Po
chwili wahania zgodziłam się. Złożył skrzydła i ułożył się na kanapie a ja
wróciłam do łóżka. Śnił mi się Rafael, taki ja dawniej. Leżeliśmy obok siebie i
wpatrywaliśmy się w gwiazdy. Archanioł opowiadał o gwiazdozbiorach, które były
widoczne, wskazując mi je jednocześnie. Czułam się szczęśliwa. Nagle zniknął. Wstałam
i zaczęłam go szukać. Wołałam ale nikt mi nie odpowiadał. Polana zmieniła się w
gęsty i nieprzenikniony las. Nagle dotarły do mnie jakieś śmiechy. Ruszyłam za
nimi i wtedy ujrzałam coś czego bym się nie spodziewała. Rafael pól leżał przy
drzewie. Najgorsze było to, że nie był sam. Potem nastała ciemność. Zaczęłam
płakać nie wiem czemu. Czułam okropny ból w sercu i nie mogłam oddychać. Ktoś
mną potrząsnął i obudziłam się. Był to Rafael. Mocno przytuliłam się do niego i
rozpłakałam się jeszcze bardziej. Chłopak delikatnie podniósł moją głowę i
spojrzał mi w oczy.
-Co
ci się śniło?- był zatroskany.
-Ty…
odszedłeś…
Uśmiechnął
się ciepło.
-To
był głupi sen. Niemożliwy.
-Czemu?
-Bo
nigdy cię nie zostawię.
Pocałował
mnie. Było o całkiem przyjemne. Niepewnie oddałam mu pocałunek. Przez chwilę
był zaskoczony po czym podwoił swoje wysiłki. Po chwili pchnął mnie delikatnie
i położył na mnie. Bardzo wyraźnie okazywał czego chce. Chwycił moje dłonie i
przycisnął do łóżka po bokach mojej głowy. Bałam się. Płacz na nowo we mnie
wezbrał. Zaczęłam się szarpać ale chłopak był ciężki. Po chwili puścił moje
dłonie i zaczął podnosić rąbek mojej koszuli w górę. Położył dłonie na moich
biodrach a jego usta przeniosły się na moją szyję. Krzyknęłam. Drzwi otworzyły
się z hukiem. Ktoś ściągnął ze mnie chłopaka. Usiadłam i zauważyłam, że to
Gabriel przytrzymuje Rafaela. On wyrywał się. Patrzył na mnie z rządzą. Byłam
przerażający.
-Wyjdź,
proszę. Dłużej go nie utrzymam.
Zignorowałam
go.
-Rafaelu,-
szepnęłam.- czemu?
Nie
skupiał się na moich słowach. Patrzył na mnie wygłodniały. Wstałam i wolno
podeszłam do niego. Uspokoił się i patrzył na mnie. Pochłaniał wzrokiem każdy
mój szczegół. Podeszłam wolno do niego i dotknęłam jego twarzy. Delikatnie
przygryzł moją dłoń po czym zrobił to mocniej.
-Dlaczego?
Nie
słuchał. Ujęłam jego twarz drugą dłonią. Pochyliłam jego głowę i pocałowałam w
sam czubek. Uspokoił się natychmiast. Jego ramiona opadły. Odsunęłam się.
Chłopak nie patrzył na mnie. Gabriel wyprowadził go. Zostałam sama. Poszłam do
łazienki i wzięłam długi prysznic. Próbowałam zmyć z siebie jego dotyk. Nie
udało się. Położyłam się spać próbując zapomnieć. Po jakimś czasie zasnęłam. Śniły
mi się stare koszmary. Żadnych snów o tym co miało miejsce niedawno. Gdy się
obudziłam zaczęłam się zastanawiać dlaczego czułam tylko niewyobrażalny żal. Przez
to, że Rafael nie mógł się powstrzymać, że nie przypomina sobie, że mnie…. Że mnie
co? Wedy do mnie dotarło. Walnęło we mnie i powaliło. Dlatego nie czułam
strachu czy obrzydzenia nim. Dlaczego wcześniej się nie zorientowałam, że go
kocham?! Usłyszałam ciche pukanie i znajome „ To ja”. Gdy Gabriel wszedł do
środka był jakiś taki niemrawy. Dobra to zbyt słabe. Miał zwieszoną głowę,
wyraźnie unikał mojego wzroku, widać było że ma złe wieści.
-Rafael
wyjeżdża.- powiedział w końcu.
-Co?
Nie możesz go tak po prostu wyrzucać! To na pewno…
-Obaj
uznaliśmy, że tak będzie lepiej.- przerwał mi.
-Mogę
się chociaż z nim pożegnać?
-Lepiej
nie.
-Czemu?
-Dobrze
wiesz czemu. Proszę, nie każ mi tego mówić na głos.
Pokiwałam
głową. Gabriel zrozumiał, że mi wyjść i to też zrobił. Poszłam do łazienki i
rozpłakałam się. Rozwinęłam skrzydła by spojrzeć na pierwszy cud jaki dał mi
Rafael. Płakałam jak głupia. Nagle w lustrze ujrzałam zdumioną twarz mojego
archanioła. Chłopak przez chwilę stał prosto po czym zachwiał się i upadł
uderzając się w głowę. Krzyknęłam i podbiegłam do niego. Po chwili zjawił się
drugi archanioł. Gabriel uniósł nieprzytomnego i położył go na moim łóżku.
Zostałam wyproszona a gdy zamykałam drzwi ujrzałam jeszcze blask. Byłam
przerażona. Pół świadomie zeszłam na dół do salonu. Tam na kanapie zwinęłam się
w kulkę. Mijały sekundy, minuty, godziny. Co jakiś czas któryś z nich schodził.
Nikt nie był wesoły czy choćby pewny poprawy. Gabriel próbował mnie namówić bym
się położyła. Nie potrafiłam. Jednak przeniosłam się do jednego z pokoi na górze
by nie być dodatkowym zmartwieniem. Czułam jak rozpadam się na miliony drobnych
kawałeczków. Jak każda z moich komórek umiera i gnije. Mijały dni. Życiu
Rafaela nic nie zagrażało ale wciąż się nie obudził. To był bardzo zły znak. Im
dłużej tak leżał tym bardziej malały szanse na to, że kiedykolwiek się obudzi.
Nie ruszałam się z miejsca bo jedyny pokój w którym chciałam być był dla mnie
zakazany. Codziennie słyszałam krzyki z dołu. Głos Uriela proszący bym mogła
się zobaczyć z Rafaelem i stanowczy głos reszty, że nie powinnam. Uważali, że
to może być dla mnie za dużo. Nie wiem czemu Urielowi tak bardzo zależało ani
czemu Gabriel tak stanowczo nie pozwalał. Dziś miałam już dość. Siedział przy
nim Uriel reszta szukała rozwiązania. Dziś musiałam się z nim zobaczyć. Po
prostu musiałam. Wyszłam z pokoju i zauważyłam, że archanioł też to robi.
-Gdzie
idziesz?- spytałam w miarę niewinnym tonem.
-Do
łazienki a potem chcę coś zjeść w kuchni. Może mi to trochę zająć.
I
poszedł. Nie wiem czemu to powiedział ale zastanawiałam się tylko przez chwilę.
Gdy zniknął za zakrętem weszłam do pokoju w którym był nieprzytomny Rafael i
zamarłam. Chłopak był całkowicie blady, usta miał spierzchnięte, włosy brudne a
do dłoni podłączoną kroplówkę. Podeszłam do niego i delikatnie pogłaskałam go
po głowie. W łazience zmoczyłam kawałek rękawa i przyłożyłam chłopakowi do ust.
-Proszę,-
zaczęłam szeptać.- nie rób mi tego. Masz się obudzić. Muszę ci przecież
powiedzieć, że cię kocham. Za długo siedziałam z tym cicho. Jedyne co mogę
powiedzieć na swoje usprawiedliwienie to, to że niedawno się o tym
dowiedziałam. Tuż przed twoim wypadkiem. Rozumiesz już dlaczego masz się obudzić?
Jeśli to za mało to mogę powiedzieć, że bez ciebie czuję się pusta w środku. Z
resztą, zastanawiam się czemu wciąż żyję. Jaka siła trzyma moje ciało w
jedności. Odpowiedź nadchodzi szybko. To nadzieja, nadzieja na to że się
obudzisz. Choć płonna to jedyne co mam. Nadzieję. Proszę więc nie odbieraj mi
jej- rozpłakałam się. -,proszę. Chcę powiedzieć ci to prosto w twarz i żebyś to
usłyszał. Kocham cię, ty nieprzytomny draniu.
Pocałowałam
go. Moje łzy spłynęły na jego twarz. Delikatnie wytarłam je i odwróciłam się by
wyjść już byłam przy drzwiach gdy usłyszałam ciche.
-Lilly?
Od
razu podbiegłam do chłopaka. Miał lekko otwarte oczy i szukał mnie wzrokiem. Gdy
mnie zobaczył spróbował się uśmiechnąć ale nie wyszło mu.
-Czy
udało się?
-Co
się miało udać?
-Czy
pokonaliśmy Caninesa? Mat i Rebecca są bezpieczni?
Uśmiechnęłam
się z czułością.
-Tak
wszyscy jesteśmy.
Spróbował
usiąść jednak powstrzymałam go.
-Czy
możesz sam się uleczyć?
-Znasz
odpowiedź?
Nie
rozumiałam o co chodzi. Czekałam cierpliwie aż nabierze sił by powiedzieć o co
mu chodzi. Po krótkiej chwili powiedział to czego bym się nie spodziewała.
-To
zależy od tego czy to co mówiłaś było prawdą.- szepnął.
-Tak.-
odpowiedziałam a moją twarz zalały łzy.
Kilka
dni później.
Rafael
wyzdrowiał. Gabriel opuścił nas, nie powiedział dlaczego. Wspólnie ustaliliśmy,
że nie dowie się co się działo w czasie gdy mnie nie pamiętał. Mógłby sobie coś
zrobić za to jak postąpił. Rebecca Ruda przystała na to tak jak Connors
Nachalny. Rafael myśli, że przez ten cały czas był nieprzytomny. Teraz siedzę z
nim na kanapie i… po prostu siedzę. I jestem szczęśliwa.
Lilly
i Rafael mają dwójkę dzieci.
Rebecca
i Uriel planują ślub.
James
Canines trafił do specjalnego więzienia gdzie przykuto go do skały i jakiś
drapieżny ptak wyżera mu wątrobę. Jest pilnie strzeżony przez pięć hybryd,
które nie karmione chyba już go zjadły ale to trzeba by sprawdzić co jest
niebezpieczne.
Gabriel
cały czas jest sam.
Barachielowi
udało się wprowadzić prawo zezwalające na stałe związki między śmiertelnikami i
aniołami. Aktualnie przebywa z żoną na Majorce i tam wychowuje pięcioletnią
córkę.
Mat
Connors po studiach został komendantem miejscowej policji ds. paranormalnych. Ma
żonę Veronicę. Razem czekają na dziecko.
The end
No i koniec. Wiem, wiem ŻA-ŁO-SNY. Niestety taki jest mój wybór. Macie jakieś pytania? Śmiało nie gryzę. A może pretensje? Mówcie śmiało, nie obrażę się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz