapytała. Zaczęłam więc
odpowiadać, bo cóż innego miałam zrobić. Jedyny plus dzisiejszego dnia to fakt,
że Caninesa dziś nie było. Po chwili pani Ronwoll przerwała mi.
-Panno
Coulisses, wystarczy. Tego jeszcze nie mieliście.
Kilka
osób zachichotało. Lekcja trwała dalej. Wszystko byłoby dobrze gdyby na WOSie
nie przyszedł on, James Canines. Nawet nie zdążył usiąść, nauczycielka od razu
wzięła do pytania. Niestety odpowiedział dobrze. Usiadł a po drodze na miejsce
spojrzał na mnie. Zacisnęłam pięści aż poczułam jak paznokcie wbijają mi się w
dłonie. Po chwili spojrzał niżej. Co za dupek. Dalej był spokój. Prawie.
-Hej.-
usłyszałam za plecami.
Szliśmy
we czwórkę. Ja, ruda Rebecca, Connors i Rafael właśnie wybieraliśmy się na
lunch. Odwróciliśmy się a chłopcy dziwnie się zachowali. Connors zrobił krok w
stronę rudej a Rafael w moją. Co to za cyrki?
-Cześć.-
odpowiedziała oschle ruda.
Stałam
właśnie przed jasnowłosą dziewczyną. Miała włosy koloru platyny i dużo makijażu
co było dziwne. Uśmiechała się zalotnie do chłopaków a mnie i rudą traktowała
jak przeszkody. Żałosna ale cóż tacy ludzie istnieją.
-Co
wy na to by pójść na imprezę? Jest w tę sobotę. U mnie. Więc?
Patrzyła
na chłopaków i przygryzła dolną wargę. Oni nawet nie mrugnęli a ich miny były
niemal martwe. Nie mogłam przewidzieć tego co zrobi Rafael więc nie mogłam
również go nijak zatrzymać. Chłopak podszedł do moich pleców i położył dłonie
na moich ramionach.
-Wybacz
ale mamy inne plany.
-To
może kiedy indziej?- zapytała.
Szczerze
powiedziawszy nie wiedziałam czy zwracać się do niej per ona czy per to.
-Raczej
nie.- odparł oschle Connors.
Nie
wiem czemu ta dwójka nagle zapragnęła zachowywać się jak ja ale najwyraźniej
przebywanie ze mną jest niezdrowe. Zwłaszcza dla rudej.
-No
cóż,- powiedziała/o trochę urażona/e.- jak zmienicie zdanie wiecie gdzie mnie
szukać.
Gdy
poszła zauważyłam, że napięcie opadło z reszty tej małej gromady.
-Dobrze,
że ja nie wiem.- powiedziałam bardziej do siebie niż do nich.
Zaczęli
się śmiać.
-Nawet
nie wiesz jak ci zazdroszczę.- Connors ledwie to z siebie wydusił.
-Rafaelu,-
powiedziałam matczynym tonem.- ta dziwna pani już sobie poszła możesz mnie
puścić.
Chłopak
zrobił to trochę zmieszany a pozostała dwójka zaczęła się śmiać.
-A
tak z innej beczki, czy ja o czymś nie wiem?
Ruda
Rebecca i Connors Nachalny zrobili zdziwione miny a Rafael dziwnie zesztywniał.
-A
o co ci dokładnie chodzi?
-Mówiliście,
że mamy jakieś plany. Wiem, że to była wymówka ale czemu aż tak się jej boicie?
-My
się po prostu bronimy przed tą modliszką.- usprawiedliwił ich Connors.
-Connors,
ty masz chyba problem z odróżnianiem gatunków. To był człowiek. Wiem, że wydaje
to się niemożliwe ale tak było.
Pozostała
dwójka zaśmiała się.
-I
dobrze ci tak.- powiedział Rafael.- Nie było się ze mnie śmiać.
-Rafaelu
bo pójdziesz do kąta.- zagroziłam.
Ruda parsknęła śmiechem a
Connors Nachalny uśmiechnął się szeroko. Widać, że coś z nim jest nie tak. Z
kim ja się zadaje? Szkoda, że nie mogę cofnąć czasu. Poszliśmy na lunch i już
więcej nie spotkaliśmy jej/tego czegoś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz