wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 7

Hej, torturuję was nowym rozdziałem. Czy czujecie się jakoś krzywdzeni czy ranieni?


W tym samym czasie, gdzieś daleko i chodzi o kogoś innego.

Zostaję brutalnie przybita do ściany. Czuję dłonie tego… tego zboczeńca na karku i biodrze. Rozpiął moją kurtkę i zaczął całować moją szyję. Nagle za plecami pojawia się skrzydlata postać. Anioł. Odciąga go i rzuca nim. Koleś pechowo trafia w szybę jakiegoś budynku i wpada do środka. Anioł odwraca się do mnie i posyła mrożący w żyłach krew uśmiech. Zajął miejsce poprzednika i zaczął całować moją skórę. Zsunął odzież z mojego ramienia i znieruchomiał. Spróbowałam się wyrwać, na nic. Anioł po chwili delikatnie ucałował moje ramię. Poprawił moje ubranie i przyciągając mnie do siebie wzniósł się w powietrze. Krzyknęłam. Przycisnął mnie mocniej do siebie. Po jakimś czasie wylądował. Odepchnęłam go. Okazało się, że jesteśmy pod blokiem. Nie byle jakim. Tym w którym mieszkam. Chcę go zapytać skąd wie ale on po prostu odleciał. Weszłam do domu mając nadzieję, że to było nasze ostatnie spotkanie. Weszłam do mieszkania i zamknęłam drzwi. Szybko wzięłam prysznic i przebrałam się. Było po 21:30 ale położyłam się spać. Zasnęłam od razu wtulając się w poduszkę. Jednak obudziłam się na podłodze. Nie zdziwiło mnie to, dość często się tu budzę. Wstałam i zjadłam śniadanie. Po 9:15 wyszłam by udać się do szpitala. Zatrzymałam się jednak gdy wyszłam z budynku. Stał tam oparty o poręcz schodów. Anioł spojrzał na mnie i podszedł. Zmusił mnie bym szła obok niego. Z drugiej strony szedł jakiś chłopak. Anioł objął mnie w pasie, zaznaczając tym mnie jako swoją własność. Wzdrygnęłam się. Nie chcę „należeć” do tego potwora. Anioły, tak jak demony: wyśmiewają, dokuczają, przezywają… torturują, gwałcą, mordują… Musnął moje ucho ustami. Zesztywniałam a on się cicho zaśmiał. Był przerażający. Docieramy pod szpital a ja znów nie wiem skąd wiedział do kąt ma iść. Wchodzimy do budynku i podchodzimy do recepcji.
-Przyszłam…
Anioł ściska moją dłoń.
-Przyszliśmy do Margaret Store.
Kobieta uśmiecha się do mnie. Gdy się odwracam kątem oka widzę jak posyła pytające spojrzenie aniołowi. Czy ona zdaje sobie sprawę z tego kim on jest?! Chyba nie, szczęściara. Idę w kierunku sali Margaret. Potwór dogania mnie. Chwyta mój nadgarstek. Wyrywam mu się z łatwością. Obejmuje mnie w pasie. Wchodzimy do sali. W pomieszczeniu jest jedno łóżko a na nim leży moja kuzynka. Spogląda na mnie i uśmiecha się. Wymuszam uśmiech i podchodzę do niej. Oczywiście anioł idzie również.
-Hej, kto to?- pyta dziewczyna.
-Nikt ważny.
Siadam na krześle obok a potwór staje za mną i kładzie dłonie na moich ramionach. Słyszę, że ktoś puka i odwracam się. W drzwiach stoi recepcjonistka.
-Czy mogę pana na chwilę poprosić?- pyta.
Anioł spogląda na mnie.
-Jak dla mnie możesz nie wracać.
Pochylił się i przygryzł moje ucho. Znieruchomiałam i zacisnęłam powieki. Wyszedł.
-Przystojny, co nie?- mówi dziewczyna.
-Poczekaj.
Podchodzę do drzwi i zaczynam podsłuchiwać.
-Wiesz do czego służy mowa?- pyta go kobieta.
Milczenie.
-Chyba nie. Czego cię nauczyli o ludziach?
Drętwieję, gdy słyszę jej słowa. Ona też nie jest człowiekiem?! To kto w końcu kim? I kto na prawdę jest tu człowiekiem?! Czy ktokolwiek w tym szpitalu nim jest? Oprócz Margaret i mnie... i gościa z od dwudziestki. 
-Niczego?! Przecież jesteś Upadłym.
Cisza a mnie serce podchodzi do gardła. Upadły.
