sobota, 17 maja 2014

Rozdział Ósmy

Minęło parę dni a ja znów miałam spotkać się z Nate’m. Cudem udało mi się wyprosić Evana by nie jechał ze mną. Wsiadłam do samochodu. Gdy dotarłam chłopaka ucieszyła wieść, że nie ma z nami Evana.
-Nareszcie. Teraz mogę cię zaprosić do siebie bez obawy, że zacznie mi grzebać w rzeczach.
Zgodziłam się na tą propozycje. Nate mieszkał poza miastem w małej chatce w lesie. Nalegał na to byśmy pojechali jego autem. Przekonał mnie choć tak naprawdę nie wiem jak. Wsiedliśmy. Po godzinie byliśmy na miejscu. Weszliśmy, ja usiadłam na sofie a chłopak udał się do kuchni. Po chwili oberwałam czymś w głowę. Chwiejnie wstałam i odwróciłam się.
-Co…?
-Teraz będzie ciekawie.- powiedział ze spokojem.- Zaufaj mi.
-Nie, dzięki.
Jednak on szybko znalazł się przy mnie i rzucił mną o ścianę. Świat zawirował mi przed oczami i upadłam na kolana. Poczułam kopnięcie w brzuch i skuliłam się na podłodze. Kopnięcie w tył głowy. Przed oczami zawirowały mi czarne plamy. Nie chciałam tracić przytomności. Na szczęście pomagała mi w tym adrenalina. Nate podniósł mnie i uderzył w twarz. Z oczu popłynęły mi łzy.
-Poczekaj tu.
Rzucił mną o podłogę a moja głowa musiała uderzyć w coś twardego. Obraz rozpływał się przed oczami. Po chwili wrócił i przyłożył mi rozgrzany do czerwoności nóż do ramienia. Usłyszałam wrzask. Tym samym nożem przeciął mi skórę. Krzyk. Czyżby mój? Teraz już bardzo chciałam stracić przytomność. Naprawdę. Znów wyszedł a ja spróbowałam ucieczki. Jedyne co mi się udało to dojść do drzwi i je odkluczyć gdy on szarpnął mnie za włosy.
-Nie ładnie uciekać. Przecież mamy cały dzień przed sobą.
Już miałam dość. W sumie mógł mnie zabić od razu ale nie. Jemu tortur się zachciało. Uderzył mnie czymś po żebrach. Zaczęłam płakać z bólu. Po dwóch kopniakach w brzuch i kilku ciosach w głowę powiedział, że przyniesie coś specjalnego. Nie chciałam się jednak przekonywać co. Z ledwością wstałam i otworzyłam drzwi. Wypadłam na dwór. Czaszka pulsowała, brzuch przypominał o sobie w bolesny sposób a w żebrach czułam ostry i palący ból. Z trudem zaczęłam się czołgać. W pewnym momencie stoczyłam się w dół. Zagryzłam zęby na dłoni by nie krzyknąć. Poczułam coś pod tyłkiem. Telefon. Niestety nie wiedziałam gdzie jestem a bateria miała ledwie 19%. Wybrałam jedyny numer jaki przychodził mi do głowy.
-Clarie?- zapytał Evan gdy długo się nie odzywałam.
-Chyba się spóźnię.- powiedziałam łamiącym się głosem.- Będziesz musiał kogoś innego dalej uczyć gry w pin ponga.
-O czym ty mówisz? Co się dzieje?
-Przepraszam, że cię nie posłuchałam. Następnym razem tak zrobię. Obiecuję.
Rozpłakałam się, nie będzie żadnego następnego razu. Nate mnie zabije. Nawet nie wiem za co.
-Gdzie jesteś?
-Nie wiem.
-Nie rozłączaj się, dobrze?
-A będziesz do mnie mówił?
-Tak.

Powoli jednak traciłam świadomość i nie rozumiałam co mówi. Jednak sam fakt, że to robi był uspokajający. Tak mogłam umrzeć. Zaczęło mi powoli ciemnieć przed oczami. Bałam się ale starałam nie dać tego po sobie poznać. W końcu czarne odmęty pochłonęły mnie. 

1 komentarz:

  1. Wow nie było mnie kilka dni, a tu tyle do czytania ^^ Wzięłam się za wszystko i muszę przyznać, że ten Evan jest dziwny xD pracownik hotelu, zna się z Clarie niedługo, a tu tak się o nią martwi to słodkie i intrygujące xD Jak mogłaś skończyć ten rozdział w takim momencie, a tak polubiłam Nate'a okazał się takim draniem. Mam nadzieję, że kolejna notka też pojawi się jutro i nie będziesz mnie trzymać zbyt długo w niepewności. W każdym razie rozdział sugoiiiii *.* czekam na następny. ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń