Minęło parę
dni a ja znów miałam spotkać się z Nate’m. Cudem udało mi się wyprosić Evana by
nie jechał ze mną. Wsiadłam do samochodu. Gdy dotarłam chłopaka ucieszyła
wieść, że nie ma z nami Evana.
-Nareszcie.
Teraz mogę cię zaprosić do siebie bez obawy, że zacznie mi grzebać w rzeczach.
Zgodziłam się
na tą propozycje. Nate mieszkał poza miastem w małej chatce w lesie. Nalegał na
to byśmy pojechali jego autem. Przekonał mnie choć tak naprawdę nie wiem jak.
Wsiedliśmy. Po godzinie byliśmy na miejscu. Weszliśmy, ja usiadłam na sofie a
chłopak udał się do kuchni. Po chwili oberwałam czymś w głowę. Chwiejnie
wstałam i odwróciłam się.
-Co…?
-Teraz będzie
ciekawie.- powiedział ze spokojem.- Zaufaj mi.
-Nie, dzięki.
Jednak on
szybko znalazł się przy mnie i rzucił mną o ścianę. Świat zawirował mi przed
oczami i upadłam na kolana. Poczułam kopnięcie w brzuch i skuliłam się na
podłodze. Kopnięcie w tył głowy. Przed oczami zawirowały mi czarne plamy. Nie
chciałam tracić przytomności. Na szczęście pomagała mi w tym adrenalina. Nate
podniósł mnie i uderzył w twarz. Z oczu popłynęły mi łzy.
-Poczekaj tu.
Rzucił mną o
podłogę a moja głowa musiała uderzyć w coś twardego. Obraz rozpływał się przed
oczami. Po chwili wrócił i przyłożył mi rozgrzany do czerwoności nóż do
ramienia. Usłyszałam wrzask. Tym samym nożem przeciął mi skórę. Krzyk. Czyżby
mój? Teraz już bardzo chciałam stracić przytomność. Naprawdę. Znów wyszedł a ja
spróbowałam ucieczki. Jedyne co mi się udało to dojść do drzwi i je odkluczyć
gdy on szarpnął mnie za włosy.
-Nie ładnie
uciekać. Przecież mamy cały dzień przed sobą.
Już miałam
dość. W sumie mógł mnie zabić od razu ale nie. Jemu tortur się zachciało.
Uderzył mnie czymś po żebrach. Zaczęłam płakać z bólu. Po dwóch kopniakach w
brzuch i kilku ciosach w głowę powiedział, że przyniesie coś specjalnego. Nie
chciałam się jednak przekonywać co. Z ledwością wstałam i otworzyłam drzwi.
Wypadłam na dwór. Czaszka pulsowała, brzuch przypominał o sobie w bolesny
sposób a w żebrach czułam ostry i palący ból. Z trudem zaczęłam się czołgać. W
pewnym momencie stoczyłam się w dół. Zagryzłam zęby na dłoni by nie krzyknąć.
Poczułam coś pod tyłkiem. Telefon. Niestety nie wiedziałam gdzie jestem a
bateria miała ledwie 19%. Wybrałam jedyny numer jaki przychodził mi do głowy.
-Clarie?-
zapytał Evan gdy długo się nie odzywałam.
-Chyba się
spóźnię.- powiedziałam łamiącym się głosem.- Będziesz musiał kogoś innego dalej
uczyć gry w pin ponga.
-O czym ty mówisz?
Co się dzieje?
-Przepraszam,
że cię nie posłuchałam. Następnym razem tak zrobię. Obiecuję.
Rozpłakałam
się, nie będzie żadnego następnego razu. Nate mnie zabije. Nawet nie wiem za
co.
-Gdzie
jesteś?
-Nie wiem.
-Nie
rozłączaj się, dobrze?
-A będziesz
do mnie mówił?
-Tak.
Powoli jednak
traciłam świadomość i nie rozumiałam co mówi. Jednak sam fakt, że to robi był
uspokajający. Tak mogłam umrzeć. Zaczęło mi powoli ciemnieć przed oczami. Bałam
się ale starałam nie dać tego po sobie poznać. W końcu czarne odmęty pochłonęły
mnie.
Wow nie było mnie kilka dni, a tu tyle do czytania ^^ Wzięłam się za wszystko i muszę przyznać, że ten Evan jest dziwny xD pracownik hotelu, zna się z Clarie niedługo, a tu tak się o nią martwi to słodkie i intrygujące xD Jak mogłaś skończyć ten rozdział w takim momencie, a tak polubiłam Nate'a okazał się takim draniem. Mam nadzieję, że kolejna notka też pojawi się jutro i nie będziesz mnie trzymać zbyt długo w niepewności. W każdym razie rozdział sugoiiiii *.* czekam na następny. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*