Wolno
podnoszę się z łóżka i podchodzę do nich. Nie wiem kto był takim geniuszem, że
zamontował tu judasza w drzwiach ale niech Bóg mu wynagrodzi milionem z totka.
Spoglądam przez maleńki otwór i gwałtownie cofam się. Chwytam komórkę i piszę
SMSa do Evana.
Błagam
przyjdź coś stoi pod drzwiami pokoju.
Potem
zadzwoniłam i wyłączyłam głośnik. Pukanie się powtórzyło ale ja nie miałam
zamiaru otwierać jakiemuś szkieletowi w płaszczyku. No sorry, ale podejrzanych
i martwych nie mam w zwyczaju zapraszać na herbatkę z ciasteczkiem. Zwłaszcza
kiedy nie mam ciasteczek. A nie, chwila! Są w torbie, wzięłam sobie kilka
paczuszek na drogę. Zbliżające się kroki po drugiej stronie. To dobrze, prawda?
To znaczy, że Evan idzie i przegoni to… coś. Podwójne pukanie? Co on kolegę
zaprosił? Jednak wstałam i podeszłam sprawdzić co się dzieje. Zajrzałam przez
judasza i znów zawał. Jakaś bardzo wychudzona postać stoi w ramię w ramie ze
znajomym już szkieletem. Co to kurwa ma być?! Jakiś zjazd rodzinny?! Może sobie
piknik zrobią?! Za nimi wyrasta zielona osoba z czarnymi plamami na gębie.
Kurwa! Kurwa! Kurwa! A trzy razy, po jednym przekleństwie na główkę! Normalnie
ich troje! Nie pomyłka. Pojawiła się szara morda z mieczem. Chwila, wróć bo
chyba mi się przewidziało. Nie, to czwarte serio ma miecz. Odbiło mi, tego już
spokojna jestem. Czego ja się naćpałam? Powoli otwieram drzwi.
-Panowie do
mnie?
Milczenie.
Czyli przyszli na złą imprezę. A może wyczuli, że tu też coś mocnego się
bierze?
-Aha.
Zamykam
drzwi, zakluczam na wszystko co się da i pędem wracam do łóżka by wleźć pod nie
i tam w spokoju umrzeć na zawał. Siedzę sobie spokojnie czekając na zbawczy w
tym wypadku atak serca gdy nagle ktoś nerwowo wali w drzwi. Nie chcę wychodzić
i tego nie zrobię. Nie wyjdę, nie wyjdę, nie wyjdę…
-Clarie,
proszę otwórz. To ja Evan.
Powoli
wypełzam spod łóżka i rozglądam się, nikogo. Jeszcze wolniej zbliżam się do
drzwi i znów patrzę przez przyjaciela judasza. To serio on. Żywy, beżowy i z
BMI w normie. Trzęsącymi się dłońmi, kolanami i w ogóle wszystkim otwieram mu.
Był wyraźnie przejęty.
-Wi… wi…
widziałeś ich? Tych… tych…?
-Tak i mam
nadzieję, że ich nie wpuściłaś.
-Nie.
Otworzyłam drzwi, spytałam czy oni do mnie i zamknęłam.
Objął mnie.
Wtuliłam się w niego z wdzięcznością. Jest tu. Nie jestem sama. Muszę siusiu.
-Muszę do
toalety.- powiedziałam
-Idź.
-Nie mogę,
trzymasz mnie.
-Och,
przepraszam.
Gdy mnie
puścił pędem ruszyłam do toalety. Co za ulga. Wyszłam i od razu skierowałam się
do łóżka. Położyłam się i już miałam zasnąć gdy przypomniało mi się, że Evan tu
jest. Spojrzałam na niego.
-Mam wyjść?
-Nie, proszę.
Postawił
sobie fotel bujany naprzeciw mnie i usiadł w nim. Patrząc na niego zasnęłam.
Wśród mroków moich snów zobaczyłam jasną postać na koniu. Zwierzę stanęło dębem
i zarżało. Przebiegli w dół zbocza objętego śmiercią, głodem, zarazą i wojną,
niosąc światło i ciepło. A co najważniejsze, wytchnienie od koszmarów. Krwawa
jatka zmieniła się w piknik, chorzy zdrowieli a głodni jedli. Ludzie przestali
umierać. Przysiadłam się do nich. Ktoś zaczął grać na piszczałce a ktoś inny
rytmicznie uderzać w wojenne bębny. Inni powyciągali kolejne instrumenty z
ukrycia i przyłączyli się do nich. Było radośnie i spokojnie. Przysiadła się do
mnie jakaś inna dziewczyna.
-Spokojnie tu
bez nich.- stwierdziła.
-Racja.
-Tumanako.-
przedstawiła się.
-Clarie.
Uścisnęłyśmy
sobie dłonie.
-Kim oni
byli?- spytałam.
-Odwieczni
wrogowie wszystkich. Lepiej ich nie spotkać. Powodują same nieszczęścia.
-Chyba ich
widziałam.- powiedziałam niepewnie.
-Całą
czwórkę?
Pokiwałam
głową.
-Chcą by ktoś
ich uwolnił. Tak samo jak uczyniła to poprzednia kobieta. Nie daj im się
sprowokować. Dasz radę?
Pokiwałam
głową.
-Pomogę ci na
tyle na ile będzie to możliwe.
-Dziękuję.
Spojrzała w
górę i uśmiechnęła się.
-Już czas na
ciebie.- spojrzała na mnie.- Obudź się.
Poczułam
się szarpana.
Boszzzz, co ty masz w głowie? O.o
OdpowiedzUsuńJa to już nawet nie wiem, czy bardziej jestem ciekawa, jak to się potoczy, czy co jeszcze odkryję na twój temat :D. Rozbroił mnie fragment o imprezie.
Na dziś chyba kończę, jeszcze kilka rozdziałów zostało, ale jutro egzamin. Jeszcze napiszę.