-Ludzie są wrażliwi. Ich emocje są znacznie silniejsze. Wyraźniejsze. Może nie czują całym sercem jak my ale ich uczucia też są przez to podstawą duszy. Jeśli jesteś jej aniołem, dadzą ci siłę. Ale tylko te pozytywne. A to co widziałeś tam gdzie głównie chadzałeś ci w tym nie pomoże. Tylko ją wystraszysz. Chcesz tego?
Ta cisza jest irytująca.
-To idź tam i napraw co zepsułeś.- mówi i słychać w jej głosie uśmiech.
Słyszę kroki i szybko wracam na miejsce. Cały czas w mojej głowie pobrzmiewają słowa kobiety. „Jeśli jesteś jej aniołem”. Co to, do cholery, znaczy? Anioł wszedł, chwycił moją dłoń i pociągnął do krzesła. Usiadł na nim a mnie posadził na swoich kolanach. Przycisnął mnie do siebie i oparł głowę o moją.
-Zachowuj się.- szepnął zachrypniętym głosem.
Znieruchomiałam. On jednak mówi?! Rozmowa z Margaret jakoś się potoczyła. Potwór nie odzywał się do niej choć często mówił mi coś do ucha. Jak od niego uciec?
-Nie uda ci się.- szepcze anioł.
Zdrętwiałam. Czy on czyta mi w myślach?
-Otóż to.- szepnął ze śmiechem.
To przestań! Warczę w myślach. Zaśmiał się. Wizyta dobiegła końca. Wstałam, chłopak również.
-Jutro też przyjdziesz?- pyta Margaret.
-Jasne.
-Z nim?- dopytuje.
-Nie wiem.- odpowiadam.
Potwór  uśmiechną się, objął mnie ramieniem i wyszliśmy. Minęliśmy recepcjonistkę, do której zdołałam się tylko uśmiechnąć. Jest jedną z nich. Wyszliśmy i ruszyliśmy do mojego mieszkania.
-Zostaw mnie w spokoju.- mówię pod nosem.
-Raczej nie.
Gdy dotarliśmy na miejsce chłopak wszedł do budynku ze mną. Przestraszyło mnie to.
-Nie wejdziesz ze mną do środka.- powiedziałam.
-A jak mnie powstrzymasz?- pyta.
Drętwieję. Gdy staję przed drzwiami do mieszkania mam problem z włożeniem klucza do dziurki. On wzdycha i zabiera mi klucze. Otwiera drzwi i puszcza mnie przodem. Gdy znajdujemy się wewnątrz, anioł zamyka drzwi. Wchodzę w głąb mieszkania. Chcę zamknąć się w moim pokoju ale chłopak ciągnie mnie do kuchni. Usadził mnie na taborecie a sam zaczął przeszukiwać pomieszczenie. Zaczął coś przyrządzać. Patrzę na jego poczynania podejrzliwie. Nie ruszę niczego co on poda. Po chwili podaje mi kanapkę z szynką, serem, sałatą, pomidorem, rzodkiewką i kiełkami. Eh… Czemu on musi wiedzieć co lubię?! Odwróciłam wzrok od kanapki. Znów usłyszałam ten jego śmiech.
-Co?- warknęłam do niego.
-Miałem nadzieję, że ta kanapka skusi cię do jedzenia.
-Od kiedy to anioły kuszą? Myślałam, że to robota demonów i sprzedawców.
Uśmiech zszedł z jego twarzy.
-Nie waż sobie tak ze mnie żartować.
-Kto powiedział, że ja żartuję.- odrzekłam poważnie.
Podszedł do mnie i nachylił się nade mną, chwytając mnie za ramiona. Jego palce boleśnie wbijały się w moją skórę. Był przerażający. Twarz wyrażała wściekłość i oburzenie.
-Nigdy więcej tak nie mów.- powiedział a raczej warknął.
Patrzyłam w jego błękitne oczy z ciemnymi plamkami. Pokiwałam wolno głową. Odsunął się i wrócił na swoje miejsce. Drżącymi dłońmi wzięłam do ręki kanapkę i zaczęłam ja skubać. Mimo iż żołądek związał się w supeł po piętnastu minutach dziobania skończyłam. Powoli wstałam i odwróciłam się by wyjść z pomieszczenia.
-Gdzie idziesz?- usłyszałam za plecami.
-Do łazienki.
-Okej.
Szybkim krokiem weszłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Siadam na podłodze opierając się o drzwi. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wysłałam SMS-a do Margaret.

Ratuj Margaret.

Odpowiedź przyszła szybko.

Co się stało?

Ten koleś co z nim przyszłam. Wszedł do mojego mieszkania. Jest przerażający. Ale nie to jest najgorsze. Zapewne się ode mnie nie odczepi.

Nie chciałam mówić jej że on jest aniołem. To zbyt niebezpieczne. A co jeśli ta recepcjonistka dowiedziałaby się że Margaret wie? Przekazałaby to temu a on by jej coś zrobił. Nie chcę tego. Z moich oczu płyną łzy bezsilności. Słyszę ciche pukanie do drzwi, mniej więcej na poziomie mojego ramienia.
-Meggie. Meggie, otwórz. Nie musisz się mnie bać.- mówi spokojnie i cicho, niemal szeptem.
-Nie.
-Błagam. Powiem ci wszystko, czego nie wiesz.- powiedział.- Meggie, błagam cię.
To było kuszące, zbyt wielu rzeczy nie wiedziałam. Brak wiedzy bywa zgubny.
-Nie będziesz się tak zachowywać?- pytam.
-A ty porównywać mnie do demonów?
-Czemu cię to razi?
-Jestem Upadłym ale wciąż Aniołem. Demony to moi wrogowie i moim przeznaczeniem było walczenie z nimi walczyć. Nie porównuj mnie proszę do mojego wroga.
-Dobrze.- mówię.
To miało sens. Wróg to wróg. Ja nie byłabym pocieszona gdyby ktoś porównał mnie do Lizzie. Wstałam i powoli otworzyłam drzwi. On również stał. Patrzył na mnie z ulgą, nadzieją i poczuciem winy.
-Słucham.
-Może usiądziemy?- zaproponował.
Zawahałam się. A jeśli to jakaś sztuczka? Do łazienki się nie dostanie więc to w niej jestem teoretycznie bezpieczna. W końcu zachowuje się jakby postradał rozum. Biorę głęboki wdech. To trudna decyzja.

niedziela, 19 stycznia 2014

Serdecznie zapraszam na....

Hej, hej hej. Zapraszam na bloga pod tytułem ***, jest on autorstwa BoneZoo.

Na początku poznajemy Elisabeth. W biegu. Dziewczynka (ma pięć lat) ucieka goniona przez zjechanego gwardzistę. Wcześniej zabił jej rodziców. Miał szarą skórę naciągniętą na czaszkę (nie wiem co on ćpał, serio; ale na pewno przesadził) i brakowało mu oczu (sprzedał?). Dziewczynka jest mała i nie może uciec przed dorosłym. Złapał ją a ona zaczęła słabnąć (wampir energetyczny? a może psychotropy roznoszą się w powietrzu?).Dziewczynka zauważa sztylet przy jego pasie (bystre oko) I cudem wyciąga go (się zdarzają). Wbija go w trzymającego ją potwora. Puszcza ją a ona się cofa. Zabiera sztylet (może mieć ziomków). Przybiegają inni gwardziści (o! już tu są) i pytają kto zabił tego człowieka (widać, że koleś nie ćpał sam. kto ma rację?). Gdy pada oskarżenie, że oszalała (ej, to wy jesteście naćpani nie ona) ona rzuca w niego nożem. To był strzał w dziesiątkę, prosto w serce. A potem jest tekst, że on nie widzi gwiazdek (jak ich nie widzi niech spojrzy na tytuł, będą trzy).

Zalecenia Gala Anonima: WPADAĆ, CZYTAĆ, CZYTAĆ I CZYTAĆ. JUŻ. RAZ, DWA.

sobota, 4 stycznia 2014

Nie tutaj

Tak jak obiecałam to zrobiłam. Już się coś pojawiło ale to nie tu. Może znajdziecie może nie... Może wam się spodoba może nie..... Może jest morzem może nie... Może mi odbija a raczej na pewno....

No to pa.

piątek, 3 stycznia 2014

Hej, hej, hej.

Wiem dłuugo mnie nie było ale od dziś postanawiam być. Mam nadzieję, że mi się uda bo ostatnio wszystko mi z rąk leci. Coś przewalę, coś strącę, coś postawię tak, że za chwilę spadnie albo się zsunie. Jakiegoś pecha mam. No cóż tak jakoś żyję, nie zniszczyłam jeszcze świata.... chyba. I teraz małe pytanie. Chodzi mi o to coś co piszę. Chcecie bym kontynuowała tą no nie wiem... opowieść? Bo oprócz tego coś się jeszcze pojawi tylko na razie muszę się nad tym zastanowić. A co się pojawi to dowiecie się jutro o.... na pewno jutro. Co by tu jeszcze napisać. Miło tu być.

To już na tyle. Pa.