Oto rozdział. Nie czytać.
Ciągle czułam
czyjeś ramiona obejmujące nie w tali, przyciskające moje plecy do czyjejś
piersi, oddech na mojej głowie a co jakiś czas usta na jej czubku. Ale wszystko
co czułam wprawiało mnie w obrzydzenie. To nie był Evan. A tylko on się liczył.
Ze snu wyrwało mnie jedno słowo.
-Kochanie.
Czułość w
jego głosie spowodowała mój odruch wymiotny.
-Pomożesz mi
w czymś?- zapytał.
-Mowy nie ma.-
warknęłam.
-To nic
wielkiego. Uwierz mi.
-Tobie?-
zakpiłam.
-To może
układ? Bardzo korzystny. Ty mi pomożesz a ja nie będę cię nigdy cię nie
zgwałcę, nie zmuszę do pocałunku i nie będę cię obmacywał. Co ty na to?
Zamknęłam
oczy.
-Co mam
zrobić?
Usiadłam i
odsunęłam się od niego. Spojrzałam na niego a on wskazał na swoje przedramię.
Gdy na nie spojrzałam musiałam zakryć ręką usta. Kula średnicy kciuka tkwiła
niedaleko zgięcia łokcia. Włożył w moją dłoń pęsetę. Spojrzałam na niego
przerażona.
-Mam ją
wyjąć?!
Mój głoś był
piskliwy. No cóż to była przerażająca propozycja.
-Masz szansę
sprawić mi trochę bólu. Możesz się zemścić za chłopaka.
I to dodało
mi zapału. Zamierzyłam się i wyciągnęłam kulę. Krew trysnęła a ja krzyknęłam.
Czułam ciepłą ciesz na twarzy… i szyi… i ramionach… i tułowiu. Oddychałam
płytko i trzęsłam się. Po chwili mocno mnie objął. W tym momencie na chwilę
przestałam myśleć o tym kim jest i co zrobił. Byłam tylko roztrzęsioną dziewczyną
a on jedyną osobą która była w pobliżu. Gdy udało mi się pozbierać odsunęłam
się od niego i poszłam do łazienki. Umyłam twarz i ręce. Drzwi nagle się
otworzyły. Wojna. Trzymał w rękach dużą ilość krwistoczerwonego materiału. Co
ja miałam z tym zrobić? Rozwiesić we wszystkich oknach czy może uszyć w tego
pościel? Co tam jedną, dwie!
-Co to?-
zapytam.
-Pomyślałem,
że będziesz chciała się przebrać. Daj mi od razu piżamę to pozbędę się krwi.
-Nie
przebiorę się przy tobie.- powiedziałam twardo.
-Już widziałem
cię nago.- powiedział spokojnie.- I nadal uważam, że jesteś piękna.
Przemilczałam
to. Udawałam, że nie zabolało mnie to, że powiedział mi to więcej razy niż Evan
zdążył.
-Rozłóż to.
Posłuchał. Była
to suknia z gorsetem. Zdawało mi się, że nie zakryje całych moich piersi. Dół
był rozkloszowany i pikowany a góra zdobiona brokatem i złotymi nićmi.
-Nie założę
tego.
-Spróbuję
innym razem.- powiedział.
Gdy przyniósł
mi inne ubrania, niechętnie zdjęłam koszulę i szybko chwyciłam ubrania
zasłaniając się nimi.
-Won.
Wyszedł i
wreszcie mogłam skulić się na podłodze łazienki. Po jakimś czasie płaczu za
Evanem i użalaniu się nad sobą ubrałam się i przekręciłam klucz w drzwiach. Nie
minęła nawet sekunda gdy zaczął pukać do drzwi.
-Otwórz
kochanie.
Nie chcę by
mnie tak nazywał.
-Mam imię.-
warknęłam.
-Clarie.-
wypowiedział je miękko a mnie zaczęły się wnętrzności skręcać.- Otwórz te
drzwi, proszę.
-Nigdy.-
powiedziałam z odrazą.
-Jak mam cię
karmić?- zapytał.
Prychnęłam.
Próbował wymyślić coś na szybko.
-Nie obchodzi
mnie to. Jak dla mnie nie musisz się starać.- odpowiedziałam.
Jednak coś
wymyślił. Pozbył się ślicznie zdobionej kratki w drzwiach i tamtędy przekazywał
jedzenie. Chyba nie muszę wspominać, że go nie tknęłam. Zasnęłam na podłodze,
unikając pościeli którą przekazał. Obudziłam się chyba następnego dnia, nie
wiem. Światło w łazience nie zmieniło się od wczoraj. Wzięłam kąpiel bo spałam
w ubraniach. Jednak gdy wyszłam spod prysznica czekała na mnie suknia a nie
jeansy i koszulka z Bleach. Otuliłam
się rącznikiem i usiadłam w kącie. Po jakimś czasie ponowił próbę dostania się
do środka… chyba.
-Kochanie,
mam nadzieję, że się ubrałaś bo mam dość twojego samo zaniedbania więc po
prostu wejdę tam i cię stamtąd wyniosę.
