Droga Paulo. Mam nadzieję, że długość rozdziału jest wystarczająca.
-Słucham?-
spytałam osobę po drugiej słuchawki.
To był obcy
numer.
-Panna Midnight?
-Tak,
słucham.
-Dzwonię z
hotelu Pandora i mam do pani pewną ważną aczkolwiek bardzo wrażliwą sprawę.
Chodzi o Evana.
Drgnęłam.
-O co chodzi?
-Czy mogłaby
pani przyjechać? Nie da się o tym porozmawiać przez telefon.
Milczałam.
Nie wiem czy chcę tam wracać. To trudne. Cały czas niewiadomo gdzie jest Nate.
Nie będę ukrywać, przeraża mnie to. Dwie godziny drogi z hotelu do miasta. Dwie
godziny, doba ma 24.
-Evan pani
potrzebuje.
Musiałam się
przełamać. Był kiedy tego potrzebowałam. Muszę mu się odwdzięczyć.
-Dobrze,
przyjadę.
-Przysłać
kierowcę?
Zastanowiłam
się.
-Tak,
poproszę.
Następnego
ranka o godzinie 2:00 przyjechał kierowca a wraz z nim kierowca zastępczy. Jednym
z nich był znajomy lekarz a drugim… kobieta. Była uprzejma choć chłodna.
Wsiedliśmy do samochodu i po 19 godzinach byliśmy na miejscu. Odszedł do mnie
człowiek mniej więcej w wieku Evana.
-Gdzie on
jest?- spytałam.
-U siebie.
Jestem jego przyjacielem i zauważyłem dość dużą różnicę w jego zachowaniu po
pani wyjeździe. Z resztą każdy zauważył, zamknął się w pokoju. Czy mogłaby pani
z nim porozmawiać? Dziś cudem udało mi się go zmusić do zjedzenia czegoś i
wykąpania się.
-Dobrze.
Otworzyłam
drzwi do jego pokoju i weszłam do środka. Z sąsiedniego pomieszczenia dochodził
szum wody z prysznica. W pokoju nie było tak, źle jak myślałam. Tylko wszędzie
walały się kartki papieru. Zaczęłam zbierać je by nikt ich nie podeptał.
Dopiero po chwili zorientowałam się co trzymam. Były to rysunki, które
przedstawiały… mnie? To było słodkie i jednocześnie dziwne. Po chwili szum wody
ucichł. Skończyłam szybko zbieranie rysunków, położyłam je na biurku i przy nim
ustałam.
-Nie musisz
mnie sprawdzać, Jo. Nawet ubranie…- w tym momencie wyszedł i spojrzał na mnie,
zaniemówił.
Czekałam aż
coś powie ale on tylko się patrzył, naprawdę. Mijały minuty a to robiło się
coraz dziwniejsze. Powoli podeszłam do niego i pomachała łam mu ręką przed
oczami. Wpatrywał się we mnie bez słowa. Nie powiem, zaczynało mnie to martwić.
-Halo,
żyjesz?- spytałam w końcu.
-To
niemożliwe.- wyszeptał.
-Skoro tak
uważasz to mogę wyjść.
Już
odwróciłam się i zmierzałam do drzwi gdy złapał moją rękę.
-Proszę
powiedz mi, że to nie sen. Błagam.
Odwróciłam
się do niego z uśmiechem.
-Nie to
koszmar, za chwilę przyjdą zombie.- zażartowałam.- Oczywiście że jestem tu
naprawdę.
Pstryknęłam
go w czoło. Zamrugał.
-Widzisz?
Przyciągnął
mnie do siebie i przytulił. Objęłam go.
-Hej, już
dobrze.
Podniosłam
głowę i spojrzałam mu w oczy.
-Jestem tu.
Uszczypnęłam
go po babcinemu w policzek.
-Jestem tu.-
powtórzyłam.
Oparł czoło o
moje i położył dłoń na tyle mojej głowy.
-Jesteś.-
powtarzał z zamkniętymi oczami.- Jesteś.
-To otwórz
oczy.-powiedziałam.
-Nie, bo
znikniesz.
Zaśmiałam
się.
-Obawiam się,
że nie posiadam takich zdolności.
-A ja obawiam
się, że to jednak sen.
Jakby go tu
przekonać, że nie jestem zwykłą senną marą. Przeszło mi coś przez myśl ale od
razu to odrzuciłam. Myśl dalej. Powróciło a ja znów to wyrzuciłam. I kolejny
raz to samo. Dobra, niech będzie! Skoro innych pomysłów brak to może być i to!
Cmoknęłam go w usta. Zesztywniał.
-Wciąż nie
wierzysz?- spytałam.
Nie reagował.
Kolejny całus. Nic.
-Chyba muszę
podjąć drastyczniejsze metody.
Powoli
wsunęłam język do jego ust i zaczęłam powoli aż bardzo czule całować chłopaka,
który to wciąż miał zamknięte oczy. Czułam jak jego mięśnie rozluźniają cię i
jak stopniowo zaciska uścisk. Uśmiechnęłam się a gdy w moich płucach zabrakło
już powietrza, odsunęłam się.
-I co?-
spytałam z lekka zadowolona z siebie.- Dalej nie wierzysz?
-Wierzę.-
otworzył oczy i spojrzał na mnie z czułością.
Poczułam jak
moje policzki trawi rumieniec.
-Mogę coś
zrobić?
-Jasne, czemu
nie.
Pocałował
mnie. Nie było źle. No dobra, było fantastyczne. Gdy się od siebie odsunęliśmy
zadałam pytanie na które odpowiedź bardzo mnie interesowała.
-Czemu mnie
rysowałeś?
Wyglądał tak
jakby nie chciał bym widziała te rysunki. Pocałowałam go w czubek nosa.
Uśmiechnął się niepewnie.
-Są piękne.-
powiedziałam.
-To moja
modelka jest piękna.
-Ty źle
widzisz.- stwierdziłam z uśmiechem.- Zauroczony chyba jesteś.- zażartowałam
-Zakochany,
chciałaś powiedzieć.
Kolor
czerwony chyba polubił moje policzki. Spojrzałam gdzieś w bok. Przecież nie
może mówić prawdy. To tylko pobożne życzenie by ktoś mnie pokochał. On musi
żartować albo kłamać. Chyba nie jest aż tak podły by kłamać.
-Czemu tak
żartujesz?- wyszeptuję
-Co?
Unosi moją
głowę a ja patrzę mu w oczy. Szukam w nich powodu jego żartu. Był zaskoczony.
Czyżby tym, że go przejrzałam?
-Czemu tak
uważasz?
-Nie wysilaj
się. Kiedyś się na to nabrałam a drugi raz nie zamierzam.
-Wcześniej ty
przekonywałaś mnie, że tu jesteś teraz pozwól mi przekonać ciebie. Pewnie nie pamiętasz
jak podczas pierwszy i ostatni byłaś w naszej restauracji i jak wpadłem na
mojego kolegę, kelnera.
-Pamiętam ale
co to ma do rzeczy?
-Zagapiłem
się. A osoba na którą parzyłem stoi przede mną. Nie lubiłem też Nate’a…
-Co do
którego miałeś rację.- przerwałam mu.
-Gdy tylko o
nim usłyszałem.
-To nic nie
zmienia. Mogłeś to wymyślić.
Westchnął.
-Nie
wiedziałem, że przyjedziesz a to- wskazał na stos rysunków.- nie są wszystkie.
Podszedł do
szafki przy biurku i wyciągnął stosik kartek. Ze zdumieniem odkryłam, że na
każdej jest rysunek.
-Wiesz, że to
wygląda na obsesję?
-Wiem.
Podrapał się
po głowie i spuścił wzrok. Nie mogłam być na niego zła. W ogóle nie byłam. To
było.. bo ja wiem. Chyba bardziej słodkie. Pocałowałam go w policzek.
-Dobra, idź
spać.
-Nie wiem
gdzie.
-To idziemy
poszukać.
Chwycił moją
dłoń i ruszył do drzwi pokoju po drodze odkładając rysunki. Gdy tylko wyszliśmy
natknęliśmy się na dziewczynę. Musiała być z personelu bo była ubrana podobnie
do Evana. Jej twarz wyrażała… nic.
-Nie ma wolnego
pokoju.- powiedziała oschle.
-Prawie
wszystkie są wolne.- stwierdził i pytająco uniósł brew.
-Może już nie
są.
-Więc będzie
spać u mnie.- stwierdził chłopak a ona zmrużyła oczy.
-Chyba coś
znajdę.
Na odchodne
dziewczyna spojrzała na mnie z nienawiścią. Oho, czyżby też podobał jej się
Evan? Pewnie tak.
-Nie macie tu
jakiś klatek albo schowków na miotły?
-Chyba jakieś
są. Czemu pytasz?
-Bo ona chyba
właśnie tego dla mnie szuka.
-Nie zrobi
tego. Ponownie jesteś naszym gościem, nie może.
Spojrzałam na
niego zdziwiona.
-Skąd wiesz?
Uśmiechnął
się.
-Teraz już
wiem.
-Och, ty
oszuście.
Szturchnęłam
go łokciem. Po pięciu minutach Panna Zabiję Cię Wzrokiem oświadczyła, że
znalazła mi wolny pokój. Był on na samum końcu prawego skrzydła i był dość
ładny. Chłopak spojrzał na nią pytająco ale ta nie zwróciła na to uwagi i
wyszła. Zaczęłam się rozpakowywać.
-Pomóc ci?-
zaproponował.
-Nie wzięłam
wielu rzeczy. Dam radę.
-W tym pokoju
jest pralka, więc jakbyś chciała możesz sama prać.
-O fajnie.
Coś mi się wydaje, ż ona raczej pogubi moje rzeczy.
-Nie
zrobiłaby czegoś takiego.- powiedział z przekonaniem.
-Powinieneś
iść do okulisty.- stwierdzam.
-Czemu?
Rety on chyba
nie zauważył.
-Jest
zazdrosna. A zazdrosna dziewczyna wiele zrobi by pozbyć się konkurencji.
-O kogo?
Spojrzałam
na niego wymownie. Zrozumiał. On wrócił do siebie a ja przebrałam się i
położyłam się spać. Śniły mi się same okropności. Morderstwa, wojna, zarazy,
głód, susza, gigantyczne pożary i wiele tym podobnych rzeczy. Zlana potem
gwałtownie usiadłam na łóżku. Było jeszcze ciemno. 2:18, no to się nie dziwię,
że ciemno. Pukanie do drzwi przyprawia mnie o zawał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz