To był
koszmar. Nie mogłam znieść żadnego faceta choćby siedział i kilometr ode mnie.
Mimo iż Evan był cały czas przy mnie, strach który mnie ogarnął był niezwykle
silny. Gdy zjadłam Evan zaproponował saunę. Miałabym być tam sama. Jednak gdy
tylko drzwi się za mną zamknęły ujrzałam Whiu.
-Para dobrze
wpływa na zatkany nos.- powiedział.
-A chorobę
trzeba wypocić.
Nawet jego
się bałam.
-Jak się
czujesz? Widziałem co wyprawiał Whawhai ale nie mogłem zareagować. Mocny ten
twój pokojowy.
-Evan.
-Wiem.
Przez chwilę
milczeliśmy. W końcu odważyłam się i usiadłam naprzeciw chłopaka. Widać było,
że oddychało mu się tu lepiej. Mimo iż nie pamiętałam mojego brata to byłoby
fajnie gdyby on nim był. Josh, mój brat, zmarł na raka płuc gdy miałam 4 lata.
-Mogę ci
pomóc.- powiedział nagle.
-Jak?
-To co
przeżywasz to rodzaj choroby. Ja choroby skracam i wydłużam. Jutro już będzie
po wszystkim. Lecz będę musiał szybko zniknąć. Poproszę Matekai’a by przyszedł
za parę dni.
-On mnie
chyba nie lubi.- stwierdziłam.
-Nie lubi jak
się mu matkuje ale wie co próbował zrobić Whawhai. Nikt tego nie toleruje
dlatego szukamy rozwiązania.
-Dziękuję.-
powiedziałam.- Nie wiem co innego powiedzieć.
-Nic innego
nie musisz mówić.- westchnął.- Czy możemy tu jeszcze posiedzieć?
-Jasne.
Po godzinie
siedzenia w milczeniu wyszłam z pomieszczenia i nie mogłam się ruszyć.
Patrzyłam na Evana, prawdziwego Evana i mimo to strach ogarnął mnie po wszystkie
komórki. Chłopak zrobił krok w moim kierunku ale gdy zobaczył moją minę coś zgasło
w jego oczach. Do mojego pokoju szliśmy oddaleni od siebie o kolka kroków.
-Przepraszam.- wyszeptał a ja podskoczyłam gwałtownie.
-Nic… nic przecież
mi nie zrobiłeś.
-Może było za
wcześnie na całowanie się z tobą.
Próbowałam go
przekonać, że tak nie było ale chłopak milczał. Szybko weszłam do pokoju. Bez niego
czułam się bezbronna a przy nim się bałam. Wykonałam telefon który był mi proponowany
już dawno. Kobieta po drugiej stronie odebrała po czwartym sygnale.
-Hej kochana!
Co tam u ciebie?- spytała wesoło Diana.
Diana jest z zagranicy
i ma bardzo fajny choć nielegalny zawód.
-Cześć, czy nadal
mogłabyś załatwić mi tę broń o której mówiłaś?
Następnego dnia
czułam się jakby z serca spadł mi głaz. Gdy Evan zapukał celowo go zignorowałam.
Po chwili wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Usiadł obok mnie j ja objęłam
rękoma jego szyję i przybliżyłam się do niego na co cofnął się.
-Nie musisz mi
udowadniać, że wszystko w porządku. Nie chcę byś później się mnie bała.
Uśmiechnęłam się
i pokręciłam głową.
-Ja myślę o sobie.
Całkiem fajnie się ciebie całuje.
Jejku, jejku Evan demonem i ten ten... jak mu tam... ten zły Evan ją chciał wykorzystać (łagodnie mówiąc) i ona teraz się boi też tego normalnego,i chce broń?! Tyle się wydarzyło jak mnie nie było!!! Czekam na następny rozdział ^^ i dziękuję za tamten długi :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Opowiadanie trochę bez składu i ładu, czasem można stracić orientację w tym co się dzieje. Więcej opisów, trochę dłuższe akcje i będzie lepiej. No i przydałoby się zmniejszyć tępo :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Zgadzam się całkowicie z przedmówcą. Chociaż trzeba przyznać, że postęp jest ogromny od wcześniejszych tekstów, a samo opowiadanie nadzwyczaj ciekawe. Motywy niby oklepane, ale wyglądają świeżo w takim przedstawieniu.
UsuńW ogóle dziwne jest to opowiadanie. Czasem przyjemne, czasem niezgrabne, ale tak odmienne od innych, że nie idzie się oderwać. Także ćwiczymy, ćwiczymy i piszemy jeszcze piękniej!
Dużo weny życzę i czekam. Jakbym długo nie wpadała, możesz przyjść do mnie i nakrzyczeć.
Pozdrawiam.
Rozdział - cudowny. Polubiłam Whiu, wydaję się miły :) Za to Whawhai - ugh, nienawidzę go. Cóż, rozdział bardzo mi się spodobał jak zresztą każdy, no więc... niecierpliwie czekam na kolejny :))
OdpowiedzUsuńProszę, pisz już kolejny, uwielbiam to opowiadanie! W ogóle świetnie piszesz... Podziwiam :) Pozdro, J.
OdpowiedzUsuń