Groźby,
żałosne. Zamknęłam oczy i oparłam się głową o kafelki. Zaczął liczyć od 50 w
dół. Jak na moje mógł zacząć od miliona bo efekt będzie ten sam. Zastanawiałam
się co robić z tym dniem. Gdy brałam prysznic łyknęłam trochę wody. Bez
jedzenia da się ponoć przeżyć tydzień. Sprawdzę. Z wodą nie będzie problemu,
przecież to łazienka. Może sobie pośpię? No ale tak całe dnie spać? W sumie dla
rozrywki mogę posłuchać jego biadolenia. Dotarł do 15 i zaczął liczyć głośniej.
Przy 3 prawie krzyczał. Ułożyłam się na podłodze by podrzemać sobie gdy nade
mną pojawił się cień. Otworzyłam oczy i krzyknęłam, zrywając się do pozycji
siedzącej. Jest tu! Niech to, przecież nawet nie otwierał drzwi! Dla pewności
wychyliłam się i sprawdziłam. Były zamknięte.
-Jesteśmy w
końcu u mnie, kochanie.- jego ton był szorstki ale to tylko spowodowało, że
jeszcze bardziej chciałam się z nim wykłócać.
-Mnie też nie
podoba się, że tu jestem.- warknęłam.
On tylko
zmrużył oczy i podniósł mnie. Zaczęłam na niego krzyczeć ale nic sobie z tego
nie robił. Jak również z tego, że waliłam go pięściami. Posadził mnie w fotelu
i wrócił do łazienki. Wyszedł z niej trzymając to czerwone coś.
-Mówiłam, że
tego nie ubiorę.
-Albo
będziesz to nosić- nachylił się nade mną i położył mi suknię na kolana.- albo
będziesz chodzić nago.- mówiąc to chwycił brzeg ręcznika.- Żarty się skończyły
kochanie.
Po czym
wcisnął mi swój język do ust. Jęknęłam i zaczęłam walić go jak popadnie.
Rozwinął ręcznik a ja jęknęłam. Zaczęłam płakać. Nie chciałam by tak to się
skończyło. Znieruchomiał i powoli odsunął się.
-Widzisz
kochanie? Nie słuchasz się i jak to się kończy?
Bądź grzeczna.
Wyprostował
się i wolno przesunął po mnie wzrokiem. Cała się trzęsłam. On natomiast nic
sobie z tego nie robiąc poszedł do łazienki. Wykorzystałam to i przekradłam się
do łóżka gdzie opatuliłam się kołdrą. Gdy do moich uszu dobiegł dźwięk lecącej
z pod prysznica wody odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.
Jednak nie spałam zbyt długo. Powód? Mój żołądek nie dawał mi spokoju nawet we
śnie. Cały czas śniło mi się jedzenie. Mój mózg to chyba lubi się nade mną
znęcać. Jednak gdy tylko otworzyłam oczy przestała mi się podobać pozycja w
jakiej się znajdowałam. Wojna siedział na łóżku a ja otulona kołdrą na jego
kolanach. Odruchem było już trzęsienie się a przerażenie było normą. Szarpnęłam
się jednak on tylko wzmocnił uścisk. Z moich oczu już płynęły łzy.
-Puść mnie.-
jęknęłam.
-Wiesz, że
tego nie zrobię.- szepnął w czubek mojej głowy.
-Dlaczego
teką satysfakcję sprawia ci dręczenie mnie?
Westchnięcie.
Niespodziewanie wstał i zaniósł mnie do kuchni. Posadziwszy na taborecie,
przygotował coś do jedzenia po czym postawił przede mną tosty z serem.
Przeklęłam w duchu ale nic nie tknęłam. Whawhai usiadł naprzeciw, wziął jedną
kanapkę z talerza i przysunął mi ją do ust. Odwróciłam głowę.
-Niejadek.-
usłyszałam.
Wzruszyłam
tylko ramionami.
-Spójrz na
mnie.
Zrobiłam to
niechętnie. On ugryzł kanapkę i zaczął udawać, że się krztusi. Po chwili
przestał.
-A nie.
Jednak tego nie otrułem.- z powrotem kanapka znalazła się przed moimi ustami.-
a teraz jedz. Bo uwierz mi kochanie, znajdę sposób by cię do tego nakłonić.
Powoli
wzięłam gryz kanapki i niechętnie zaczęłam ją przeżuwać. Starałam się nie
patrzyć na jego pełną zadowolenia minę. Po posiłku znów mnie podniósł i położył
z powrotem do łóżka. Odwróciłam się od niego. Wojna natomiast położył się obok
mnie i objął mnie w pasie. Wzdrygnęłam się.
Tak minęło kilka
dni. Od jakiś dwóch mam wyższą temperaturę. Przemilczałam ten fakt. Leżę na boku
mając na sobie zwykłe spodnie i koszulkę. Udało mi się to wynegocjować… za pocałunek.
Fuj. Oczywiście omal mnie przy tym nie zgwałcił. Więc tak sobie leżę i rozmyślam
gdy nagle Wojna podchodzi do nie i niemal zdziera ze mnie koszulkę. Zaczęłam się
szarpać.
-Mogłabyś się
czasem powstrzymać z tym wierceniem.
W tym momencie
poczułam jego palce… rozsmarowywujące mi coś na brzuchu. Znieruchomiałam. Następnie
wysmarował mi tym samym niewiadomo-czym plecy, to czego nie zasłaniała koszulka
na dekolcie i stopy. Następnie wszedł pod kołdrę i przycisnął mnie do siebie.
-Co ty…
-Milcz.- przewał
mi.
-Ale…
-Po prostu leż
cicho.
Kto przeczytał?