poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Epilog

Po chwili wahania zgodziłam się. Złożył skrzydła i ułożył się na kanapie a ja wróciłam do łóżka. Śnił mi się Rafael, taki ja dawniej. Leżeliśmy obok siebie i wpatrywaliśmy się w gwiazdy. Archanioł opowiadał o gwiazdozbiorach, które były widoczne, wskazując mi je jednocześnie. Czułam się szczęśliwa. Nagle zniknął. Wstałam i zaczęłam go szukać. Wołałam ale nikt mi nie odpowiadał. Polana zmieniła się w gęsty i nieprzenikniony las. Nagle dotarły do mnie jakieś śmiechy. Ruszyłam za nimi i wtedy ujrzałam coś czego bym się nie spodziewała. Rafael pól leżał przy drzewie. Najgorsze było to, że nie był sam. Potem nastała ciemność. Zaczęłam płakać nie wiem czemu. Czułam okropny ból w sercu i nie mogłam oddychać. Ktoś mną potrząsnął i obudziłam się. Był to Rafael. Mocno przytuliłam się do niego i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Chłopak delikatnie podniósł moją głowę i spojrzał mi w oczy.
-Co ci się śniło?- był zatroskany.
-Ty… odszedłeś…
Uśmiechnął się ciepło.
-To był głupi sen. Niemożliwy.
-Czemu?
-Bo nigdy cię nie zostawię.
Pocałował mnie. Było o całkiem przyjemne. Niepewnie oddałam mu pocałunek. Przez chwilę był zaskoczony po czym podwoił swoje wysiłki. Po chwili pchnął mnie delikatnie i położył na mnie. Bardzo wyraźnie okazywał czego chce. Chwycił moje dłonie i przycisnął do łóżka po bokach mojej głowy. Bałam się. Płacz na nowo we mnie wezbrał. Zaczęłam się szarpać ale chłopak był ciężki. Po chwili puścił moje dłonie i zaczął podnosić rąbek mojej koszuli w górę. Położył dłonie na moich biodrach a jego usta przeniosły się na moją szyję. Krzyknęłam. Drzwi otworzyły się z hukiem. Ktoś ściągnął ze mnie chłopaka. Usiadłam i zauważyłam, że to Gabriel przytrzymuje Rafaela. On wyrywał się. Patrzył na mnie z rządzą. Byłam przerażający.
-Wyjdź, proszę. Dłużej go nie utrzymam.
Zignorowałam go.
-Rafaelu,- szepnęłam.- czemu?
Nie skupiał się na moich słowach. Patrzył na mnie wygłodniały. Wstałam i wolno podeszłam do niego. Uspokoił się i patrzył na mnie. Pochłaniał wzrokiem każdy mój szczegół. Podeszłam wolno do niego i dotknęłam jego twarzy. Delikatnie przygryzł moją dłoń po czym zrobił to mocniej.
-Dlaczego?
Nie słuchał. Ujęłam jego twarz drugą dłonią. Pochyliłam jego głowę i pocałowałam w sam czubek. Uspokoił się natychmiast. Jego ramiona opadły. Odsunęłam się. Chłopak nie patrzył na mnie. Gabriel wyprowadził go. Zostałam sama. Poszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic. Próbowałam zmyć z siebie jego dotyk. Nie udało się. Położyłam się spać próbując zapomnieć. Po jakimś czasie zasnęłam. Śniły mi się stare koszmary. Żadnych snów o tym co miało miejsce niedawno. Gdy się obudziłam zaczęłam się zastanawiać dlaczego czułam tylko niewyobrażalny żal. Przez to, że Rafael nie mógł się powstrzymać, że nie przypomina sobie, że mnie…. Że mnie co? Wedy do mnie dotarło. Walnęło we mnie i powaliło. Dlatego nie czułam strachu czy obrzydzenia nim. Dlaczego wcześniej się nie zorientowałam, że go kocham?! Usłyszałam ciche pukanie i znajome „ To ja”. Gdy Gabriel wszedł do środka był jakiś taki niemrawy. Dobra to zbyt słabe. Miał zwieszoną głowę, wyraźnie unikał mojego wzroku, widać było że ma złe wieści.
-Rafael wyjeżdża.- powiedział w końcu.
-Co? Nie możesz go tak po prostu wyrzucać! To na pewno…
-Obaj uznaliśmy, że tak będzie lepiej.- przerwał mi.
-Mogę się chociaż z nim pożegnać?
-Lepiej nie.
-Czemu?
-Dobrze wiesz czemu. Proszę, nie każ mi tego mówić na głos.
Pokiwałam głową. Gabriel zrozumiał, że mi wyjść i to też zrobił. Poszłam do łazienki i rozpłakałam się. Rozwinęłam skrzydła by spojrzeć na pierwszy cud jaki dał mi Rafael. Płakałam jak głupia. Nagle w lustrze ujrzałam zdumioną twarz mojego archanioła. Chłopak przez chwilę stał prosto po czym zachwiał się i upadł uderzając się w głowę. Krzyknęłam i podbiegłam do niego. Po chwili zjawił się drugi archanioł. Gabriel uniósł nieprzytomnego i położył go na moim łóżku. Zostałam wyproszona a gdy zamykałam drzwi ujrzałam jeszcze blask. Byłam przerażona. Pół świadomie zeszłam na dół do salonu. Tam na kanapie zwinęłam się w kulkę. Mijały sekundy, minuty, godziny. Co jakiś czas któryś z nich schodził. Nikt nie był wesoły czy choćby pewny poprawy. Gabriel próbował mnie namówić bym się położyła. Nie potrafiłam. Jednak przeniosłam się do jednego z pokoi na górze by nie być dodatkowym zmartwieniem. Czułam jak rozpadam się na miliony drobnych kawałeczków. Jak każda z moich komórek umiera i gnije. Mijały dni. Życiu Rafaela nic nie zagrażało ale wciąż się nie obudził. To był bardzo zły znak. Im dłużej tak leżał tym bardziej malały szanse na to, że kiedykolwiek się obudzi. Nie ruszałam się z miejsca bo jedyny pokój w którym chciałam być był dla mnie zakazany. Codziennie słyszałam krzyki z dołu. Głos Uriela proszący bym mogła się zobaczyć z Rafaelem i stanowczy głos reszty, że nie powinnam. Uważali, że to może być dla mnie za dużo. Nie wiem czemu Urielowi tak bardzo zależało ani czemu Gabriel tak stanowczo nie pozwalał. Dziś miałam już dość. Siedział przy nim Uriel reszta szukała rozwiązania. Dziś musiałam się z nim zobaczyć. Po prostu musiałam. Wyszłam z pokoju i zauważyłam, że archanioł też to robi.
-Gdzie idziesz?- spytałam w miarę niewinnym tonem.
-Do łazienki a potem chcę coś zjeść w kuchni. Może mi to trochę zająć.
I poszedł. Nie wiem czemu to powiedział ale zastanawiałam się tylko przez chwilę. Gdy zniknął za zakrętem weszłam do pokoju w którym był nieprzytomny Rafael i zamarłam. Chłopak był całkowicie blady, usta miał spierzchnięte, włosy brudne a do dłoni podłączoną kroplówkę. Podeszłam do niego i delikatnie pogłaskałam go po głowie. W łazience zmoczyłam kawałek rękawa i przyłożyłam chłopakowi do ust.
-Proszę,- zaczęłam szeptać.- nie rób mi tego. Masz się obudzić. Muszę ci przecież powiedzieć, że cię kocham. Za długo siedziałam z tym cicho. Jedyne co mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie to, to że niedawno się o tym dowiedziałam. Tuż przed twoim wypadkiem. Rozumiesz już dlaczego masz się obudzić? Jeśli to za mało to mogę powiedzieć, że bez ciebie czuję się pusta w środku. Z resztą, zastanawiam się czemu wciąż żyję. Jaka siła trzyma moje ciało w jedności. Odpowiedź nadchodzi szybko. To nadzieja, nadzieja na to że się obudzisz. Choć płonna to jedyne co mam. Nadzieję. Proszę więc nie odbieraj mi jej- rozpłakałam się. -,proszę. Chcę powiedzieć ci to prosto w twarz i żebyś to usłyszał. Kocham cię, ty nieprzytomny draniu.
Pocałowałam go. Moje łzy spłynęły na jego twarz. Delikatnie wytarłam je i odwróciłam się by wyjść już byłam przy drzwiach gdy usłyszałam ciche.
-Lilly?
Od razu podbiegłam do chłopaka. Miał lekko otwarte oczy i szukał mnie wzrokiem. Gdy mnie zobaczył spróbował się uśmiechnąć ale nie wyszło mu.
-Czy udało się?
-Co się miało udać?
-Czy pokonaliśmy Caninesa? Mat i Rebecca są bezpieczni?
Uśmiechnęłam się z czułością.
-Tak wszyscy jesteśmy.
Spróbował usiąść jednak powstrzymałam go.
-Czy możesz sam się uleczyć?
-Znasz odpowiedź?
Nie rozumiałam o co chodzi. Czekałam cierpliwie aż nabierze sił by powiedzieć o co mu chodzi. Po krótkiej chwili powiedział to czego bym się nie spodziewała.
-To zależy od tego czy to co mówiłaś było prawdą.- szepnął.
-Tak.- odpowiedziałam a moją twarz zalały łzy.

Kilka dni później.

Rafael wyzdrowiał. Gabriel opuścił nas, nie powiedział dlaczego. Wspólnie ustaliliśmy, że nie dowie się co się działo w czasie gdy mnie nie pamiętał. Mógłby sobie coś zrobić za to jak postąpił. Rebecca Ruda przystała na to tak jak Connors Nachalny. Rafael myśli, że przez ten cały czas był nieprzytomny. Teraz siedzę z nim na kanapie i… po prostu siedzę. I jestem szczęśliwa.

Lilly i Rafael mają dwójkę dzieci.

Rebecca i Uriel planują ślub.

James Canines trafił do specjalnego więzienia gdzie przykuto go do skały i jakiś drapieżny ptak wyżera mu wątrobę. Jest pilnie strzeżony przez pięć hybryd, które nie karmione chyba już go zjadły ale to trzeba by sprawdzić co jest niebezpieczne.

Gabriel cały czas jest sam.

Barachielowi udało się wprowadzić prawo zezwalające na stałe związki między śmiertelnikami i aniołami. Aktualnie przebywa z żoną na Majorce i tam wychowuje pięcioletnią córkę.

Mat Connors po studiach został komendantem miejscowej policji ds. paranormalnych. Ma żonę Veronicę. Razem czekają na dziecko.


The end 

No i koniec. Wiem, wiem ŻA-ŁO-SNY. Niestety taki jest mój wybór. Macie jakieś pytania? Śmiało nie gryzę. A może pretensje? Mówcie śmiało, nie obrażę się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz