środa, 21 maja 2014

Rozdział Dwunasty

Otworzyłam wolno oczy i spojrzałam pytająco na chłopaka. To on mną potrząsał. Mocno mnie do siebie przytulił. Za mocno.
-Dusisz.
Zmniejszył siłę uścisku do takiej którą mogłam przeżyć.
-Nie mogłem cię obudzić. Bałem się.
A ja miałam pogawędką z nadzieją. Zaczęłam go pocieszać mówiąc, że nic mi nie jest i, że dobrze się czuję. Trochę trwało odwiedzenie go od pomysłu zaprowadzenia mnie do lekarza.
-Musimy znaleźć dla ciebie inny pokój.
-Lepiej nie. Bo jeśli zajmie ten pokój ktoś inny ktoś, kto ulegnie i ich uwolni? Ja dam radę. Uwierz we mnie.
Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
-Wierzę. Jednak to nie zmienia faktu że się boję.
Wyciągnęłam ręce w geście mówiącym „Chodź, przytulę cię.”. Zbliżył się a ja go objęłam, opierając swoją głowę na jego. Siedzieliśmy tak przez chwilę w milczeniu dopóki mój żołądek o sobie nie przypomniał. Wstaliśmy, ja poszłam się ubrać do łazienki a Evan zmienić ubrania. Poszedł oczywiście do siebie. Gdy wyszłam jego wciąż nie było. No tak, tamta specjalnie wybrała pokój położony najdalej. Ktoś zapukał. Spojrzałam przez judasza. Evan. Mimo to poczułam niepokój. Czemu? Uśmiechnęłam się jednak i otworzyłam drzwi.
-To co? Idziemy?- spytałam.
-Ta.
To nie on.
-Nie jesteś Evanem.- powiedziałam.
-Skąd ta myśl?
-Intuicja. Panie...- spojrzałam mu w oczy.
Czerwone.
-Wojno.- dokończyłam.
-Whawhai w gwoli ścisłości.
-Fajnie a teraz sobie idź.
-Nie.
-Czemu?- pytam znużona.
Zakłada ręce na piersi.
-Bo musisz nas uwolnić.
-Śnij dalej.
I zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Nie będzie mi tu się jeździec apokalipsy panoszył. Z resztą po co ja z nim gadałam? Inne pytanie. Czemu wczoraj otworzyłam drzwi z pytaniem „Panowie do mnie?”?  Odwala mi. Ech, szkoda że na psychiatry za późno. Czekałam jeszcze chwilę aż do drzwi zapukał prawdziwy Evan. Wyszliśmy coś zjeść a potem na spacer.
-Wojna się pod ciebie podszywał.- powiedziałam mu.
-Skąd wiedziałaś, że to nie ja?
Uśmiechnęłam się do niego.
-Jeśli ci powiem to oni też się dowiedzą.
-Co racja to racja.
Pocałował mnie w policzek a ja uśmiechnęłam się. Nawet nie zauważyłam kiedy nadeszła pora obiadowa ale on chyba o niczym nie zapomina.
-Chodź, już pora na obiad.
-Ale ty też masz coś zjeść.
-Niech ci będzie.
Po posiłku przesiedzieliśmy bite dwie godziny w pokoju po czym przebraliśmy się i poszliśmy na basen. Nikt go nie wziął za pracownika, którym notabene był. Gdy wyszliśmy, Evan musiał udać się na jakieś zabranie. Poszłam więc do siebie. Obok drzwi ujrzałam zakatarzonego chłopaka. Przyjrzałam mu się uważnie. Miał ubrane dresy, zmierzwione a raczej nieuczesane włosy, kapcie i szalik.
-Zaraza?- spytałam.
-Whiu- poprawił mnie.
-Jaką chorobę przerabiasz?
-Ostre przeziębienie.
Weszłam do pokoju, chwyciłam paczkę chusteczek i podałam mu ją.
-Proszę.
-Dzięki.
