niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 4

No i dziś drugi wpis. Spodziewaliście się tego? Pewnie nie ale to tylko czwarty rozdział. miłego czytania. Mam nadzieję, że nie obrazicie się na mnie o to co zrobię w następnym rozdziale.

Gdy budzik zadzwonił długo już nie spałam. W nocy obudziłam się z przeczuciem, że ktoś tu był. Naprawdę blisko. Wyłączyłam budzik. Alan ziewnął.
-Miałem dziwny sen.- powiedział a ja znieruchomiałam.
-Co ci się śniło?- spytałam siląc się na swobodny ton.
-Że jakiś demon głaskał cię po twarzy i coś szeptał. Nie mogłem tego zrozumieć.
-To tylko sen.- powiedziałam sama w to nie wierząc.
-Naprawdę?
-Tak. Połóż się, ty możesz sobie pospać.
Alan położył głowę na poduszce i zamknął oczy. Szybko ubrałam się i wyszłam. Chciałam iść dalej ale sukcesywnie zatrzymały mnie listy leżące parę kroków od mojego „domu”. Podniosłam je powoli. Jeden był zaadresowany do mnie drugi do Alana. Znaczy były napisane tylko imiona i nazwiska. List do Alana położyłam koło budzika i ponownie wychodząc obejrzałam ten do mnie. Na kopercie widniał odręczny napis:  Hotel Pandora i Juliet Scar z drugiej. Otworzyłam list i zaczęłam czytać.


2009-09-03
Droga Panno Juliet
Mamy zaszczyt zaproponować Pani pracę w naszym skromnym przybytku. Wierzymy iż dostała Pani nasze poprzednie listy lecz nie miała Pani okazji na nie odpisać. Wiemy że jest Pani wyjątkowa i idealnie nadaje się do pracy w naszej posiadłości. Jeśli zgadza się Pani, proszę zadzwonić pod numer podany niżej.

Z poważaniem
Pracownicy Pandory


Zupełnie na dole widniał rząd cyfer. List był dziwny. Chyba się pomylili. Wcześniej nie dostałam żadnego listu. W sumie listy od cioci też do mnie nie docierały. Westchnęłam i włożyłam list do toby. Kiedy indziej się tym zajmę, teraz czas do pracy. Gdy dotarłam na miejsce byłam dwie minuty spóźniona. Weszłam do sklepu.
-Och, już jesteś.
-Przepraszam za spóźnienie pani Carr.- powiedziałam ze skruchą.
-Nic nie szkodzi.- powiedziała z uśmiechem.- Chodź, pokarzę ci co i jak.
Po krótkim instruktarzu jak obsługiwać kasę fiskalną i jak mniej więcej układać bukiety. Po jakiś pięciu minutach wszedł jakiś człowiek. Pani Carr kucała przy kwiatach obok drzwi.
-Dzień dobry.
-Witam.- powiedział mężczyzna.- Przesyłka dla panny Juliet Scar.
Byłam zdziwiona.
-To ja.- odparłam.
Podszedł. Podał mi różę.
-Proszę pokwitować.- powiedział.
Pokwitowałam, no cóż innego miałam zrobić. Przy róży była karteczka.

Gratulujemy nowej pracy, Panno Juliet.

Pracownicy Pandory

Doznałam szoku. Skąd oni wiedzą?
-Od kogo to?- spytała podekscytowana kobieta.
Spuściłam wzrok i podałam jej liścik. Przeczytała go i spojrzała na mnie zaskoczona.
-Nie wiem skąd wiedzą.
-Może zapomniałaś, że im mówiłaś.- powiedziała kobieta.
-Może.- jednak nie byłam do końca przekonana.
Po pracy wróciłam do „domu”. Tam zastałam Alana, który chodził nerwowo w kółko.
-Co się stało?- spytałam zaskoczona.
Chłopiec spojrzał na mnie i pobiegł w moją stronę mocno mnie przytulając.
-Hej, hej. Wszystko w porządku. Co się stało?
Klękłam przy chłopcu a ten znowu się przytulił.
-Ktoś tu był.- szepnął ledwie słyszalnie.
-Rozumiem. Chodź, wrócimy wieczorem.
Wstałam i chwyciłam jego dłoń. Odwróciłam się do wylotu jaskini i zamarłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz