Rozdział pechowy dla głównej bohaterki. Dla was taki być nie musi... aczkolwiek może.
Jednak nie
spodziewałam się tego co przeżyłam rano. Powoli przetarłam powieki i poczułam
coś dziwnego. Ktoś był obok. Bardzo blisko. Aż za blisko. Nie przypominałam
sobie by ktoś kładł się ze mną. Może dlatego, że… to się nie stało?! Ten ktoś
chyba nie wiedział, że mam prawo do intymności ponieważ bez żadnych skrupułów
obmacywał! Gdy do mojego mózgu dotarło co ten ktoś robi odsunęłam się od niego.
Znów ujrzałam twarz Evana ale czerwone oczy utwierdziły mnie w przekonaniu, że
to był Whawhai. Leżał sobie spokojnie i uśmiechał się szelmowsko. Po chwili
zauważyłam, że chłopak nie ma koszulki. Pewnie brakuje nie tylko jej.
-Tylko twarz
pożyczyłem.- powiedział jakby się chwalił.
-Wynocha.
Udawał
zaskoczonego.
-Nie chcesz
wypróbować.
-Jak fajnie
uderza się w nią patelnią? Czekaj, zaraz po nią pójdę.
-Nie o to mi
chodzi.- powiedział z dziwną miną.- Miałem na myśli coś bardziej
przyjemniejszego.
Nagle dotarło
do mnie co on ma na myśli. Poczułam przeszywający mnie strach. Odsunęłam się
jeszcze kawałek. Po jego twarzy przemknął strach.
-Uważaj bo
spadniesz i uderzysz się w głowę.
Mówiąc to
wyciągnął rękę w moim kierunku jakby chciał mnie do siebie przyciągnąć. O nie.
Cofnęłam się jeszcze i poczułam jak łóżko pode mną się kończy. Zamknęłam oczy w
oczekiwaniu na upadek ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego na plecach
poczułam ciepło na plecach a po chwili czyjeś dłonie dotknęły moich ramion.
-Prosiłem byś
uważała na siebie.
Spojrzałam na postać za mną i odsunęłam się.
-Odejdź.
-Nie bój się.
Nie będzie boleć, obiecuję.
To
powiedziawszy przygniótł mnie do łóżka. Przycisnął moje dłonie do łóżka i
zaczął całować moją szyję.
-Przestań.
-Jeszcze nic
nie zacząłem. Cierpliwości.
Gdy puścił
moje ręce mogłam go walić pięściami w głowę. Oczywiście już wcześniej się
szamotałam ale to nic nie dawało. Ściągnął ze mnie górę piżamy a moją oczywistą
reakcją było zasłonięcie nagłej nagości. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się.
-Nie masz się
czego wstydzić.- odciągnął moje ręce z przerażającą łatwością i musnął ustami
moje piersi.- Są idealne.
Poczułam jak
moje oczy wypełniają się łzami. Szarpałam się jeszcze bardziej zdesperowana.
Bałam się, jego dotyk był obleśny. Zastanawiałam się co ze sobą zrobię gdy on
zrobi to co zamierza. Może obleję się kwasem? Tak, to świetna myśl. Jego dłonie
zjechały na moje biodra jednocześnie pozbawiając mnie spodenek. Ścisnęłam mocno
uda ale jego dłoń i tak bez problemu wsunęła się między nie i zaczęła dotykać
wrażliwych części. Zaczęłam szlochać.
-Obiecałem,
że nie sprawię ci bólu. I dotrzymam słowa.
Siłą
rozdzielił moje nogi i wcisnął się między nie. Nie, błagam. Tylko nie to.
Przesunął swoje dłonie na moje biodra. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem.
-Wybacz, za
chwilę dokończę. Muszę tylko pozbyć się natrętnego pracownika.
Wstał a ja
poczułam ulgę. Jednak to nie powstrzymało mojego płaczu. Owinęłam się kołdrą i
spojrzałam na Evana. Patrzył na Whawhai’ego wściekły. Natomiast ten stał
naprzeciw niego (na szczęście w spodniach) z założonymi na piersi rękoma.
-Przerwałeś
nam.- rzucił Wojna.
Jego włosy
stały się płomienno czerwone.
-Chyba
tobie.- sprostował blondyn.
-Szczegóły. Z
resztą i tak zaraz cię zabiję.
Zesztywniałam.
Bałam się, że on mnie zgwałci ale tego, że chce zabije Evana jeszcze bardziej.
-Evan.-
powiedziałam drżącym głosem.- Wyjdź… ja… ja dam sobie radę.
-Nie dam mu
cię skrzywdzić.- powiedział pewnie.
-Nie
słyszałeś? Masz wyjść. Nie mam czasu na twoją zabawę w super bohatera. W łóżku
czeka na mnie kobieta.
To chyba
przelało czarę. Evan rzucił się na Whawhai’ego i uderzył go prosto w twarz.
Przeciwnik przez chwilę był zdziwiony ale szybko kontratakował. Za każdym razem
Evan robił unik i zadawał celny cios. Nie wyglądał jakby się przemęczał.
-Kim ty
jesteś?- warkną Whawhai.
Dopiero
później dotarło do mnie, że Evan walczy z Jeźdźcem Apokalipsy jak ze słabszym.
Przez chwilę ta informacja docierała do mnie a po chwili wywołała szok.
Przyjrzałam się twarzy blondyna. Była jak zimna i twarda maska. Pojedynek
trwałby dłużej gdyby nagle nie pojawił się Te Mate.
-Wycofaj się,
bracie.- powiedział spokojnie.- Inaczej będę musiał po ciebie przyjść.
I zniknął.
Whawhai spojrzał na Evana ze wściekłością.
-Wrócę. A gdy
cię pokonam zabawię się z nią na twoich oczach a potem zatłukę cię jak psa.
Odszedł.
Spojrzałam na mojego wybawcę on na mnie również, z cierpieniem. Poczułam jak
łzy ponownie wypełniają mi oczy i rozpłakałam się. Podbiegł do mnie i usiadł
obok. Chciał mnie jakoś pocieszyć ale po tych wydarzeniach nie wiedział jak.
Wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać jeszcze głośniej.
-Może
chciałabyś się wykąpać?- zaproponował gdy już się uspokoiłam.
Pokiwałam
głową.
-Przepraszam,
że przyszedłem tak późno. Chciałem się pośpieszyć ale coś mnie zatrzymało.
-Zabiłbyś
go.- powiedziałam.- Jak?
Wyprostowałam
się i spojrzałam na niego.
-Ja…. Jestem
trochę inny.
-Pod jakim
względem? Proszę powiedz mi.
Milczał. Z
lekkim wahaniem odwróciłam jego twarz do
siebie.
-Nie jesteś
człowiekiem.- szepnęłam.
-Demon.-
wyszeptał.
-A one nie
są… no nie wiem… mroczne?- spytałam.
-Jestem
wyjątkiem potwierdzającym regułę.- spojrzał na mnie zaskoczony.- Nie boisz się
mnie.
-Przed chwilą
mnie uratowałeś. Jak ja mam się ciebie bać?
Uśmiechnął
się i pocałował mnie w czoło. Ukryłam wzdrygnięcie.
-To idę
przygotować ci kąpiel.
-Dziękuję.-
szepnęłam.
Wyszedł a ja
poczułam lęk, że on wróci. Skarciłam się jednak w myślach. Najpierw będzie
Whiu, Matekai i Te Mate. Żeby tylko odwlekali to spotkania jak najdłużej.
-Clarie? Już
gotowe.
Ogarnął mnie
spokój mimo iż Evan był demonem. Srał to pies, uratował mnie już drugi raz.
Czuję się jak ofiara losu. Wzięłam kołdrę ze sobą do łazienki. Evan również
wszedł ale tylko po to by położyć tu moje ubrania za co mu podziękowałam.
Spojrzałam na to co przygotował i uśmiechnęłam się sama do siebie. Wokół wanny
były poustawiane zapalone świeczki, w wodzie były płatki kwiatów i najwyraźniej
był też jakiś olejek zapachowy. Weszłam do wody i poczułam się trochę lepiej.
Chwyciłam gąbkę i od razu zaczęłam się myć. Bardzo dokładnie. Przynosiło to
trochę ulgi. Pomyślałam o Evanie. Jednocześnie chciałam by był obok i by
trzymał się z daleka. To było dziwne. Gdy już miałam się ubierać spojrzałam na
ubrania przygotowane przez chłopaka. Z ulgą zauważyłam golf. Ubrałam się,
wyszłam i zamarłam. Opanowałam się dopiero gdy zauważyłam jego jasne oczy.
Uspokoiłam się i niepewnie podeszłam do niego. Próbował ukryć smutek. Pocałowałam
go w policzek i od razu się wycofałam. Mimo iż nic mi nie zrobił to jego twarz
przypominała mi o tym co się stało.
-Przepraszam.-
powiedziałam.
-Nie masz za
co.- starał się mnie uspokoić.- To było straszne. Nawet dla mnie.
-A pro po
strachu. Co naprawdę się stało z… z Nate’m?
Chłopak przez
chwilę milczał i przeczesał ręką włosy.
Wyraźnie nie chciał odpowiadać.
-Nie musisz
mówić jeśli…
-Zabiłem go.
-Słucham?-
nie uwierzyłam w to co usłyszałam.
-Zabiłem go.
-Wiem, że to
był świr jednak był przecież tylko człowiekiem…
-Nie był.
Stąd wiedziałem, że w mieście kogoś spotkałaś. Nie pachniałaś wodą kolońską,
wyczułem go.
-Dlatego tak
naciskałeś.- szepnęłam.
Pokiwał
głową. Podeszłam do niego i odsunęłam jego rękę od twarzy. Spróbowałam się
uśmiechnąć. Chyba mi nie wyszło. Chłopak chciał mnie przytulić ale w połowie
gestu zatrzymał się i opuścił ręce więc zamiast tego ja go przytuliłam.
Odwzajemnił to. Czułam się jednocześnie bezpieczna i zagrożona. Spróbowałam to
zignorować i zrobiłam coś naprawdę głupiego. Pocałowałam go. Przez chwilę był
zaskoczony ale opamiętał się i odwzajemnił pocałunek. Znów czułam mieszane
emocje ale radość i ekscytacja przebiły strach i chęć ucieczki. Gdy się od
siebie odsunęliśmy poczułam jak policzki się zaczerwieniły. Uśmiechał się więc
i ja nie mogłam się nie uśmiechnąć.
-Kocham cię.-
powiedział.
Poczułam
dziwną lekkość. To było naprawdę przyjemne.
-I ja ciebie.
-Idziemy na
śniadanie?
-Ta, mogę
spróbować.
G-E-N-I-A-L-N-Y! Zaczęłam dziś czytać, chociaż miałam się za to zabrać dawno temu. Po prostu! Niesamowite! Uwielbiam czytać twoje opowiadania są... inne? W dobrym słowa znaczeniu! Evan jest demonem... wow! Nie spodziewałam się tego raczej, że jest - aniołem. Ale cóż, może i lepiej, że nie jest tym za kogo ja go uważałam. Dobra, koniec tej paplaniny. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział! ♥
OdpowiedzUsuń