Wyciągnął jedną i chciał oddać resztę ale oddałam mu paczkę. Podziękował ponownie. Wróciłam do pokoju i przebrałam się. Po chwili przyszedł Evan z filmem na płycie i popcornem.
-Mogłeś powiedzieć, że zamierzasz oglądać film. Też bym coś przyniosła.
-Ale to miała być niespodzianka.
Wyciągnęłam ciastka z torby a chłopak odtworzył film. Nie wiem o czym był bo w połowie zasnęłam.
-Dobrze robisz.- powiedziała Tumanako.- Jeśli się z nimi zaprzyjaźnisz to nie będą ci grozić.
-Ja po prostu chciałam być miła.- odpowiedziałam jej zdziwiona.
-To jeszcze lepiej.
Rozejrzałam się. Znów byłam na tym pikniku. Nawet fajnie tu było.
-A tak z innej beczki to w czym oni i ty jesteście trzymani?
Zaczęła się śmiać. Okej… uznajmy, że wiem czemu. Gdy się uspokoiła spojrzała na mnie i znów się roześmiała. Mam coś na twarzy czy jak? To zaczyna robić się niepokojące. Może ktoś jej czegoś dosypał? Nie będę jadła niczego stąd, tak na wszelki wypadek.
-Przepraszam.- powiedziała gdy już nie wybuchała salwą śmiechu na mój widok.- Jesteśmy zamknięci w beczce. Słyszałaś o puszce Pandory?
-Aha.
Dziwiło mnie co ma puszka do beczki.
-Otóż ta puszka to tak naprawdę beczka choć większość wyobraża to sobie jako szkatułkę.
-Zapeklowali was z powrotem?
 Pokiwała głową, próbując się nie śmiać. Zaraz wybuchnie. Jeszcze chwila… jeszcze trochę i… Bum! Śmieje się jak opętana. Może egzorcysta potrzebny? Ale co ja powiem? Nadzieję śmiech opętał? To bez sensu. Przeczekałam to. Gdy już się uspokoiła wyjaśniła mi, że stało się to po pierwszej wojnie światowej kiedy to Wojna czyli W… coś tam uciekł.
-Whawhai.- powtórzyła.
-Łała?
-Whawhai.
-What?- spytałam w innym języku.
-Nie, nie What tylko Whawhai.
-Wha…
-Whai.- dokończyła.
-Whawhai… Co za poronione imię. Matka go nie kochała czy jak?
-Śmierć ma na imię Te Mate.
Okej…. To normalne prawda? Powiedziała, że Zaraza to Whiu, co już wiedziałam. Koleś ma takie krótkie i takie łatwe w zapamiętaniu imię. A Głód to Matekai.
-Czyli beczka Pandory znajduje się w pobliżu?
-Wiem, że jest pod ziemią.
-To dobrze, prawda? Przynajmniej nikt jej nie otworzy.
-Oni już znajdą sposób byś do niej dotarła.- powiedziała z powagą.
W to nie wątpiłam. Zamknęłam oczy i obudziłam się. Usiadłam i przetarłam oczy. Evan nawet nie zauważył, że zasnęłam. Był zdziwiony. Gdy spytałam się czy wierzy w istnienie puszki Pandory wymigał się pójściem do toalety. Czyli albo nie chce o tym mówić albo nie może. Istnieje możliwość, że i to i to ale nie będę się zagłębiać w jego powody.
-Tajemnice nie są dobre dla zaufania.- usłyszałam.
Był to bardzo wychudzony chłopak szarych włosach i oczach. Już chciałam się zapytać czy czasem nie nazywa się Głód ale Tumanako podszepnęła mi jego imię.
-Matekai?- spytałam.
Pokiwał głową. Wzięłam do ręki paczkę ciasteczek i spytałam.
-Może coś zjesz?
-Jestem Trzecim Jeźdźcem Apokalipsy, Głodem a ty proponujesz mi ciastka?
Przez chwilę analizowałam jego słowa po czym pokiwałam głową. Westchnął ciężko. Szczerze powiedziawszy nie wiem o co mu chodzi.
-Jestem Głód. Nie jem.
-Ale unikanie jedzenia jest niezdrowe.
-Mnie kwestia zdrowe niezdrowe nie obowiązuje.
-Wyglądasz na wyniszczonego.- stwierdzam.
-Jestem Głodem, wrakiem człowieka.- westchnął zirytowany.
-To zjedź coś.
-Jesteś jak moja matka.- mruknął.
-Martwię się o innych, to źle.
-Nie.- wstał.- To lecę a tego tam- wskazał na łazienkę.- spytaj czemu podsłuchiwał.
I zniknął. Poczekałam aż Evan wyjdzie z łazienki. Usiadł na kanapie i splótł ze sobą palce.
-Masz mi może coś do powiedzenia?- zapytałam.
-Nie mówiłaś, że z nimi rozmawiasz.
-Ty też nie mówisz mi wszystkiego.- skwitowałam.- A jeśli chodzi o to czemu ci nie mówiłam to wytłumaczenie jest proste. Nie pytałeś.
Podniósł głowę.
-Więc teraz pytam.
-Nie musisz być od razu taki wredny, wiesz? Wojna podszył się pod ciebie ale szybko go nakryłam. Kazałam mu spadać. On mi na to, że mam ich uwolnić. Powiedziałam mu, żeby śnił dalej. Później spotkałam Zarazę. Przerabia ostre przeziębienie, dałam mu chusteczki higieniczne, podziękował. A rozmowę z Głodem znasz, przecież podsłuchiwałeś.
-Przepraszam ale ja po prostu się martwię.
Usiadłam obok niego. Objął mnie ramieniem a ja oparłam głowę o jego ramię. Rozumiałam to. Ja też bym się martwiła.
-O niektórych rzeczach po prostu nie mogę ci mówić.- powiedział.
-Wiem i nie mam o to do ciebie żalu.
-Dziękuję.
Zadzwonił jego telefon. Musiał iść na jakieś szkolenie odnośnie nowego oprogramowania. Westchnęłam. Zaproponowałam mu, że poczekam na niego z filmem. Powiedział, że to długo potrwa i przyjdzie jedynie po to by powiedzieć mi dobranoc. Wyłączyłam film. Już nie wydawał się ciekawy. Po chwili ktoś zapukał. Miałam cichą nadzieję, że to Evan lecz przy drzwiach czekało mnie rozczarowanie.
-Jesteś Te Mate?
Pokiwał głową. Chłopak stojący przede mną miał białe włosy i strasznie jasne oczy. Był przerażająco blady.  Potęgowane to było jeszcze przez jego czarny ubiór.
-Jesteś ostatnie, co nie?
Znowu pokiwał głową.
-Już koniec odwiedzin?
Pokręcił głową.
-Co? Teraz będzie od nowa?
Potwierdzenie.
-To bądź tu jak najdłużej. Spotkanie z Whawhai’em to ostatnie na co mam ochotę.- przyznałam.
-Nie dziwię ci się.- odezwał się, był śmiertelnie poważny.- Jednak nie mogę długo zostać. Cokolwiek powiedzą czy zrobią, nie otwieraj beczki. Jeszcze nie czas.
-Skąd to wiesz?
-Jestem śmiercią. Wiem kiedy i dlaczego umrze każdy człowiek na ziemi. To jeszcze nie czas na masowe wymieranie. Niestety moi bracia nie chcą mnie słuchać. Więc proszę posłuchaj chociaż ty. Nie otwieraj beczki.
-Dobrze.
-Dziękuję.
I zniknął. Westchnęłam, niedługo pojawi się Wojna. Nie lubię go. Poszłam do Spa bo co innego miałam robić. Było fajnie. Późnym wieczorem przyszedł Evan niosąc ze sobą kolację. Udawał, że nie usłyszał gdy powiedziałam, że nie musi tego robić bo tu jest kuchnia z lodówką. Tak jak mówił, nie był długo. Byłam po kąpieli więc jedyne co mi zostało to zjeść, umyć zęby i położyć się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz