czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział Piętnasty

Wybaczcie mi. Jestem podła, okrutna i zła. Macie jakiś pomysł by mnie ukamienować? Czekam na propozycje.

Przez chwilę był skołowany. A może skamieniał? Siedzi i siedzi i… chyba nie oddycha. Hm, ciekawe co mu jest? Powoli zaczynałam się martwić więc pomachałam mu ręką przed oczami. Nic. Chyba będę musiała sięgnąć po nieco radykalne środki. Ostrożnie wstałam z łóżka i wzięłam szklankę stojącą na stoliku nocnym. Weszłam do łazienki i nalałam do niej zimnej wody. A gdy byłam już z powrotem w pokoju chlusnęłam mu nią w twarz.
-Co jest?!- krzyknął i zerwał się z łóżka.- Clarie? Ty to zrobiłaś?
-Nie, deska klozetowa.-odparłam sarkastycznie.- Straciłeś kontakt z rzeczywistością i nie wiedziałam co robić.
-Przepraszam, po prostu… wczoraj bałaś się wszystkich a dziś… uśmiechasz się, jesteś złośliwa, drwisz ze mnie. Ja… nie wiem co powiedzieć, jak zareagować. Boję się, że jeśli coś zrobię nie tak to znów będziesz przerażona. Znów nie pozwolisz mi się do siebie zbliżyć.
Wyjaśniłam mu jak to się stało. Nie ufał jednak Whiu i podejrzewał że to podstęp. Oczywiście nie powiedziałam mu, że wczoraj sprawiłam sobie broń którą na dniach przywiezie moja znajoma. Nie wiem jak również zareagowałby na wieść, że umiem się nią posługiwać od trzech lat. Powiedzmy, że mój ojciec nie mógł się pogodzić z tym, że nie ma syna który tak jak on i jego dziadek wstąpią do policji. Cały czas traktował mnie jak chłopca. A w umiejętności „prawdziwego mężczyzny” wliczał: gotowanie, znajomość na silnikach, sport, posługiwanie się bronią wszelkiego rodzaju i szachy. Tak, szachy. Nie pytać czemu. Chłopak wyrwał mnie z zamyślenia całując w czoło. Uważa mnie za delikatną istotkę. Pff. Szkoda, że nie wie jaka się zrobię groźna gdy w moje dłonie trafi spluwa z prawdziwego zdarzenia. Evan wyszedł z pokoju i po chwili wrócił z wózkiem na którym to stało śniadanie.
-Myślałem, że nie będziesz chciała schodzić na dół więc przywiozłem to tutaj.
-Dziękuję.
Po śniadaniu postanowiłam poruszyć temat który mnie interesował.
-Umiesz walczyć, prawda?- zapytałam.
Pokiwał głową nie wiedząc o co mi chodzi. Westchnęłam. Nie miałam pojęcia czy się zgodzi.
-Nauczysz mnie?
-Clarie…
-Proszę. Chcę się umieć bronić. Bo on wróci. To oczywiste a ja chcę dać sobie radę. Zrozum.
Westchnął i oparł czoło na splecionych dłoniach. Milczałam. Nich to, chyba powinnam być delikatniejsza. Obraził się? Już chciałam coś powiedzieć, żeby nie myślał o tym. Przecież nie musi się zgadzać.
-Dobrze ale jeśli coś ci się stanie to przerywamy.
Pokiwałam głową i mocno go uściskałam. Przez następne dni ćwiczyłam pod jego okiem po każdym posiłku ale również grałam w tenisa, pływałam w basenie i chodziłam do sauny. Byłam w pokoju by przebrać się w kostium gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Założyłam szlafrok i podeszłam do drzwi. Stała tam Diana przebrana za kurierkę.
-Dzień doberek.- powiedziała radośnie z tym swoim akcentem przez co brzmiała jakby śpiewała.- Pani zamówienie.
No dobrze. Wezmę udział w tym przedstawieniu.
-Dziękuję. Ile płacę?
-To na koszt firmy, złociutka.
Po czym puściła mi oczko. Pokręciłam głową z uśmiechem i przyjęłam paczkę.
-Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.
-To narka.
I odeszła tym swoim skocznym krokiem. Widać, że ma ADHD. Dlatego jest taka niebezpieczna z bronią w ręku tak jak ja. No dobra… jej zdarza się nie trafić. Mnie nie. Odpakowałam broń i schowałam pod poduszkę. Były też zapasowe magazynki a ja zastanawiałam się czy ona nie wysyła mnie czasem na wojnę. W sumie mam ten pistolet na pewnego Jeźdźcę Apokalipsy. Mijały kolejne dni podczas których pojawili się Matekai i Te Mate. A przez ostatnie dwa dni uważamy na każdy krok. Whawhai. Szczerze powiedziawszy boję się. Niewiele brakowało przy ostatnim spotkaniu. Był późny wieczór a ja brałam prysznic. Po kąpieli ubrałam piżamę i wyszłam z łazienki. Każdy mięsień mnie bolał. Jutro sauna. Położyłam się z tą myślą spać. Normalnie Evan spałby w fotelu ale miał ważne zebranie. Ktoś obudził mnie w nocy. Gdy wolno otworzyłam oczy ujrzałam czerwone tęczówki. Zamarłam. Chłopak nachylił się żeby mnie pocałować ale odwróciłam głowę. Szkoda, że mu to nie przeszkadzało bo przejechał nosem po mojej szyi. Chciałam sięgnąć po broń ale powstrzymał mnie. Wolnym gestem wsunął dłoń pod t-shirt piżamy i chwycił moją pierś. Kciukiem zaczął muskać sutek.
-Tęskniłem.- szepnął.
-Odejdź.- powiedziałam na granicy łez.
-Pozwól mi wyjaśnić.- szepnął przygryzając płatek mojego ucha.
-Nie, po prostu idź.
Usiadł i wciągnął mnie na swoje kolana. Moja kobiecość była tuż przy jego męskości.
-Zrozum.- szeptał głaszcząc moje udo.- Jestem Wojną.-zaczął całować moją szyję.- Nie ma we mnie delikatności czy czułości. Jestem gwałtem. Namiętnością. Szałem.- szeptał i ścisnął moje biodro.-To jest moja miłość. Pożądanie i seks. Pragnę cię. Kocham cię. Przyjmij moją miłość i oddaj mi się.
Pocałował mnie a ja nie mogłam nić zrobić. W moim mózgu cały czas szalały jego słowa. Nagle bez żadnego ostrzeżenia chwycił moją dłoń i wsunął ją sobie pod koszulkę. Wtedy się ocknęłam i odsunęłam jak daleko mogłam.
-Dobrze.- powiedział patrząc na mnie płomiennym wzrokiem.- Teraz dam ci spokój. Ale w ostatecznym rozrachunku wezmę cię dla siebie, posiądę za twoją zgodą lub bez niej i wtedy nie będziesz miała wyboru. Będziesz musiała mnie pokochać. Więc do rychłego, reka.

I zniknął. A ja się rozpłakałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz