poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział Dziesiąty

Droga Paulo. Mam nadzieję, że długość rozdziału jest wystarczająca.

-Słucham?- spytałam osobę po drugiej słuchawki.
To był obcy numer.
-Panna Midnight?
-Tak, słucham.
-Dzwonię z hotelu Pandora i mam do pani pewną ważną aczkolwiek bardzo wrażliwą sprawę. Chodzi o Evana.
Drgnęłam.
-O co chodzi?
-Czy mogłaby pani przyjechać? Nie da się o tym porozmawiać przez telefon.
Milczałam. Nie wiem czy chcę tam wracać. To trudne. Cały czas niewiadomo gdzie jest Nate. Nie będę ukrywać, przeraża mnie to. Dwie godziny drogi z hotelu do miasta. Dwie godziny, doba ma 24.
-Evan pani potrzebuje.
Musiałam się przełamać. Był kiedy tego potrzebowałam. Muszę mu się odwdzięczyć.
-Dobrze, przyjadę.
-Przysłać kierowcę?
Zastanowiłam się.
-Tak, poproszę.
Następnego ranka o godzinie 2:00 przyjechał kierowca a wraz z nim kierowca zastępczy. Jednym z nich był znajomy lekarz a drugim… kobieta. Była uprzejma choć chłodna. Wsiedliśmy do samochodu i po 19 godzinach byliśmy na miejscu. Odszedł do mnie człowiek mniej więcej w wieku Evana.
-Gdzie on jest?- spytałam.
-U siebie. Jestem jego przyjacielem i zauważyłem dość dużą różnicę w jego zachowaniu po pani wyjeździe. Z resztą każdy zauważył, zamknął się w pokoju. Czy mogłaby pani z nim porozmawiać? Dziś cudem udało mi się go zmusić do zjedzenia czegoś i wykąpania się.
-Dobrze.
Otworzyłam drzwi do jego pokoju i weszłam do środka. Z sąsiedniego pomieszczenia dochodził szum wody z prysznica. W pokoju nie było tak, źle jak myślałam. Tylko wszędzie walały się kartki papieru. Zaczęłam zbierać je by nikt ich nie podeptał. Dopiero po chwili zorientowałam się co trzymam. Były to rysunki, które przedstawiały… mnie? To było słodkie i jednocześnie dziwne. Po chwili szum wody ucichł. Skończyłam szybko zbieranie rysunków, położyłam je na biurku i przy nim ustałam.
-Nie musisz mnie sprawdzać, Jo. Nawet ubranie…- w tym momencie wyszedł i spojrzał na mnie, zaniemówił.
Czekałam aż coś powie ale on tylko się patrzył, naprawdę. Mijały minuty a to robiło się coraz dziwniejsze. Powoli podeszłam do niego i pomachała łam mu ręką przed oczami. Wpatrywał się we mnie bez słowa. Nie powiem, zaczynało mnie to martwić.
-Halo, żyjesz?- spytałam w końcu.
-To niemożliwe.- wyszeptał.
-Skoro tak uważasz to mogę wyjść.
Już odwróciłam się i zmierzałam do drzwi gdy złapał moją rękę.
-Proszę powiedz mi, że to nie sen. Błagam.
Odwróciłam się do niego z uśmiechem.
-Nie to koszmar, za chwilę przyjdą zombie.- zażartowałam.- Oczywiście że jestem tu naprawdę.
Pstryknęłam go w czoło. Zamrugał.
-Widzisz?
Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Objęłam go.
-Hej, już dobrze.
Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
-Jestem tu.
Uszczypnęłam go po babcinemu w policzek.
-Jestem tu.- powtórzyłam.
Oparł czoło o moje i położył dłoń na tyle mojej głowy.
-Jesteś.- powtarzał z zamkniętymi oczami.- Jesteś.
-To otwórz oczy.-powiedziałam.
-Nie, bo znikniesz.
Zaśmiałam się.
-Obawiam się, że nie posiadam takich zdolności.
-A ja obawiam się, że to jednak sen.
Jakby go tu przekonać, że nie jestem zwykłą senną marą. Przeszło mi coś przez myśl ale od razu to odrzuciłam. Myśl dalej. Powróciło a ja znów to wyrzuciłam. I kolejny raz to samo. Dobra, niech będzie! Skoro innych pomysłów brak to może być i to! Cmoknęłam go w usta. Zesztywniał.
-Wciąż nie wierzysz?- spytałam.
Nie reagował. Kolejny całus. Nic.
-Chyba muszę podjąć drastyczniejsze metody.
Powoli wsunęłam język do jego ust i zaczęłam powoli aż bardzo czule całować chłopaka, który to wciąż miał zamknięte oczy. Czułam jak jego mięśnie rozluźniają cię i jak stopniowo zaciska uścisk. Uśmiechnęłam się a gdy w moich płucach zabrakło już powietrza, odsunęłam się.
-I co?- spytałam z lekka zadowolona z siebie.- Dalej nie wierzysz?
-Wierzę.- otworzył oczy i spojrzał na mnie z czułością.
Poczułam jak moje policzki trawi rumieniec.
-Mogę coś zrobić?
-Jasne, czemu nie.
Pocałował mnie. Nie było źle. No dobra, było fantastyczne. Gdy się od siebie odsunęliśmy zadałam pytanie na które odpowiedź bardzo mnie interesowała.
-Czemu mnie rysowałeś?
Wyglądał tak jakby nie chciał bym widziała te rysunki. Pocałowałam go w czubek nosa. Uśmiechnął się niepewnie.
-Są piękne.- powiedziałam.
-To moja modelka jest piękna.
-Ty źle widzisz.- stwierdziłam z uśmiechem.- Zauroczony chyba jesteś.- zażartowałam
-Zakochany, chciałaś powiedzieć.
Kolor czerwony chyba polubił moje policzki. Spojrzałam gdzieś w bok. Przecież nie może mówić prawdy. To tylko pobożne życzenie by ktoś mnie pokochał. On musi żartować albo kłamać. Chyba nie jest aż tak podły by kłamać.
-Czemu tak żartujesz?- wyszeptuję
-Co?
Unosi moją głowę a ja patrzę mu w oczy. Szukam w nich powodu jego żartu. Był zaskoczony. Czyżby tym, że go przejrzałam?
-Czemu tak uważasz?
-Nie wysilaj się. Kiedyś się na to nabrałam a drugi raz nie zamierzam.
-Wcześniej ty przekonywałaś mnie, że tu jesteś teraz pozwól mi przekonać ciebie. Pewnie nie pamiętasz jak podczas pierwszy i ostatni byłaś w naszej restauracji i jak wpadłem na mojego kolegę, kelnera.
-Pamiętam ale co to ma do rzeczy?
-Zagapiłem się. A osoba na którą parzyłem stoi przede mną. Nie lubiłem też Nate’a…
-Co do którego miałeś rację.- przerwałam mu.
-Gdy tylko o nim usłyszałem.
-To nic nie zmienia. Mogłeś to wymyślić.
Westchnął.
-Nie wiedziałem, że przyjedziesz a to- wskazał na stos rysunków.- nie są wszystkie.
Podszedł do szafki przy biurku i wyciągnął stosik kartek. Ze zdumieniem odkryłam, że na każdej jest rysunek.
-Wiesz, że to wygląda na obsesję?
-Wiem.
Podrapał się po głowie i spuścił wzrok. Nie mogłam być na niego zła. W ogóle nie byłam. To było.. bo ja wiem. Chyba bardziej słodkie. Pocałowałam go w policzek.
-Dobra, idź spać.
-Nie wiem gdzie.
-To idziemy poszukać.
Chwycił moją dłoń i ruszył do drzwi pokoju po drodze odkładając rysunki. Gdy tylko wyszliśmy natknęliśmy się na dziewczynę. Musiała być z personelu bo była ubrana podobnie do Evana. Jej twarz wyrażała… nic.
-Nie ma wolnego pokoju.- powiedziała oschle.
-Prawie wszystkie są wolne.- stwierdził i pytająco uniósł brew.
-Może już nie są.
-Więc będzie spać u mnie.- stwierdził chłopak a ona zmrużyła oczy.
-Chyba coś znajdę.
Na odchodne dziewczyna spojrzała na mnie z nienawiścią. Oho, czyżby też podobał jej się Evan? Pewnie tak.
-Nie macie tu jakiś klatek albo schowków na miotły?
-Chyba jakieś są. Czemu pytasz?
-Bo ona chyba właśnie tego dla mnie szuka.
-Nie zrobi tego. Ponownie jesteś naszym gościem, nie może.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Skąd wiesz?
Uśmiechnął się.
-Teraz już wiem.
-Och, ty oszuście.
Szturchnęłam go łokciem. Po pięciu minutach Panna Zabiję Cię Wzrokiem oświadczyła, że znalazła mi wolny pokój. Był on na samum końcu prawego skrzydła i był dość ładny. Chłopak spojrzał na nią pytająco ale ta nie zwróciła na to uwagi i wyszła. Zaczęłam się rozpakowywać.
-Pomóc ci?- zaproponował.
-Nie wzięłam wielu rzeczy. Dam radę.
-W tym pokoju jest pralka, więc jakbyś chciała możesz sama prać.
-O fajnie. Coś mi się wydaje, ż ona raczej pogubi moje rzeczy.
-Nie zrobiłaby czegoś takiego.- powiedział z przekonaniem.
-Powinieneś iść do okulisty.- stwierdzam.
-Czemu?
Rety on chyba nie zauważył.
-Jest zazdrosna. A zazdrosna dziewczyna wiele zrobi by pozbyć się konkurencji.
-O kogo?
Spojrzałam na niego wymownie. Zrozumiał. On wrócił do siebie a ja przebrałam się i położyłam się spać. Śniły mi się same okropności. Morderstwa, wojna, zarazy, głód, susza, gigantyczne pożary i wiele tym podobnych rzeczy. Zlana potem gwałtownie usiadłam na łóżku. Było jeszcze ciemno. 2:18, no to się nie dziwię, że ciemno. Pukanie do drzwi przyprawia mnie o zawał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz